Alkohol, dostawszy się raz do organizmu ludzkiego, coraz to szersze koła spustoszenia w nim zakreśla. Nieznacznie wkrada się i w najdrobniejsze cząstki ciała naszego, przesiąka je, znieczula i odbiera im chęć i siłę do pracy, bez której ciało nasze nie tylko nie może być zdrowym, ale wnet zniszczeć musi. Skutek alkoholu da się porównać ze skutkiem pewnej wschodniej trującej rośliny, która z początku na pozór zdrowiu nie szkodzi, przeciwnie siły podnosi, życie podnieca, ale potem zrazu jak polip w straszne swe ramiona ofiarę swą, uchwyci i rychlej jej nie puści, póki nie wyssie z niej reszty zdrowia i życia.
Alkohol przesiąka po swojej wędrówce przez żołądek i wątrobę, w końcu samą krew, on sok żywotny ciała naszego, a z nią dostaje się do płuc i do serca, dokonywając tu reszty spustoszenia. Powstaje często przekrwienie, zalewające płuca, zapalenie płuc, oddech krótki, który często w stałe cierpienia astmy się zamienia. Serce nie bije regularnie, okłada się warstwą tłuszczu, wypowiada swoje posłuszeństwo. Żyły i narzędzia krwionośne w ciągłym są naprężeniu, zdaje się, że co chwila pękną, jednym słowem, śmierć wisi nad pijakiem i uderzy nań wtenczas właśnie, gdy najmniej tego się spodziewa. Iluż to pijaków na porażenie mózgu, płuc lub serca nagle z tego świata zeszło i wprost od pijackiej biesiady przed tron sprawiedliwego Sędziego stawić się musiało? Niedawno czytano we wszystkich gazetach że młodzieniec pewien, który w gorzałce zasmakował, najlepszym trunkiem się raczył, z towarzyszami rozmawiał, aż naraz zbladł, posiniał, kurcze go ścisnęły, i legł jako trup z kieliszkiem, godłem śmierci! Straszna to taka nagła, niespodziewana śmierć, a ta właśnie na każdego bez wyjątku prawie pijaka czycha.
Skutkiem używania alkoholu chorują i psują się nerwy, t. j. one drobniuteńkie narzędzia ciała naszego, za pomocą których czujemy, widzimy, słyszymy, powonienie i smak mamy.
Jak wszystko, tak i nerwy trucizna ta ostra znieczulić musi. Stąd często się zdarza, że pijacy tracą słuch, a na stare lata, jeśli w ogóle ich się doczekają, stają się głusi jak pień. Również i wzrok przy używaniu gorzałki cierpi. Nie mówiąc już nic o tern, że pijakom zwykle w oczach się dwoi, zamiast jednego przedmiotu dwa widzą, że wzrok mają migotliwy, nie pewny, ale co gorsza siłę wzroku tracą, a już się często zdarzało, że dla pijaństwa wzrok, ten najpiękniejszy dar Boży, zupełnie utracili. Nie lepiej rzeczy stoją ze smakiem, powonieniem i czuciem. Nerwy tych zmysłów tak tępieją,, że człowiek w końcu nie wie, co je i pije. Zabawną pod tym względem opowiadają historyjkę.
Było to w dniu odpustowym jednej z wiosek wielkopolskich. Pomiędzy innymi wybrał się na tę uroczystość chłopak jakiś, który zbyt często i głęboko do kieliszka zaglądać lubił. Ponieważ słońce żaru swego nie szczędziło, zabrał sobie na drogę dla zagaszenia pragnienia kilka jabłek. Po wysłuchaniu nabożeństwa, w czasie którego poczciwe pijaczysko żarliwie się modliło, ale chyba nie o poprawę życia pijackiego, poszedł do karczmy i tu, chcąc po swojemu godnie uroczystość świętą zakończyć wódką, raczył się i siły swoje słabe podniecać począł. Tymczasem jakiś żartowniś niespostrzeżenie powyciągał mu jabłka z kieszeni i włożył w miejsce nich ziemniaki czyli kartofle. Chłopak wreszcie tak użył odpustu, że musiano go na wóz wpakować i do domu odwieść!… W drodze, ocucony chłodnym powietrzem, poczuł wielkie pragnienie, które mu strasznie dokuczało. Wtem przypomina sobie owe jabłka. Sięga do kieszeni i z największym zadowoleniem, ku wielkiej uciesze swoich towarzyszów, zjadł… ziemniaki, nie poznawszy się do ostatniej chwili na tym!…
Ot, co gorzałka z człowieka zrobić może!…
Ostatecznym objawem, a zarazem i najstraszniejszym skutkiem pijaństwa jest obłęd opilczy, czyli delirium tremens, jak lekarze tę chorobę z łacińskiego nazywają. Nerwy, alkoholem podniecone, w końcu tak się rozstroją, że nieszczęśliwa ofiara nałogu tego zupełnie rozum traci i dojrzałą jest do domu wariatów. Czasami miewa chwile przytomne, lecz na to tylko, by znowu w stan obłędu popaść. Braknie jej, wyrażając się słowy ludu naszego, dyszla w głowie. Obłędniałemu się zdaje, że go toczy robactwo, że żmije i jaszczurki po nim pełzają, osy kąsają, pająki do nosa wchodzą. Słyszy, jakieś szepty straszne, jęki konających, bicie w dzwony, brzęk łańcuchów, którymi go chcą krępować. Zdaje mu się, że jest otoczony całą zgrają szatanów, ucieka przed nimi lub blaga o litość. Czasami rozmawia z jakimiś niewidzialnymi wrogami, grozi im, uderza na nich krzesełkiem lub przedmiotem, który mu właśnie w rękę wpadnie. Potem znowu ucieka, kryje się po kątach, wyłamuje drzwi lub doskakuje do okna, by z niego na ziemię się rzucić. Czasami zupełnie spokojnie się zachowuje, po cichu ze sobą rozmawia, ale z oczu jego błędnych, w jeden przedmiot wlepionych, widać, że ma rozum zmącony. Ludzi takich pełno w domach wariatów; a gdyby ktoś lekarzy tamtejszych zapytał, dla czego w ogóle tak nadzwyczaj wielka liczba chorych na umysł pod ich opieką się znajduje, otrzymałby odpowiedź: dla tego, że ludzie używają alkoholu.
Alkohol piętno swe wyciska na całej postaci, twarzy i skórze pijaka. Mięśnie, straciwszy na sile, drgają; członki zwłaszcza nogi i ręce trzęsą się. Znałem organistę, któremu ręce tak drżały, że bez sztucznej podniety palcami nie mógł przebierać. Nawiasem dodaję, że ksiądz proboszcz, dowiedziawszy się o niewstrzemięźliwości sługi kościelnego, wnet go urzędu pozbawił.
Twarz czerwienieje lub przeciwnie, nalana tłuszczem niezdrowym, nabiera barwy bladej, zielonawej. Ciało całe obsypane jest wrzodami, tworzą, się zaognienia skóry, róża, rany się nie goją, ropieją i sprowadzają krwi zakażenia. Nieraz skóra się marszczy i nadaje twarzy młodzieńca wyraz stary, to znowu pęcznieje, przybiera zwłaszcza na nosie i policzkach najpotworniejsze kształty. Lekarz pewien wspomina o pijaku, któremu tak wielki nos urósł, że musiał go ręką na bok uchylić, gdy kieliszek wódki chciał wlać do gardła. A na Kujawach żyła niedawno kobieta, oddana pijaństwu, która już i na tak potężnym nosie, jeszcze narośle, do gruszek podobne, dźwigała!
Jakiż to smutny obraz pijaka! Twarz jego z przyrodzenia piękna, staje się odpychającą i wstrętną. Łysina wielka, nos mieniący się w rozmaitych kolorach, oczy bezmyślne, zamglone, policzki obrzękłe lub pomarszczone, jak cytryna wyciśnięta, tak samo nałogowi smutnemu dają smutne świadectwo, jak ta cała postać chwiejna, zgrzybiała, której i nogi, i myśli się plączą, która niezdolna do niczego, staje się podobną do dworu spustoszałego, kędy tylko sowy i nietoperze przebywają…
Lecz klątwa pijaństwa, alkoholu dalej jeszcze sięga, przechodzi z ojca na syna i wnuka. Rozmaite choroby odzywają się w potomstwie pijaka. Dowodzi sławny profesor włoski, że od jednego pijaka, Maksymiliana Juckiego, przyszło na świat w przeciągu 75 lat 280 dotkniętych ślepotą, obłędem i suchotami, 300 niemowląt, ^ zmarłych przedwcześnie i 290 zbrodniarzy. Cala ta piękna rodzina kosztowała rząd przeszło półtora miliona rubli!… Inny lekarz opowiada o czterech dzieciach pijaka, że jedno z nich się powiesiło, drugie gardło sobie poderżnęło, trzecie się utopiło, czwarte z trzeciego piętra skoczyło i zabiło się. Zresztą wystarcza przypatrzyć się pierwszej lepszej rodzinie pijackiej. Dzieci jej zawsze są krnąbrne, leniwe, umysłowo upośledzone, często głuche, nieme, zezowate, i dużo kłopotów rodzinie nieszczęsnej i społeczeństwu sprawiają. Tak ziszcza się słowo proroka: „nasienie bezbożnych zaginie.” Łatwo znów zrozumień, jak z drugiej strony błogosławione owoce wstrzemięźliwości!…