Zeznania Heleny Vauquier

A. E. W. Mason „Tajemnica Willi Róż”

Pielęgniarka otworzyła drzwi. Helena Vauquier siedział! oparta o poręcz, krzesła, wyglądała choro i twarz miała bar­dzo bladą. Gdy jednak wszedł Hanaud, komisarz i wszyscy inni, wstała, by ich przywitać. Ricardo stwierdził dokład­ność opisu Hanaud‘a. Przed nim stała kobieta 35-cio lub 40-letnia, o grubych rysach, w skromnej czarnej sukni, silna, o wybitnym chłopskim typie, robiąca wyrażenie uczciwej i zaufania godnej osoby. Wyglądała na to, czym była, zau­faną panną służącą starszej pani. Na jej twarzy malował się wyraz gorącej prośby.

— O panie — zaczęła — pozwól mii odejść stąd, nawet do więzienia, lecz zostać tu, gdziem w latach poprzednich była tak szczęśliwą ł moja pani, leżąca w pokoju pode mną – ­nie, to jest nie do zniesienia.

Opadła na krzesło. Hanaud się do niej zbliżył

— Tak, tak — powiedział, uspokajając ją — rozumiemy wasze uczucia, moja biedna kobieto. Nie będziemy was tutaj dłużej zatrzymywali. Czy może macie jakichś znajomych, do których moglibyście się sprowadzić?

— O tak!—zawołała z wdzięcznością—jakżeż’ panu dzię­kuję. Miałabym spać tutaj tej nocy! Sama myśl o tein przej­mowała mnie trwogą.

— Nie potrzebowała się pani tak obawiać. My prze­cież nie jesteśmy tak groźni, jak goście zeszłej nocy — po­wiedział łlanaud — przysuwając krzesło do niej i głaszcząc jej rękę że współczuciem. Chcielibyśmy bardzo, żeby pani nam powiedziała wszystko, co pani wie o tej sprawie. Pro­szę się nie spieszyć, jesteśmy wyrozumiali.

— Ale panie, ja niczego nie wiem — zawołała — powie­dziano mi, że mogę się położyć do łóżka, gdy tylko ubiorę panną Celję na seans*

— Na seans!—mimo woli wyrwało się Ricardowi. Znów’ stanęła mu przed oczami sala w Leamington. Lecz Hanaud zwrócił silę do niego, i chociaż wyraz uprzejmy z jego twa­rzy nie znikł, w oczach jego było coś takiego, że Ricardo musiał się zarumienić.

— Czy pan znów coś powiedział, pan/c Ricardo? — spytał detektyw. Nie? Nie przypuszczałem też, żeby to było możliwe — i zwrócił się znowu do Heleny Vauquier. Więc p. Celja urządzałd seanse? To dziwne. Chcielibyśmy coś o tern słyszeć. Kto wie, jaką drogą dojdziemy do prawdy.

Helena Vauquier potrząsnęła głową.

„Źle jest, że pan chciałbyś się dowiedzieć prawdy ode mnie. Musi pan wiedzieć, że nie mogę mówić bezstronnie o p. Celji, nie, nie mogę. Nie lubię jej. Byłam o nią zazdro­sną, tak, zazdrosną, panie. Chce pan wiedzieć prawdę? Nie­nawidziłam jej z całego serca!” Zaczerwieniła się i wbiła palce w poręcz krzesła. ,.Tak, nienawidziłam jej. Cóż mogę na to poradzić?”

„Dlaczego?, spytał Hanaud spokojnie. — „Dlaczego nie mogła pani temu zaradzić?”

Helena oparła się o poręcz krzesła, widocznie osłabiona, i uśmiechnęła się blado.

„Powiem panu wszystko, lecz proszę pamiętać, że mówi do pana kobieta i że niektóre rzeczy, które wydadzą się panu głupimi i mało znaczącymi, są dla mnie bardzo ważne. Było to w czerwcu tego roku. Pomyśleć tylko, że tak niedawno nie było jeszcze panny Celji — Hanaud, widząc jej wzburzenie, chciał ją uspokoić, dodała jednak prędko: „Tak, tak, będę już panowała nad sobą, lecz gdy myślę o pani Dauvrey… — i potem zaczęła już gładko opowiadać swoją historię.

Ricardo znalazł odpowiedź na pytanie, które go tak nie­pokoiło, a mianowicie, jak młoda dziewczyna, tak dystyngo­wana, jak Celja Harland, mogą żyć w towarzystwie kobiety, w typie p. Dauvrey.

„A więc pewniej nocy w czerwcu pani posila w towa­rzystwie do restauracji na. kolacje, gdzieś na Montmartre i wte­dy przywiozła do domu p. Celję. Trzeba było ją widzieć tego wieczora. Miała spódniczkę i żakiet, które rozpadały się wprost na kawałki i ginęła z głodu. Pani opowiedziała mi całą jej historię jeszcze tego samego wieczora, gdy ją rozbielałam. Panna Celja tańczyła pomiędzy stołami, by zjeść ko- rację z kimkolwiek, kto by chciał z nią tańczyć”.

Znowu głos jej zabrzmiał gniewnym brzmieniem. Była to chłopka, pełna przesądów i uprzedzeń, wyrażająca swoją wzgardę i niechęć bez oszczędzania. Wethermil musiał wszystkiego wysłuchać. Ricardo nie miał odwagi spojrzeć w jego kierunku.

„Lecz mało kto chciał tańczyć z nią w tych łachmanach. Tylko moja pani była tak dobra i zaprosiła ją na kolację. Pani moja dała jej jeść i wysłuchała jej historii rozpaczy i głodu, uwierzyła jej i przywiozła ją do domu. Pani moja była tak dobrą, a przytym nieostrożną w swojej dobroci. Teraz leży w nagrodę za to — zamordowana.” Westchnęła Twarz jej drżała histerycznie, ręce pracowały nerwowo. Hanaud uspokajał ją, jak mógł.

Helena Vauqier przerwała na parę chwil, by przyjść do siebie.

„Przepraszam pana bardzo, lecz ja tak długo byłam u pa­ni. Nieszczęśliwa kobieta! Ale już mi lepiej. A więc pani sprowadziła ją do domu i za tydzień nae było rzeczy, która byłaby zbyt piękną dla pani Celji. Pani była naiwna, jak dziecko. Zawsze ją oszukiwano, nigdy nie wiedziała, co to ostrożność. Lecz. nikt tak prędko nie znalazł drogi do serca pani, jak panna Celja. Panna Celja została u niej. Musiała być ubieraną przez pierwsze krawcowe, nosiła koronkowe halki i najpiękniejszą bieliznę, długie białe rękawiczki i piękne wstążki, a kapelusze od Camine Reboux po dwanaście tysięcy franków, a ja — musiałam jej usługiwać i stroić ją we wszyst­kie te wspaniałości.

Helena opowiadała z coraz wzrastającą nienawiścią. Każde słowo dyszało złością. Spojrzała po wszystkich i wzruszyła ramionami.

— Prosiłam was, żebyście się do mnie nie zwracali. Nie mogę mówić bezstronnie lub nawet spokojnie o pannie Celji. Panowie mnie zrozumieją: przez długie lata byłam więcej niż służącą pani,, byłam jej powiernicą. Nazywała mnie w swej dobroci swoją przyjaciółką. Mówiła ze mną o wszystkim, radziła się we wszystkim i wszędzie zabierała mnie ze sobą. Nagle przyprowadza do domu o drugiej godzinie w nocy małą dziewczynę z ładną buzią z jakiejś restauracji na Montmartre. Za tydzień ja jestem niczym, ale to niczym, a p. Celja jest królową.”

„Rozumiemy to dobrze” — powiedział Hanaud współczu­jąc — „nie byłoby to ludzkie, gdyby pani nie odczuwała gniewu. Lecz proszę nam powiedzieć coś o tych seansach. Jak się rozpoczęły?”

„Oh panie” — odpowiedziała Helena — „nie było to trud­ne z moją panią. Pani Dauvrey miała specjalne zamiłowanie do wróźbiarzy i wszelkich oszustów tego rodzaju. Ktokolwiek z talią kart i jakimś bzdurstwem o jakiejś niebezpiecznej bru­netce lub kulejącym mężczyźnie ukazał się — pan zna te historie — które oni opowiadają w pół oświetlonym pokoju, by omamić łatwowiernych — mógł wykorzystać pani zabobonność. Lecz pan zna ten typ.”

„Rzeczywiście znam” — powiedział Hanaud z uśmiechem.

— Trzy tygodnie po przybyciu p. Celji, rano przy czesaniu rozmawiałyśmy o pani słabostce do najrozmait­szych wróżb i wróżbitów. Powiedziałam wówczas, szkoda, że nasza pani tak się uzależnia od tych ludzi — i gdybym ja tylko chciała jej być pomocą, potrafiłaby zabawić panią czymś bardziej zajmującym. Przyrzekłam pomoc. Nie zda­wałam sobie sprawy, jaką władzę włożyłam jej do rąk. Gdybym przypuszczała cośkolwiek, odmówiłabym jej pomocy. Poza tym chciałam dobrze żyć z p. Celją. Zgodziłam się też bez namysłu, a gdy raz się zgodziłam, nie mogłam już później odmówić, bo panna Celja byłaby w jakiś sprytny sposób powiedziała, że mam zły wpływ na jej seanse i z pewno­ścią wpłynęłaby na panią, żeby mnie oddaliła. Z drugiej strony nie mogłam znowu wyznać pani całej prawdy, bo gdybym jej była powiedziała, że byłam pomocą w oszuki­waniu jej, byłabym i w tym wypadku narażona na utratę tak dobrego miejsca. I tak seanse te trwały.

— Rozumiem — powiedział Hanaud — że pani była w trudnym położeniu. My—tu zwrócił się do komisarza — nie weźmiemy pan mi tego za złe.

Komisarz przytakiwał.

— Życie nie jest łatwe.

— Więc seanse się zaczęły — powiedział Hanaud, nachylając się z zaciekawieniem nad nią. To, pani Heleno, jest dziwne i ciekawe, co mi tu pani opowiada. W jaki sposób się one odbywały? Na czym polegała pani pomoc? Cóż panna Celja czyniła? Uderzała w ciemności prawdopodo­bnie w stół, grała na tamburynkach, w rodzaju tego, który wisi w salonie na ścianie — wyliczał to z odcieniem lekkiej ironii.

Ricardo był rozczarowany. Hanaud jednak nie prze­oczył tego bębenka, mimo, że nie posiadał tak, jak Ricardo ważnych danych, by zwrócić nań uwagę, nie tylko zauwa­żył, ale zapamiętał go sobie.

— Czy nie tak?—spytał.

— Ach panie!—zawołała Helena — bębenki, stukanie w stół, to jeszcze nic, panna Celja umiała wywoływać duchy, które ukazywały się i mówiły.

— Naprawdę? 1 nigdy nie przyłapano jej na tern. Panna Celja musiała być nadzwyczaj zręczną osobą?

— Tak jest. Jej zręczność była naprawdę zadziwia­jącą. Czasem pani i ja byłyśmy same tylko obecne, cza­sem byli jeszcze i goście, których pani z dumą zapraszała. O! bo pani była bardzo dumną z tego, że jej towarzyszka umie wywoływać duchy. Lecz nigdy panny Celli nie przy­łapano. Opowiadała mi, że przez długie lata, będąc niemal dzieckiem jeszcze, objeżdżała całą Anglię i występowała w tego rodzaju produkcjach.

„Panna Celja w długiej, czarnej, aksamitnej sukni, która dobrzemvjxłatniała jej białe ręce i ramiona — O! panna Celja nigdy o tych szczegółach nie zapominała” — przerwała He­lena z ponownym rozgoryczeniem. — „Zjawiała się w salonie, ciągnąc swój tren za sobą, niekiedy mówiła, że czuje jakąś siłę, która się jej sprzeciwia i siadała cicho na krześle, pod­czas gdy pani nie spuszczała jej and na chwilę z oka. Potem p. Celja mówiła, że dziś wieczór jest w transie i że duchy na jej zawołanie przyjdą. Wtedy wprowadzano ją do jakiejś alkowy, czasem drzwi do tej alkowy zawiązywano sznurem — pan rozumie, że sznur to już była inna sprawa — potem zaciemniano światła, czasem nawet całkiem je gaszono. Innym znów razem siedzieliśmy wszyscy, trzymając ręce do­koła stołu. Panna Celja pomiędzy panią Dauvrey a inną. Lecz w tym wypadku światła zawczasu gaszono i pani Dauvrey trzymała moją rękę zamiast ręki panny Celji. Wte­dy — czy z alkowy, czy z krzesła, p. Celja skradała się ci­chutko po pokoju, w pantofelkach o miękkich podeszwach, które nosiła, by przytłumić swoje kroki i tak jak pan mówił, bębenki się odzywały, jakieś palce dotykały czoła i szyi, gło­sy przemawiały z rogów pokoju, niewyraźne zjawiska duchów wielkich kobiet przeszłość i ukazywały się i rozmawiały z panią Dauvrey. Tego rodzaju ludzie jak de Castiglione, Marja Antonina, Ałmę de Medici — nie przypominam sobie zresztą wszytkich nazwisk i przypuszczam, że je źle wymawiam. Po­tem głosy cichły, światło się zapalało i pannę Celję widziano znowu w tej samej pozycji, w jakiej była, zanim światła zgaszono, w tym samym transie. Niech pan sobie wyobrazi wra­żenie takich seansów na kobiecie tego rodzaju jak pani Dauvrey. Szalała za niemi, wierzyła w nie niezbicie. Słowa tych wielkich pań z przeszłości pamiętała i .powtarzała i była nie­bywale dumna, że tak wielkie panie powracały na świat, jedy­nie po to, aby opowiadać jej, pani Dauvrey, o swoim życiu. Chętnie byłaby urządzała seanse codziennie, lecz panna Celja wymawiała się tern, że one ją wyczerpują. Ale też ta .panna Celja była sprytna. Na przykład: może się to panom wyda śmiesznym — ale panowie powinni pamiętać, jaką była pani Dauvrey. Oto pani naszej specjalnie zależało na tern, by roz­mawiać z duchem pani de Montespan. Tak, czytała ona jej pamiętniki; najprawdopodobniej panna Celja poddała pani naszej tę myśl, bo pani nie lubiła zresztą książek. Ginęła, by usłyszeć głos tej sławnej kobiety i by uchwycić blady cień jej twarzy. Ale nigdy do tego nie doszło, ciągle wyczekiwała tego i ciągle panna Celja męczyła ją tą nadzieją, nie zadawalając jej. — Widocznie nie chciała wygrać wszy­stkich swych kart od razu. I tern zdobyła sobie władzę nad pa­nią Dauvrey jeszcze większą. Wszyscy wróżbici poszli w kąt. Pani zaś nie przestawała dziękować Bogu za szczęśliwy traf. który sprowadził pannę Celję do jej domu. A teraz leży tutaj zamordowana!“.

Głos Heleny znów się załamał, Hanaud podał jej szklankę wody.

„Czy lepiej pani?“

„Tak, panie’1 odpowiedziała, przychodząc do siebie.

„Czasem także” — dodała — wiadomości od duchów zla­tywały na kartkach papieru, pisanych przez duchy.”

„Pisanych przez duchy?” zawołał prędko Hanaud.

„Tak, odpowiedzi na pytania. Panna Celja miała je przy­gotowane. Ach, jak zręcznie ona to wszystko robiła!”

„Lecz przypuszczam, że czasem były pytania, na które panna Celja nie umiała dać odpowiedzi?”

„Czasem” — przyznała Helena — „gdy goście byli obe­cni. Gdy pani Dauvrey była sama, każda odpowiedź była do­bra. Była to przecież kobieta niewykształcona. Lecz inaczej bywało, gdy byli obecni obcy ludzie, mało znani pannie Celji. Ci, by ją wypróbować, zadawali pytania, których odpowiedź znali, a panna Celja jej znać nie mogła”

„Oczywiście, i jak sobie wtenczas radziła?”

Wszyscy obecni zrozumieli, do czego Hanaud zmierza i czekali w naprężeniu na jej odpowiedź.

Uśmiechnęła się.

„Pannie Celji było wszystko jedno. Była przygotowaną na tego rodzaju trudności. Wspaniale przygotowaną”.

Na twarzy Hanaud‘a ukazało się zdziwienie.

„Tylko jeden sposób mogę sobie tu wyobrazić” — i spoj­rzał na komisarza i Ricarda, tak, jak gdyby ich pytał o zdanie. „Myślę, że wtedy mogła przylecieć od duchów odpowiedź na piśmie, że poprostu „nie wiedzą”.

„O, nie, panie” — odpowiedziała Helena, z politowaniem dla naiwności Hanaud‘a. „Widzę, że pan rzadko bywa na seansach. Duch nigdy nie przyznałby się, że czegoś nie wie. Natychmiast autorytet jego zmalał by, a z nim autory­tet panny Celji. Lecz z drugiej strony, z powodów niewiado­mych duchy mogą otrzymać zakaz odpowiadania”.

„Rozumiem” powiedział Hanaud, przyjmując ze skrom­nością to sprostowanie — „duchy mogą się wymówić zakazem odpowiedzi, ale nigdy nie przyznają się, że czegoś nie wiedzą”:

„Nie, nigdy” powtórzyła Helena. A więc Hanaud musiał szukać innego wytłumaczenia dla tych słów. „Nie wiem”, na­pisanych na karteczce papieru.

Helena opowiadała dalej, jak trudno było zaskoczyć Celję. Miała przy 9obie szal koronkowy, którym owijała głowę, przy­bierając wygląd, jaki jej był potrzebny. Głos tak zmieniała, że był nie do poznania.

„Ach tak, panna Celja była niezwykle zręczna!”

Wszyscy słuchacze byli głęboko przekopani o prawdzi­wości opowiadania Heleny Vauqurer. Pani Dauvrey stanęła im przed oczyma, jasno, jak za żyda. Te sztuczki Celji były tak żywo opisane, że napcwno nie mogły być zmyślone. W każ­dym razie wyobraźnia tej kobiety, której usta z trudem wy­mawiały obce wyrazy, nie mogła lego wszystkiego stworzyć. Skąd mogłaby też znać te nazwiska?

Nigdy nie potrafiłaby wymyśleć np. takich szczegółów, jak ta namiętna chęć rozmawiania z panią Montespan. Te szczegó­ły były bezsprzecznie prawdziwe.

A Ricardo miał pewność, że są prawdziwe. Przecież on sam widział dziewczynę tę w czarnej aksamitnej sukni, zam­kniętą w alkowie i wizje jakichś sławnych kobiet, ukazujące się w ciemności. Wprawdzie ta uzasadniona zazdrość Heleny |Vauqier zabarwiała nieco całą tę historię, ale dużo w niej było prawdy.

„A teraz możemy już mówić o wczorajszym wieczorze. Więc zeszłego wieczora odbył się seans?”

„Nie, panie”, powiedziała Helena, „wczoraj wieczorem nie było seansu”.

„Lecz pani mówiła” — wtrącił komisarz, ale Hanauo przerwał mu ruchem ręki.

„Daj jej pan dokończyć. Niechże pani dalej mówi.“

„O piątej popołudniu pani Dauvrey i panna Celja przy gotowały się, by opuścić dom. Zwykle wychodziły o tej po rze do kasyna, spędzały tam parę godzin, jadły obiad w re­stauracji i wieczorem znów wracały do kasyna. Tym razem jednak parni Dauvrey powiedziała Helenie, że wrócą wcześnie i że przyprowadzą ze sobą gościa, który bardzo interesuje się seansami spirytystycznymi, lecz odnosi się do nich zupełnie sceptycznie. „Lecz dzisiejszego wieczora przekonamy ją“, po­wiedziały zwracając się pełna otuchy do Celji, gdy wycho­dziły. Tuż przed ósmą Helena zamknęła okiennice na obu piętrach i drzwi? prowadzące do ogrodu i powróciła do kuchni, która mieściła się z tyłu, to jest od strony, wychodzącej na uli­cę. O siódmej spadł desrzcz, który trwał przez całą prawic godzinę. Bezpośrednio po zamknięciu okiennic deszcz znów padał, tym razem silniej. Helena, wiedząc, że pani nie lubiła chłodu, zapaliła ogień w kominku w salonie. Deszcz padał do dziewiątej godziny, potem wypogodziło się.

Było około wpół do dziesiątej, gdy z salonu odezwał się dzwonek. Helena była pewna, że była to właśnie ta godzina, gdyż posługaczka zwróciła jej na to uwagę. „Zastałam w sa­lonie panią Dauvrey, pannę Celję i jeszcze jedną kobietę. Pani otworzyła bramę swoim kluczem i wpuściła je do willi”.

„A tamta kobieta! — zawołał Besnard. — Czy pani ją widziała już kiedyś przedtem ?“

„Nie, nigdy”.                                                      .

„Jak ona wyglądała ?“

„Była blada, z czarnymi włosami i błyszczącemi oczami, wzrostu niskiego, około czterdziestu pięciu lat, choć trudno było jej wiek osądzić. Gdy zdjęła rękawiczki., zauważyłam, że miała ręce niezwykle silne, jak na kobietę”.

„A!“ zawołał Besnard „to jest bardzo ważne”.

„Pani Dauvrey jak zwykle przed seansem była w wielkim podnieceniu. — „Heleno, proszę pomóc pannie Celji się przebrać, a proszę zrobić to szybko” — a potem dodała z jakąś tęsknotą w głosie: „Może tej nocy zobaczymy ją na­reszcie”. „ONA“, to jest parni de Montespan, pan rozumie. Zwra­cając się do gościa, powiedziała: „po dzisiejszym seansie i ty uwierzysz, Adelo”.

„Adela?” powiedział komisarz z bystrą miną — „więc ta obca kobieta nazywała się Adela?”

„Może” — powiedział Manaud oschle.

Helena zastanowiła się.

„Zdaje mi się, że imię jej było Adela” powiedziała już tonem nieco powątpiewającym „brzmiało jak Adela”.

Niepoprawny p. Ricardo czuł się zmuszony zabrać głos.

„Pan Hanaud pewnie ma na myśli”, wytłumaczył z miną człowieka zachwyconego swoją bystrością, „że Adela był to najprawdopodobniej pseudonim tylko”.

Hanaud zwrócił się w jego stronę wściekły.

„To jej z pewnością dopomoże”, zawołał. „Pseudonim! Helena Vauqier może też zrozumieć takie proste i codzienne słowo. Jak sprytny jest nasz p. Ricardo! lego spostrzeżenia są zdumiewające!” I rozłożył ręce w ironicznym zachwycie.

Ricardo zaczerwienił się, lecz nie odpowiedział ani słowa. Bał się, że zostanie wyproszony z pokoju, więc .znosił docinki i dawał się strofować jak chłopak. Na szczęście komisarz od­wrócił od niego uwagę.

„Pseudonim znaczy fałszywe imię” — powiedział do He­leny Vauquier, objaśniając jej słowa Ricarda. Przypuszczam, że imię Adela mogło być zmyślone”.

„Adela zdaje mi się, było imię, które słyszałam” powtó­rzyła Helena pewniejszym głosem, szukając w pamięci.

„Możemy ją nazwać Adelą” powiedział Hanaud, nie tając niecierpliwości. „Cóż za różnica? Proszę, niech pani opowia­da dalej, panno Heleno”.

„Pani ta siedziała wyprostowana i sztywna na krześle, z miną nieufną, tak, jak gdyby z góry była pewną, że nic nie potrafi jej przekonać i śmiała się z niedowierzaniem”.

Wszyscy obecni mogli sobie żywo tę scenę wyobrazić: tę kobietę, zdejmującą rękawiczki z muskularnych rąk, z miną drwiącego niedowiarka, zdenerwowaną panią Dauvrey, prze­jętą swoją misją przekonania jej, i pannę Celję, wybiegającą z pokoju, by włożyć swoją czarną suknię, niewidoczną w pół­mroku.

„Podczas gdy zdejmowałam suknię, panienka”, ciągnęła Helena dalej, „powiedziała: „Gdy zejdę do salonu możesz si} położyć spać, Heleno. Po panią Adelę — tak jest powiedziała: Adela, — przyjedzie automobilem jej przyjaciel. Ja ją wypusz­czę i zamknę za nią drzwi. Więc jak usłyszysz auto, będziesz wiedziała, że to po nią przyjechano”.

„Tak powiedziała?” wtrącił Hanaud prędko.

„Tak, panie”.

Hanaud spojrzał posępnie na Wethermilla. Potem zamienił szybkie spojrzenie z komisarzem i prawie niewidocznie wzru­szył ramionami’. Ricardo zauważył tan ruch i wytłumaczył go na swój sposób, a mianowicie jednym słowem: winna. ”

Helena również ten ruch zauważyła.

„Niech pan nie osądza jej za prędko”, powiedziała, jakby z wyrzutem sumienia. „I nie na podstawie moich słów. Jesz­cze raz powtarzam, nienawidziłam jej!”

Hanaud tylko skinął a ona ciągnęła dalej:

„Byłam zdziwiona i spytałam, jak on da sobie radę bez swojej pomocnicy. Ona się roześmiała i powiedziała, że nie sprawi jej to żadnej trudności. Z tego też powodu przypuszczam, że zeszłej nocy seans się nie odbył. Panie, w głosie jej był jakiś ton tego wieczora, którego wtenczas nie rozumiałam. Panienka potem wykąpała się, podczas, gdy ja przygotowałam jej czarną suknię i pantofelki na miękkich po­deszwach. Teraz powiem dlaczego jeszcze jestem pewna, że seans się nie odbył. Panna Celja nie miała wcale zamiaru, żeby się odbył”.

„Proszę nam to wytłumaczyć” powiedział Hanaud zacie­kawiony.

„Mam tu opis stroju panny Celji, gdy schodziła na dół”.

Helena wzięła arkusz papieru ze stolika stojącego obok niej. „Napisałam to na prośbę pana komisarza”. Podała pa­pier Hanaudowi, który go przejrzał, podczas gdy ona opowia­dała dalej: „Oprócz płaszcza z białych koronek, ubrałam pan­nę Celię właśnie w ten oto sposób na jej wyraźne życzenie. Kazała się ubrać w najnowszą wieczorową suknię z zielonej gazy na jedwabnej podszewce, w której jej było przepięknie. Sukilenka była głęboko dekoltowana, miała długi tren, który szeleścił przy każdym poruszeniu. Zażądała również zielonych pończoch i pantofelków z wielkimi błyszczącymi klamrami i torebki’ z zielonego jedwabiu, przytwierdzonej dwoma błysz­czącymi klamrami do paska. Związałam jej jasne włosy sre­brną wstążką i włożyłam jej na głowę duży zielony kapelusz z piórami strusiemi. Zwróciłam panience uwagę, że w saloniku na kominku palił się ogień i nawet z parawanikiem przed ko­minkiem klamry przy bucikach będą migotały w odbłysku ogniła na podłodze i zdradza ją, nawet gdyby nikt mie dosły­szał szelestu sukni. Odpowiedziała, że w odpowiedniej chwili zrzuci pantofle. Przyznacie panowie, że nie w ten sposób

ubiera się na seans” zawołała kiwając głową — „lecz w ten sposób ubiera się, gdy się oczekuje swego kochanka”.

To powiedzenie zaskoczyło wszystkich. Ricardo oniemiał. Wethermpillowi wyrwał się okrzyk protestu. Komisarz zawo­łał z zachwytem: „To jest pomysł!”. Nawet Hanaud ruszył się na krześle, chociaż wyrazi twarzy jego nie zmienił się i nie spuszczał oczu z Heleny.

„Słuchajcie, panowie”, mówiła dalej — „powiem wam coś więcej: jak zwyczajnie w stołowym pokoju, po drugiej stronie hallu przygotowałam lemoniadę i ciastka. Przypuszczam moż­liwość, że podczas tego, gdy panna Celja się ubierała, pani i ta obca osoba przeszły do stołowego pokoju. Wiem, że panna Celja, gdy tylko była ubrana, zbiegła wprost do salonu. Przy­puśćmy, że panna Celja oczekuje swojego kochanka, z którym chciała uciec. Przebiegła przez salon i otworzywszy szklane drzwi ucieka pozostawiając drzwi otwarte. Złodziej wspólnik Adeli zastaje drzwi otwarte i zamyka się w salonie aż do po­wrotu pani Dauvrey. Widzi pan, to przypuszczenie uniewinnia pannę Celję.

Helena przechyliła się naprzód z rumieńcem na twarzy. Nastąpiło chwilowe milczenie, które przerwał Hanaud.

„Wszystko to bardzo piękne, pani Heleno, lecz to nie tłu­maczy koronkowego płaszcza, w którym dziewczyna odeszła. Musiała przecież powrócić do pokoju, by go wziąć ze sobą, gdy pani już poszła spać”.

Na twarzy Heleny Vauquier ukazało się rozczarowanie.

„To prawda, zapomniałam’ o płaszczu. Nie lubiłam panny Celji, ale w gruncie rzeczy nie jestem złą kobietą”.

„Poza tym lemoniada i ciastka zostały nietknięte w stoło­wym pokoju” przerwał jej komisarz.

I tym razem rozczarowanie brzmiało w słowach Heleny.

„Czy tak?” spytała. „Nie wiem, trzymano mnie tu w uwięzi”.

„Słuchajcie, słuchajcie!” zawołał komisarz ogromnie za­dowolony. „To jest teoria, która wszystko tłumaczy. Trzeba tylko skombinować teorię Heleny z naszą, a zobaczymy, że przypuszczenie Heleny jest aż do pewnego punktu słuszne. Przyjmijmy, panie Hanaud, że dziewczyna ta oczekiwała swe­go kochanka, a kochanek ten był właśnie mordercą. Toby nam wszystko wyjaśniło. Nie ucieka do niego, lecz otwiera mu drzwi i wpuszcza go do domu”.

Hanaud i Ricardo ukradkiem spojrzeli na Wethcrmilla, jakie wrażenie na nim ta teoria zrobi. Wethcrmill stał oparty o ścianę, z twarzą bladą i wykrzywioną cierpieniem. Lecz ja­kaś zaciętość malowała się w jego twarzy. Zaciętość człowieka, który raczej w milczeniu zniesie zniewagę, niż da się prze­konać o podłości kobiety, którą kocha.

„Tego powfledzieć nie mogę. Mówię tylko to, co wiem. Jestem kobietą i trudno byłoby dla młodej dziewczyny, która z utęsknieniem oczekuje swego kochanka, zachować się tak, by druga kobieta tego nic zauważyła. Ta kobieta może być nie­wykształcona i nieinteligentna, a jednak pozna zawsze. Nie trzeba słów by to spostrzedz. Bo niechże panowie tylko zwró­cą uwagę”, ciągnęła dalej z uśmiechem. „Młoda dziewczyna drżąca cała z podniecenia, pragnąca pokazać najpełniej swoją piękność. Wyobraźcie sobie usta wyczekujące pocałunków… Czyż druga kobieta na tern nie poznałaby się? Panna Celja była zaróżowiona, oczy jej błyszczały, nigdy nie wyglądała tak przepięknie, na złotej głowie zielony kapelusz, faktycznie przeszła sama siebie tego wieczora. Potem westchnęła z za­dowolenia, że tak ładnie wgląda, jedną ręką zebrała swój tren, do drugiej wzięła jedwabne rękawiczki i zbiegła ze scho­dów, postukując obcasami, błyszcząc klamrami. Na dole od­wróciła się i jeszcze raz powiedziała: „Pamiętaj, Heleno, mo­żesz się położyć”. I znowu nienawiść Heleny Vauquier wzięła górę:

– Dla niej piękne suknie, przyjemności, szczęście. Dla mnie — dla mnie — nic — mogłam się położyć spać”.

Hanaud znowu spojrzał na opis. który Helena mu podała i przeczytał go dokładnie. Potem postawił pytanie, którego znaczenia Ricardo nie zrozumiał:

„Proszę pani” powiedział, „Gdy dziś rano, przeglądała pani garderobę panny Celji. aby się przekonać, co z jej rzeczy brakuje, bo jak pani twierdziła, dobrze byłoby, gdyby pani dla dokładnego opisu ubrania panny Celji, przekonała się o tym w jej garderobie — czy nie zauważyła pani żadnego braku, prócz płaszcza koronkowego?

„Nie”.

„A gdy panna Celja zeszła na dół…?“

„Zgasiłam światło w jej pokoju v tak, jak powiedziała, poszłam spać. Potem tylko jeszcze pamiętam… ale nie — zbyt mnie to przeraża, gdy myślę o tern”.

„Helena zadrżała; ukryła twarz w rękach, ale Hanaud ła­godnie ujął jej ręce i uspokajał ją, jak mógł „Odwagi, przecież jesteś już teraz bezpieczna, uspokój się, pani. Oparta się w fotelu z oczami zamkniętemi.

„Ach teraz jestem bezpieczna, lecz nigdy nie odważę się zasnąć znowu”. Oczy jej zaszły Izami. „Zbudziłam się z uczu­ciem duszności. Światło paliło się w pokoju. Obca kobieta mu- skularneini rękami trzymała mnie za ramiona, podczas gdy mężczyzna jakiś z czapką nasuniętą głęboko na oczy, z ma­łym czarnym wąsikiem^ przyciskał do moich ust szmatkę, z której jakiś dziwnie obrzydliwy, słodki smak dostawiał silę do moich ust. Nile mogłam krzyczeć; dusiłam się. Kobieta powie­działa mi brutalnie, abym się cicho zachowywała. Nie mogłam jednak, musiałam się wyrywać. Potem z niesłychaną brutal­nością podniosła mnie trochę, a mężczyzna przycisnął mocno tę szmatkę do moich ust. Mężczyzna trzymał mnie mocno wol­ną ręką, a ona zawiązała mi silnie ręce na plecach. Spójrzcie tylko panowie”, tu wyciągnęła swe ręce. Były strasznie opu­chłe. Czerwone pręgi wskazywały, gdzie sznur głęboko wrył silę w ciało. „Potem rzucili mnie znów na łóżko i pierwsze, co sobie przypominam znowu, to był doktor, stojący nade mną i ta oto pielęgniarka, która mnie podtrzymywała”.

Upadła w głąb fotelu wyczerpana i ścierała chusteczką czoło; pot kroplisty spływał jej po twarzy.

„Dziękuję pani”,’— powiedział Hanaud poważnie. „Zmę­czyliśmy panią porządnie, rozumiem to, lecz teraz już to za­kończymy. Prosiłbym, żeby pani jeszcze raz przeczytała ten opis panny Celji. Może się pani jeszcze przekona, czy pani cze­goś nie opuściła” i podał jej papier.

„Chcę go dać do gazet, więc zależy mi na tein, żeby był zupełny. Panno Heleno, proszę zobaczyć, czy pani niczego nie przeoczyła”.

Helena nachyliła się nad karteczką i powiedziała po chwili:

„Nie, nie przypuszczam, żebym cokolwiek zapomniała” i oddała mu karteczkę.

„Pytam się”, tłumaczył się Hanaud, „bo słyszałem, że pan­na Celję zwykle nosiła brylantowe kolczyki, a tutaj nie są one wymienione”.

Helena lekko się zarumieniła:

„To prawda, zapomniałam, czysta prawda”.

„Każdy mógłby zapomnieć o takiej drobnostce” powiedział Hanaud. „Lecz teraz pani sobie przypomni, czy panna Celja nosiła je zeszłego wieczora?” Pełen wyczekiwania przechylił się i czekał na odpowiedź. Wethermill również poruszył się.

Obaj widocznie wielką wagę przykładali do jej słów. Ona pa­trzała na Hanauda przez kilka chwil bez odpowiedzi.

„Nie ja mam dać pani na to odpowiedź11 powiedział spo­kojnie Hanaud.

„Wiem, panie”, powiedziała, rumieniąc się. „Namyślam się tylko.

„Ozy nosiła je, gdy schodziła na dół wczoraj wieczór?“

„Zdaje się, że je nosiła” powiedziała niepewnym głosem Helena. „Tak, teraz sobie przypominam. Pamiętam dobrze, pan­na Celja zdjęła je przed kąpielą. Leżały na toaletce i włożyła je, podczas gdy ją czesałam”.

„A więc dodamy do tego opisu i kolczyki”, powiedział Ha­naud ii wstał z krzesła z karteczką papieru w rękach. „A teraz nie będziemy już pani męczyć więcej panną Celią. Złożył pa­pier, wsunął do swego portfelu. „Niech pani nam jeszcze po­wie kilka słów o pani Dauvrey. Czy miała ona dużo pieniędzy w domu?1

„Nie, panie, bardzo mało, znano ją dobrze w Aix i przyj­mowano jej czeki chętnie. Było przyjemnie służyć u pani; mia­ła tak wielki kredyt”, powiedziała Helena Yauąuier, podnosząc głowę, jak gdyby i na nią padał odblask tego dobrobytu.

„Bezwątpienia”, przyznał Hanaud. „Dużo jest wielkich do­mów, których kredyt jest naciągnięty i nie jest to zbyt przy­jemne dla służby”.

„Tak jest, musi się z tern ukrywać przed służbą sąsiadów. Poza tym”, dodała z grymasem wzgardy, „naciągnięty kredyt bankowy, to tak jak podarta halka pod jedwabną suknią. Ni­gdy czegoś podobnego nie było u pani Dauvrey“.

„Nie potrzebowała więc nigdy nosić przy sobie wielkich sum, rozumiem to“ powlledział Hanaud. „Lecz od czasu do cza­su może wygrywała w kasynie?”.

Helena zaprzeczyła.

Namiętnie lubiła ona kasyno, lecz nigdy nie grała wysokie- mi stawkami, a często w ogóle nie grała. Jeżeli wygrała kilka ludwików, była tak zachwyconą i tak bała się przegrać je zno­wu, jak gdyby suma ta odgrywała u niej jakąś rolę. Najwyżej miała w domu dwadzieścia do trzydziestu ludwików”.

„Więc pani przypuszcza, że dokonano tego morderstwa dla jej sławnej biżuterii?”

„Tak, panie.”

„I gdzież trzymała ona tę biżuterię?”.

„W kasie, w; swoim sypialnym pokoju. Co nocy zdejmowała

całą biżuterię, którą miała na sobie i zamykała ją do kasy. Nawet, gdy była bardzo zmęczoną, tego nigdy nie zaniedby­wała”.

„A cóż robiła z kluczem?”

„Tego nie wiem, pierścienie, naszyjniki i t. d. chowało pod­czas gdy ja ją rozbierałam i kładła klucz na toaletce albo na stoliku. Lecz rano klucz nigdy nie leżał już na tern samem miejscu. Chowała go w tajemnicy przede mną”.

„Przypuszczam, że panna Celja wiedziała, że w kasie jest schowana biżuteria?” zapytał Hanaud.

„O, tak, panie dość często była w pokoju, podczas gdy pani Dauvrey rozbierała się lub ubierała, musiała więc też widzieć, jak pani chowała lub wyjmowała z kasy biżuterię. Lecz i ja to wiedziałam”.

Hanaud uśmiechnął się dó niej uprzejmie.

„Dziękuję pani”, powiedział, „już po torturach. Lecz pan Fleuriót będzie jeszcze panią potrzebował”.

Helena Vauquier spojrzała na niego z przerażeniem

„Leczi w międzyczasie mogę opuścić tę willę” prosiła drżącym głosem.

„Naturalnie. Pani może natychmiast odejść do swoich przyjaciół”.

„Ach, panie, dziękuję” zawołała i straciła ponownie pano­wanie nad sobą. Łzy spływały jej z oczu, ukryła twarz w dłoniach i jęczała.

„To głupio- z mojej strony, lecz cóż mogę począć — prze­rywanym głosiem mówiła pośród szlocham „To wszystko było zbyt straszne”.

„Tak, tak , uspokajał ją Hanaud. „Pielęgniarka złoży po­trzebne pani rzeczy do walizki. Pani oczywiście nie opuść* Aix. Poślę kogoś wiraż z panią do tych przyjaciół”.

Zerwała się przerażona.

„O, tylko nie policjanta. I o by mnie skompromitowało. Proszę bardzo!”

„Nie, będzie to człowiek w zwykłym ubraniu, który bę­dzie uważał, aby panią po drodze nie nagabywali reporterzy”.

Hanaud zwrócił się do drzwi. Na podłodze leżał sznur. Podniósł go i zwrócił się do pielęgniarki.

„Czy tym sznurem ręce Heleny Vauquier były związanie?” „Tak”, odrzekła.

Hanaud podał go komisarzowi.

„Proszę to zatrzymać”.

Był to mocny, cienki sznur, tego samego rodzaju, jaki zna­leziono na szyi pani Dauvrey. Hanaud otworzy! drzwi i zwró­ci! się raz jeszcze do pielęgniarki.

„Poślemy po powóz dla Heleny i pani ją odprowadzi do jej przyjaciół. Potem pani już nie będzie potrzebna. Proszę za­pakować trochę rzeczy i znieść na dół. Helena potraf prze­cież zejść już sama, bez pomocy pani”. I z uprzejmym uśmie­chem opuścił pokój.

Ricardo podczas tego przesłuchania namyślał się, z jakie­go punktu widzenia Hanaud traktował Helenę. Był on współ­czujący, a jednak współczucie to mogło być udane. Pytania je­go nie rzucały żadnego światła na to, z jakiej strony zapatruje się na Helenę. Ale teraz wyjaśniło się wszystko. Pozwalając pielęgniarce oddalić się, dał wszystkim do zrozumienia, że ta nie potrzebuje grać więcej roli dozorcy. Powiedział, że pielęgniarka ma znieść rzeczy, a Helena ma zejść sama. Widocznie w oczach Hanaud potrafiła się całkiem oczyścić z podejrzenia.

W saloniku

A. E. W. Mason „Tajemnica Willi Róż”

Juliusz Ricardo odsunął firankę i z dreszczem grozy wszedł do salonu. Był to długi pokój, ładnie, a nawet kokie­teryjnie urządzony. Po lewej ręce tuż przy alkowie widniał mały kominek, ze śladami niedawno wypalonego ognia. Za kominkiem długa, pokryta różowym brokatem kanapka stała nieco odsunięta od ściany. Na obu jej końcach leżały zmięte poduszki. Dalej za kanapką były drzwi, prowadzące do hallu. Za niemi pod lustrem, wmurowanym w ścianę stało biureczko Po przeciwnej stronie, po prawej ręce Ricarda były trzy okna. Między dwoma bliższymi był kontakt elektryczny. Z sufitu zwieszał się świecznik. Lampa elektryczna stała na biurku, a kilka elektrycznych świec na kominku. Mahoniowy stolik okrągły stał między oknami, otoczony trzema krzesłami, z któ­rych jedno było wywrócone, drugie stało pod kontaktem elektrycznym, a trzecie naprzeciw tego ostatniego.

Ricardo nie mógł uwierzyć, że tu rozegrała się przed dwunastu godzinami straszna i tajemnicza tragedia. Przez okna boczne widać było niebieskie niebo, kwiaty i drzewa.

Przez otwarte drzwi szklane dochodził z gazonu świegot ptaków i szum drzew, poruszanych letnim wietrzykiem.

Przypatrywał się Hanaud‘owi, który poruszał się szybko z miejsca na miejsce, z nadzwyczajną zwinnością, jak na tak otyłego mężczyznę, mocno zainteresowany, znajdując tu i tam jakiś ciekawy szczegół, zdradzający mu może obyczaje, żyjących tu ludzi.

Ricardo oparł się o ścianę w pozie wyszukanie niedbałej i zauważył głośno:

— Co ten pokój nam powie?

Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi. Zresztą na pyta­nie to trudno było dać odpowiedź, gdyż pokój naprawdę nie mógł mu dać żadnych informacji. Powiódł okiem po urządze­niu w stylu Ludwika XVI., po białych ścianach, wykładanych drzewem, po błyszczącej podłodze, po różowych firankach. Nawet delikatny plafon na suficie nie uszedł jego uwagi. Nadzwyczajnym było chyba wywrócone krzesło i zmięte podusz­ki na kanapie. Zrobiło mu się dziwnie przykro, tym bardziej, gdyż przypatrywał się węszącej pracy Hanauda Ten ostat­ni w tej chwili był zajęty dokładnym badaniem kanapy i zmię­tych poduszek. Wyjął właśnie swój centymetr i mierzył od­ległość między poduszkami na jednym końcu i poduszką na drugim końcu kanapki. Oglądał stół, mierzył odległość między krzesłami. Przystąpił do kominka i przeszukał popiół. Ale Ri­cardo zauważył dziwną rzecz. Podczas poszukiwań oczy Pa­na ud ciągle wracały do kanapki i zawsze z wyrazem zdziwie­nia, jak gdyby czytał tam coś zupełnie wyraźnego, coś czego jednak nie rozumiał. W końcu wrócił do kanapki, odciągnął ją jeszcze bardziej od ściany i nagle z okrzykiem pochylił się i ukląkł. Gdy wstał trzymał kilka strzępków papieru w ręce. Zbliżył się do biurka i otworzył teczkę. Wewnątrz znalazł kil­ka arkuszy listowego papieru. Jeden z nich był przedarty. Po­równał kawałeczki, które trzymał w ręce z rozdartym arku­szem i zdawało się, że był zadowolony. Z teczki na listy, któ­ra znajdowała się na biurku wziął bilet wizytowy.

— Prędko, postarajcie mi się o gumę lub klej – głos jego brzmiał prawie rozkazująco, nie było w nim już ani cie­nia dawnej uprzejmości.

Przeniósł kartkę i strzępki na okrągły stolik usiadł i z nadzwyczajną cierpliwością skleił kawałeczki na kartce, podobnie jak dzieci sklejają rebusy obrazkowe. Ponad jego ramionami reszta towarzystwa mogła widzieć poszczególne słowa, napisane ołówkiem, a układające się w zdanie na karteczce.

Manaud ruchem gwałtownym zwrócił się w stronę Wethermilla.

— Pan pewnie ma przy sobie list, pisany przez pannę Wethermiil wyjął portfel z kieszeni i wydobył z niego list. Chwilkę namyślał się, przerzucając kartki. Cztery strony były zapisane. Potem złożył go tak, że tylko wewnętrzne kartki były widoczne i podał detektywowi. Hanaud porównał je z pi­smem na karteczce.

– Patrzcie — powiedział i trzej mężczyźni pochylili się nad nim. Na kartce, sklejone kawałeczki ułożyły się w zdanie:

— Je ne sais pas.

— Znaczy to: — Nie wiem — powiedział Ricardo. — O to jest bardzo ważne!

Obok kartki leżał list Celji.

Komisarz policji Besnard zajrzał przez ramię detektywa. — Widzę wielkie podobieństwo — powiedział ostrożnie.

Ricardo wyczekiwał tajemniczych odkryć. To określenie podobieństwa nie wystarczyło mu. Napięcie sytuacji wymagało czegoś konkretniejszego, niż podobieństwa.

— Pismo jest to samo, i tu i tam — powiedział stanowczo. Tylko że w zdaniu pisanym na kartce pismo jest starannie zmienione.

— Tak, tak — zauważył komisarz, faktycznie są wielkie różnice.

Ricardo tryumfował.

— Rzeczywiście są różnice — powiedział Hanaud. — Spójrzcie panowie, jakie długie i drżące są niektóre linie. spójrzcie jak nagle to „s“ się wyrywa, jak gdyby jakieś wzru­szenie wstrząsało ręką. A jednak tutaj — Hanaud uśmiechnął się, pobłażliwie, dotykając listu — tutaj uczucie powinno było raczej wchodzić w grę. Spojrzał na Wethermilla i powiedział spokojnie. — Pan jeszcze nie powiedział swego zdania, a je­dnak pańskie zdanie będzie w tej sprawie najbardziej warto­ściowe. Czy te dwie kartki papieru są napisane tą samą ręką?

— Nie wiem — odpowiedział Wethermiil.

— I ja także! — zawołał Hanaud ze zniecierpliwieniem — Je ne sais pas, nie wiem — to może być jej pismo, podrobione, lub też jej pismo umyślnie zmienione. Może być też, że pisała w pośpiechu w rękawiczkach. .

— Mogło być także pisane dawniej i zatarte — powiedział Ricardo, zachęcony do dalszych uwag swym pierwszym po­wodzeniem.

— To właśnie jest jedyna możliwość, która jest wyklu­czona. Rozejrzyj się pan po pokoju. Czy widział pan kiedy pokój czyściej utrzymany? Proszę znaleźć odrobinkę kurzu w jakimkolwiek kąciku. Czysto jest, ja na talerzu. Co rana, z wyjątkiem dzisiejszego dnia, pokój ten był zamiatany i frote­rowany. Kartka ta została napisana i podarta wczoraj. — Włożył kartkę do koperty i schował do kieszeni. Potem wstał, i zbliżył się do kanapki. Stanął przy niej poważnie zamyślony, Po kilku chwilach milczenia, a denerwującego wyczekiwania dla otaczających, nagle powoli pochylił się i z niezwykłą ostro­żnością wsunął rękę pod poduszkę u głowy kanapy i podniósł ją delikatnie, starając się nie naruszyć wyciśniętych na niej fałdów. Potem zbliżył się do okna, trzymając ją w rękach. Po­duszka by\a kryta jedwabiem. W świetle słonecznym wszy­scy ujrzeli na niej małą brązową plamkę. Hanaud wyjął szkło powiększające z kieszeni i pochylił się nad poduszką. Lecz w tej chwili mimo ostrożności, ruszył poduszką, tak, że powierzchnia jedwabiu wygładziła się i fałdy znikły.

— O! — zawołał przerażony komisarz — cóż pan uczynił?

Hanaud zarumienił się. On, nawet on — zrobił coś nie­zgrabnego.

Pan Ricardo ii tu się wmieszał.

— Rzeczywiście! Cóżeś pan uczynił? — Hanaud ze zdzi­wieniem spojrzał na niego.

— Więc cóż takiego uczyniłem? — zapytał spokojnie. — Proszę mi powiedzieć.

— Zatarł pan ważne ślady — odpowiedział Ricardo do­bitnie.

Na twarzy Hanaud‘a widać było przygnębienie.

— Ach cofnij to pan, panie Ricardo, błagam pana — pro­sił. Ja miałbym zniszczyć ważne ślady? Jakie to ślady? i cóż zniszczyłem? I jakie tajemnice zostałyby wyjaśnione, gdybym ich nie był zniszczył?

— Tym razem Ricardo zaczerwienił się po uszy.

Hanaud zwrócił się z uśmiechem do Besnarda.

— Widzieliśmy przecież już wszyscy wgłębienie w tej po­duszce, cóż za znaczenie może ono mieć też teraz dla nas?

Włożył lupę do kieszeni, zaniósł poduszkę z powrotni na kanapkę i wziął drugą, która leżała u nóg i znów oglądał ją dokładnie przy oknie. Ta także była zmięta, miejscami jedwab był wytarty, a nawet przedziurawiony.

Zdziwienie na twarzy Hanaud‘a wzrastało. Stał z podusz­ką w rękach, lecz nie patrzył na nią. Patrzył przez drzwi otwarte na widniejące wyraźnie ślady nóg kobiety, która bie­gnąc opuściła ten pokój i wskoczyła do auta. Pokręcił głową i odniósł poduszkę na miejsce. Teraz stal wyprostowany, spo­glądając po pokoju, jak gdyby chciał wydrzeć tajemnicę z jego murów i nagle zawołał ze wzburzeniem:

— Jest coś w tej sprawie, czego nie mogę pojąć.

Ktoś westchnął tuż za Ricardem. Obrócił się, ii ujrzał Wethermilla. Stał z oczami wlepionymi w Hanaud‘a z gorączko­wymi wypiekami, które ukazały się na jego trupio bladej twarzy.

— Cóż pan ma na myśli? — spytał.

Lecz Hanaud odpowiedział szorstko.

— Nie leży w moim zawodzie, wygłaszać przypuszczenia. Wolno mii tylko stwierdzić niezbicie fakty.

Jedno tylko wszyscy zrozumieli: rozpoczął śledztwo pe­wny, że ma do czynienia ze zwykłem morderstwem, łatwym do wyjaśnienia, lecz w tym pokoju wyczytał coś, co go zmie­szało, co podniosło ciemną tę zbrodnię na wyższy poziom, nie zwykły nawet dla Hanaud‘a.

I cóż to mogło być? pytał się Ricardo sam siebie. Raz jeszcze rozejrzał się po pokoju. Nie znalazł odpowiedzi, lecz uwaga jego została przykuta pewną ozdobą na ścianie. Ozdobą tą—o ile rzecz ta zasługiwała na tę nazwę—był mały bębenek z pękiem kolorowych wstążek, zawieszony na ścianie między kanapą i kominkiem, na wysokości człowieka. Oczywiście mo­gła to być tylko wpadająca w oko trywialna dekoracja, która by odpowiadała mało wybrednemu gustowi pani Dauvrey. Lecz panu Ricardo nasunęło się znowu wspomnienie sali w Leamington i przypomniał sobie akcesoria owego spirytystycznego seansu. Więc Hanaud przecież nie zauważył wszystkiego.

— Widzieliśmy już wszystko tutaj — powiedział dete­ktyw — obejrzymy pokój p. Celji, potem przesłuchamy słu­żącą.

Czwórka, eskortowana przez Perrichefa przeszła przez hall weszła na schody. Pokój Celji był na południowo – wscho­dnim rogu wilk. Był to wielki, jasny pokój, którego jedno oko wychodziło na ulicę, a dwa inne, pomiędzy którymi stała toa­letka, na ogród. Wewnętrzne drzwi prowadziły do łazienki, koło wanny leżały na ziemi porozrzucane ręczniki. W pokoju sypial­nym ciemna jedwabna suknia i halka leżały na łóżku, .niedbale rzucone. Duży filcowy, popielaty kapelusz leżał na komodzie, stojącej we framudze okna. Na krześle stos wytwornej bielizny i para jedwabnych popielatych pończoch.

Wszystko nosiło cechę pośpiechu i płynącego stąd nieładu.

— Gzy w tym pokoju widział pan światło o wpół do dzie­siątej? — spytał Hanaud Perricheta.

— Tak jest — odpowiedział Perrichet.

— Możemy zatem przypuszczać, że panna Celja prze­bierała się wtedy.

— Besnard rozglądał się, otwierając tu szufladę, tam szafę.

— Panna Celja—powiedział z uśmiechem—lubiła widocz­nie swoją wykwintną garderobę, sądząc z porządku w jej sza­fach. Ten nieład w pokoju wskazywałby, że Celja musiała się wczoraj wieczorem w wielkim pośpiechu przebierać ,

Cały ten pokój mówił o wdzięku i zmyśle estetycznym je­go mieszkanki. Wethermill stał na progu i z cierpieniem, wyrytym na twarzy, przypatrywał się, jak policja gospodarowała w tern sanktuarium.

Tego rodzaju uczucia nie odwracały uwagi Hanaud‘a. Prze szedł do gotowalni i otworzył kilka skórzanych pudełek, które zawierały biżuterię Celji. Niektóre z nich były puste. Jedno z pustych pudełek Hanaud tak długo trzymał w ręku, że aż Besnard ze zniecierpliwieniem powiedział:

— Widzisz pan przecież, że jest puste.

Wethertrtil! nagle zrobił parę kroków w głąb pokoju.

— Tak, widzę — odpowiedział oschle Hanaud.

Był to futerał na kolczyki, które Ricardo widział pjierwsze- go wieczora w uszach Celji.

— Czy pan pozwoli? — spytał Wetheririill i wziął pude­łeczko do ręki.—Tak—powiedział—kolczyki panny Celji. Na­stępnie zwrócił pudełko Hanaudowi.

Po raz pierwszy wmieszał się do śledztwa. Ricardo zro­zumiał natychmiast związek. Kolczyki te pewnie były podarun­kiem! Wethermilla.

Hanaud odniósł pudełko na miejsce.

— Nic mamy tu już więcej nic do roboty — powiedział — Spodziewam się, że nikt nie wchodził do tego pokoju — i zwró­cił się do wyjścia, otwierając drzwi

— Nikt, oprócz Heleny Vauquier — odpowiedział komisarz.

Ricardo był oburzony tą — tak widoczną — niedbałością. Nawet Wethermill się zdziwił. Hanaud jedynie zam­knął drzwi i wrócił do pokoju.

„O — służąca” — powiedział — „więc przyszła już do siebie?”

„Czuje się jeszcze bardzo osłabioną” — odpowiedział komi­sarz — lecz wydawało mi się ważne, dowiedzieć się na­tychmiast, co Celja Harland nosiła, opuszczając dom. Roz­trząsałem sprawę z panem Fleuriot i ten pozwolił mi wprowadzić tu Helenę Vaupuier, która w ten sposób mogła nas o tein poinformować. Wprowadziłem ją sam, chwilę przed waszym nadejściem, by przejrzała garderobę dziewczyny i powiedziała czego brak.”

„Czy została sama w pokoju?“

„Ani chwili11 — odpowiedział Besnard obrażony. „Rzeczy­wiście panie, mamy dość doświadczenia aby wiedzieć, jak sprawy tego rodzaju należy prowadzić. Byłem sam z nią przez cały czas w pokoju, nie spuszczając z niej oka.“

„Było to właśnie zanim przyszedłem?” zapytał Hanaud.

Powoli przeszedł do okna, wychodzącego na ulicę i wychylił się przez nie, patrząc na drogę, którą przyszli, całkiem tak, jak komisarz na ich powitanie. Potem zwrócił się znowu do pokoju.

— Którą szufladę lub szafę Helena Vauquier oglądała ostatnio?”

„Tę oto” — Besnard nachylił się i otworzył dolną szufladę komody, która stała we framudze okna. Jakaś jasna sukienka leżała na wierzchu.

„Kazałem jej się spieszyć, skoro zobaczyłem, panów, pod­niosła sukienkę i powiedziała, że tu niczego nie brakuje. Od­prowadziłem więc ją z powrotem do jej pokoju i oddałem pie­lęgniarce.

Hanaud wyjął tę sukienkę z szuflady, oglądnął ją do­kładnie przy oknie, obracając na wszystkie strony, a brzegowi przypatrywał się z uwagą, zbliżywszy blisko do oczu. Potem pośpiesznie włożył ją na powrót do szuflady,

— A teraz proszę mi pokazać szufladę, od której zaczęła j Helena Vauquier swoje przeszukiwani o.

Tym razem wyjął halkę i także z wielką uwagą przyglądał się jej przy oknie. Gdy skończył podał ją Ricandowi, by ją odłożył. Przez chwilę stał zajęty swymi myślami. Ricardo także obejrzał halkę, lecz nie zauważył nic niezwykłego. Była to ładna halka, ubrana koronkami i falbankami, lecz nie było powodu zastanawiać się nad nią. Podniósł oczy w zdziwieniu i zauważył, że Hanaud obserwuje go z rozbawionym uśmiechem.

— Ody pan Ricardo skończy swoje oględziny — powie- | dział — zobaczymy, co Helena Vauquier ma nam do powie­dzenia..

Wyszedł ostatni, drzwi zamknął na klucz i schował klucze do kieszeni.

— Pokój Heleny Vauquier jest zdaje się o piętro wy­żej?” zauważył * zwrócił się ku schodom.

W tej chwili jakiś człowiek który widocznie czekał na ich wyjście, zbliżył się, trzymając w ręku kawałek ciemnego mocnego sznura.

— Ah! Duretite, — zawołał Besnard, — panie Hanaud, po­słałem dziś rano Durette‘a po sklepach w Aix ze sznurem1, który znaleziono na szyi pani Dauvrey.

— No i cóż? — zapytał’ Hanaud szybko — dowiedział się pan czegoś?

— Tak panie — odpowiedział Durette — w składzie p. Corval, młoda osoba w ciemno popielatej sukni i filcowym kapeluszu, kupowała sznur tego rodzaju wczoraj wieczór po dziewiątej, właśnie gdy zamykano sklep. Pokazałem p. Coryal fotografię Celji Harland, którą p. komisarz mi dał, ku­piec poznał w niej osobę, która ten sznur kupowała.

Cisza zaległa po słowach Durett‘a. Całe towarzystwo było zaskoczone tą wiadomością. Nikt nie spojrzał w kie­runku Wethermilla, nawet Hanaud odwróć! oczy.

— Tak, to jest bardzo ważne — powiedział zmienionym głosem, odwrócił się i razem z innymi wszedł na schody, pro­wadzące do pokoju Heleny VauQuier.

A. E. W. Mason „Tajemnica Willi Róż” – część IV

Droga wjazdowa okrążała dom pomiędzy drzewami i wy­sokimi krzakami. Naprzeciw Hanaud i jego towarzyszy wyszedł mały, szczupły człowiek o postawie oficera, ze szpiczastą bród­ką. Jego to przed chwilą widzieli w oknie. Był to p. Ludwik Besnard, komisarz policji.

— A więc chce nam pan pomóc, panie Hanaud — zawo­łał, wyciągając do niego ręce. — Niema w nas ani śladu za­zdrości. Kieruje nami tylko dobra wola, a jedynym naszym ży­czeniem jest wykonywać pańskie zlecenia. Wszystkie nasze wysiłki idą w tym kierunku, aby odkryć mordercę. Boże! cóż za ohydna zbrodnia i taka młoda dziewczyna w to wmieszana.

— A więc co do tego szczegółu ma pan już wyrobione ’ zdanie — powiedział ostro Hanaud.

Komisarz wzruszył ramionami.

— Zbada pan willę, a potem sam osądzi, czy jakie inne wytłumaczenie jest możliwe.

To mówiąc, komisarz odwrócił się i ruchem ręki zaprosił ich do wnętrza. Nagle z okrzykiem stanął w pozycji wycze­kującej. Wysoki, szczupły mężczyzna około 45 lat, ubrany w anglez i cylinder właśnie szedł powoli w ich kierunku. Mięk­ka falista broda otaczała wąską jego twarz, o jasnych szarych oczach i wypukłym czole.

— Czy to jest prokurator? — spytał Hanaud.

— Tak jest, pan Fleuriot — odpowiedział Besnard szeptem. Pan Fleuriot był tak zajęty swoimi myślami, że zauwa­żył tę grupę ludzi dopiero, gdy p. Besnard podszedł tuż do niego.

— To jest p. Hanaud z Paryża — przedstawił Besnard.

Pan Fleuriot skłonił się wytwornym ruchem.

— Witam pana, panie Hanaud. Nic w tej chwili nie zostało tknięte. W chudli, gdy pan nam dał znać telefonicznie, że pan jest skłonny nam dopomóc, dałem zlecenie, by wszystko zo­stawić tak, jak znaleziono. Spodziewam się, że pan z pańskim doświadczeniem, znajdzie drogę tam, gdzie my jej nie widzimy. Hanaud skłonił się.

— Zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, więcej przy­rzec nie mogę.

— Ale kto są ci panowie? — zapytał Fleuriot, jak gdyby zauważył teraz dopiero obecność Wethermilla i Ricarda.

— Są to moi przyjaciele, — powiedział Hanaud. — Jeżeli pan niema nic przeciw temu, przypuszczam, że ich obecność może sę nam przydać. Pan Wethermill, na przykład, był zazna­jomiony z Celją Harland.

— O! — zawołał prokurator z zaciekawieniem, — pan mo­że nam o niej coś powiedzieć?

— Chętnie powiem wszystko, co wiem — odrzekł Harry Wethermill.

W jasnych oczach pana Fleuriot zabłysły ostre światełka. Postąpił krok naprzód. Wyraz twarzy zaostrzył siłę. W tej chwili — pomyślał Ricardo — zapomniał o swej godności i zmienił się w fanatyka.

— Celja Harland jest żydówką! — zawołał.

— Nie, panie — odpowiedział Wethermill.

— A! — powiedział Fleuriot, w glosie jego dało się odczuć rozczarowanie i odrobina powątpiewania. — Panowie zgłoszą się do mnie po zbadaniu sprawy — i przeszedł bez dalszych pytań i uwag.

Patrzyli chwilkę za odchodzącym. Gdy był już w pewnej odległości, Besnard zwrócił się z usprawiedliwieniem do Hanaud‘a.

— Jest to dobry sędzia, panie Hanaud, bystry, prędki, ale ma swego konika, jak i my wszyscy. Wszędzie wietrzy on aferę Dreyfusa. Nie może o tym zapomnieć. Pan wie, mamy tysiąc takich dobrych, prostych, miłych ludzi, którzy jednak w każdej zbrodni wietrzą żyda.

Droga skręcała na lewo. Na zakręcie sta? miody, tęgi męż­czyzna w czarnych kamaszach.

— Szofer? — spyta? Hanaud. — Chciałbym z pim poroz­mawiać.

— Servettaz, odpowiedzcie, proszę, na wszystkie pytania, które ten pan wam zada! — zwrócił się Besnard do szofera.

— Z największą chęcią, panie komisarzu, powiem wszystko.

Zachowanie jego byfo poważne — odpowiadał chętnie. Nie było też śladu trwogi na. jego twarzy.

— Jak długo był pan w służbie u pani Dauvrey?

— Cztery miesiące. Przyjechałem z nią do Aix les Bains.

— Ponieważ rodzice pana mieszkają w Chambery, skorzy­sta! pan ze sposobności sąsiedztwa i chciał z nimi spędzić jeden dzień. Kiedy pan prosił o urlop?

—- W sobotę.

— Gzy pan prosił o urlop specjalnie na dzień wczorajszy, na wtorek?

— Nie. prosiłem tylko na dzień, który by odpowiadał pani.

— A tak, — powiedział Hanaud. — Kiedy pani Dauvrey powiedziała panu, że może pan jechać we wtorek?

Servcttaz zawahał się i zmieszał. Teraz odpowiadał niechętnie.

— Pani Dauvrey sama nie mówiła mi tego — powiedział.

— Nie pani Dauvrey, a więc kto? — zapytał szybko Hanaud.

Servettaz spojrzał na poważne twarze otaczających go.

— Panna Celja powiedziała n# o tern. .

— Tak? — powiedział Hanaud powoli. — Więc panna Celja… Kiedy to było.

— W poniedziałek rano. Czyściłem wóz. Przyszła do ga­rażu, niosąc kwiaty, które zerwała w ogrodzie i powiedziała: „Miałam rację, Alfredzie, pani ma dobre serce, możecie jechać jutro pociągiem, który odchodzi z Aix o godzinie 1.52. Przyjedzie do Chambery dziesięć minut po drugiej.

Hanaud zdziwił się.

— „Miałam rację, Alfredzie?” — to były jej słowa — i „pa­ni ma dobre serce”? Cóż to wszystko ma znaczyć? — pogroził mu palcem i powiedział poważnie.

— Uważaj dobrze, co mówisz, Servettaz!

— To były jej słowa, proszę pana,

— Miałam rację, pani ma dobre serce?

— Tak, panie.

— Wobec tego, panna Celja mówiła już przedtem z wami o tej wycieczce do Chambery — powiedział Hanaud, wpatrując się bezustannie w twarz szofera.

Rozpacz Servettaza rosła. Nagle Hanaud powiedział ostro:

— Wahacie się mówić prawdę, Servettaz.

— Panie, mówię prawdę, powiem wszystko. Prawda, że waham się; słyszałem tego ranka, co ludzie mówią między so­bą. Nie wiem, co o teraz myśleć. Panna Celja była zawsze dla mnie grzeczna i uważająca. Lecz to jest prawda.

I niemal że w rozpaczy ciągnął dalej.

— Prawda jest, że panna Celja była pierwszą, która pod­sunęła mi myśl proszenia o urlop na wyjazd do Chambery.

— Kiedy to było?

Słowa te zaskoczyły Ricarda. Z współczuciem spojrzał na Wethermilla. Harry Wethermill był jednak pewny siebie mimo wszystko. Stał z wyrazem uporu, z wyciągniętą szyją i patrzał na szofera. Komisarz Besnard także miał wyrobione zdanie. Ten jedynie wzruszył ramionami.

Hanaud zbliżył się do szofera i łagodnie położył mu rękę na ramieniu.

— No, a teraz, mój przyjacielu, opowiedz nam dokładnie, jak to się stało?

Servettaiz zaczął opowiadać, a głos załamywał mu się chwilami.

— Panina Celja przyszła w sobotę rano do garażu. Zamó­wiła wóz na popołudnie. Rozmawiała ze mną przez parę chwil, jak to często robiła. Powiedziała, że słyszała, że rodzice moi żyją w Chambery. Radziła mi, ponieważ to jest w sąsiedztwie, bym prosił o urlop. Nie byłoby to ładnie z mojej strony, gdy­bym ich nie odwiedził, będąc tak blisko.

— Czy to wszystko?

— Tak, panie.

To wystarczy — rzucił Hanaud. Detektyw odzyskał swój dawny spokojny głos i żywe ruchy, zdawało się, że za­łatwił się już w myślach z zeznaniami Seryettaza. Ricardo po­równywał go do człowieka, który po dostatecznym przejrzeniu, związuje ważne dokumenty i odkłada je ponumerowano w szuf­ladki biurka.

— Oglądnijmy sobie garaż.

Już tylko kilka kroków dzieliło ich od garażu.

— Drzwi zostawiono otwarte?

— Tak jest, jak pan je widzi.

Hanaud zwrócił się do Servettaza.

— Cóż pan uczynił z kluczem przed wyjazdem?

— Po zamknięciu garażu oddałem go Helenie Vauquier, a ona powiesiła go na gwoździu w kuchni.

— A więc — powiedział Hanaud — każdy mógł go łatwo znaleźć wczoraj wieczór.

— Tak, o ile wiedział, gdzie go szukać.

Pod ścianą stał rząd baniek z benzyną.

— Czy zabrano benzynę?

— Tak, panie, gdym odjeżdżał, mało benzyny było w wo­zie. Zabrano więcej, lecz wzdęli ją z baniek środkowych, tych oto! — i dotknął fch ręką.

— A, tak, rozumiem — powiedział Hanaud i w’ zamyśleniu podniósł brwi. –

Komisarz niecierpliwił się.

— Przecież to wszystko jedno, czy ze skrajnych, czy ze środkowych baniek benzynę wzięto.

Hanaud jednak n/e lekceważył sobie tego drobnego faktu.

— Możliwe, że to ma właśnie wielkie znaczenie — powie­dział spokojnie. — Na przykład, gdyby Serwettaz nie miał po­wodu oglądać tych baniek, mogłoby minąć sporo czasu, nimby zauważył, że mu z zapasu brakuje benzyna.

— Rzeczywiście, — powielał Servettaz — mogłem na­wet przypuszczać, że sam ją zużyłem.

— Tak — potwierdził Hanaud i zwrócił się do Besnarda. — Przypuszczam, że to może mieć pewne znaczenie. Nie wiem je­szcze jakie — dodał.

— Lecz ponieważ wóz znikł, — powiedział Besnard, — jak mógłby szofer nie obejrzeć swego zapasu benzyny.

Pytanie to rozumiało się samo przez się i Ricardo był cie­kaw, jaką odpowiedź da na to Hanaud. Hanaud jednak pytanie to pominął milczeniem. Nie troszczył się wcale o zdanie, które jego towarzysze mogli sobie o nim wyrobić

— Ach tak — rzucił niedbale — ponieważ wóz znikł, jak pan zauważył… pan ma słuszność.

I znów zwrócił się do Servettaza.

— Czy był to silny wóz?

– O sile 60 koni; — odpowiedział Serycttaz.

Hanaud zwrócił się do komisarza.

— Pan ma numer i opis tego wozu, przypuszczam. Byłoby dobrze dać anons. Być może, że go gdzieś widziano. Gdzieś przecież być musi.

Komisarz odpowiedział, że opis dany już został do druku.

Hanaud skinął z uznaniem i zabrał się do oglądania ziemi. Przed garażem było małe podwórko kamienne, lecz nie znać było tu żadnych śladów kroków.

— A jednak ziemia była wilgotna — powiedział. — Czło­wiek, który wóz zabrał, był bardzo ostrożny.

Odwrócił się i szedł drogą, którą przyszli z oczami utkwionymi w ziemię. Nagle podbiegł do trawnika, dzielącego drogę od krzaków.

I patrz pani, powiedział do Besnarda — noga jakaś przygniotła trawę tutaj, lecz bardzo lekko. — O! tu znowu. Ktoś biegł brzegiem trawnika na palcach. O! to był człowiek bardzo ostrożny.

Znowu weszli na drogę wjazdową, która zawiodła ich do willi. Był to mały, wesoły dworek z zielonym gazonem, peł­nym różnobarwnych kwiatów. Wydawało się Ricardowi niemożliwym. by tak ponura i okrutna zbrodnia mogła była się rozegrać w tych murach przed dwunastu godzinami. Zbyt we­soło wyglądał na to domek w oświetleniu słonecznym. Gdzie­niegdzie zielone żaluzje były zamknięte, niektóre okna stały otworem i światło zalewało wnętrza. Po obu stronach bramy — i ponad nią — znajdowały się okna, oświecające dużą halę. Pod tymi oknami, po każdej stronie głównego wejścia były drzwi szklane, wychodzące na ogród i zaopatrzone w zielone żaluzje, teraz otwarte i zahaczone o mor. Te drzwi szklane prowadziły do dużych pokojów, które ciągnęły się szeregiem w głębi domu i oświetlone były jeszcze bocznymi oknami. Pokój po lewej stronie — towarzystwo zwrócone było twarzą do willi — słu­żył za jadalnię i wychodził po przeciwnej stronie do kuchni, pokój na prawo był to salon, gdzie popełniono morderstwo. Przed szklanymi drzwiami był wąski pas trawy, bardzo wy­deptanej, który oddzielał te drzwi od drogi wjazdowej. Trawa ta była tak zdeptana przez ciągłe chodzenie, że poprzez nią widać było czarną ziemię. Ten pas był prawie trzy metry sze­roki. Gdy się zbliżali, już z daleka zobaczyli świeże ślady, które dzięki’ tylko wczorajszej ulewie mogły zaistnieć.

_ Obejdźmy naprzód dom dookoła — powiedział Hanaud.

Skręcił przy rogu willi i puścił się w kierunku gościńca. Nad jego głową były cztery okna, z których trzy oświetlały salon z boku, a czwarte należało do małego buduaru za salo­nem. Pod tymi oknami na ziemi nie było żadnych śladów i do­kładne badanie okazało ostatecznie, że mordercy użyli tylko jednego wejścia, a mianowicie przez szklane drzwi frontowe. Wrócili więc do punktu wyjścia. Tu natomiast były trzy ro­dzaje śladów.

— To są ślady kroków mojego inteligentnego przyjaciela Perrichetta — powiedział Hanaud, który szedł ostrożnie, aby nie zatrzeć innych śladów.

Zadowolenie ukazało się na różowej twarzy Perrichet‘a. Bernard skinął mu głową na znak uznania.

— Życzyłbym sobie jednak panie komisarzu — ciągnął dalej Hanaud, wskazując na mocno zatarte ślady — aby i inni pańscy urzędnicy byli tak inteligentni. Spojrzyj pan na te ślady, idące od drzwi szklanych do drogi. Mimo, że są tak ważne dla nas, wyglądają jak gdyby jakąś beczkę toczono po nich.

Besnard żachnął się.

— Żaden urzędnik nie wszedł do pokoju tą drogą. Dokła­dny rozkaz był dany i wypełniono go. Ziemia tu jest nienaru­szoną i wyglądała tak samo wczoraj o dwunastej w nocy.

Twarz Hanaud‘a spoważniała.

— A więc to tak — powiedział i schylił się, by zbadać drugą linię śladów.

— Mężczyzna i kobieta — powiedział. — Ale są to pra­wie cienie tylko śladów. Można by pomyśleć… — wstał, nie kończąc zdania i zwrócił się do trzeciego kompleksu śladów. — A, tu mamy coś bardzo ciekawego — powiedział. Były to zaledwie trzy odciski i podczas gdy zatarte ślady były po bo­kach drzwi, te trzy szły wprost od drzwi do drogi. Były zu­pełnie wyraźnie wyciśnięte i wszystkie trzy były odciskami małego damskiego bucika, na wysokim obcasie. Położenie pojedynczych śladów było na pierwszy rzut oka dziwne. Jeden był o dobry metr oddalony od okna i tworzył odcisk prawej nogi, Podeszwa bucika była głębiej wyciśnięta, jak obcas. Drugi ślad, odcisk lewej nogi, był nie tak daleko od pierwsze­go oddalony, jak ten od okna i tu znowu obcas był lżej od­bity od podeszwy. Była jednak ta różnica, że odcisk końca bu­cika, który był wyraźnie wymodelowany w pierwszym wy­padku, tu był szerszy i nieco zatarty. Tuż przy nim widać było trzeci ślad, znowu prawej nogi, tylko, że tym razem wąski obcas wrył się wyraźniej w ziemię od podeszwy. Wrzynał on się tu silnie w ziemię. Więcej śladów nie było. Te dwa ostatnie były nie tylko bliskie siebie, ale i bliskie żwirowej drogi i już na samym brzegu trawy.

Hanaud przypatrywał się uważnie śladom. Potem zwró­cił się do komisarza:

— Czy znaleziono w domu buciki, odpowiadające tym śladom?

— Tak! Robliśmy próbę ze wszystkimi bucikami: Celji Harlamd, służącej, a nawet p. Dauvrey. Jedyne, które się z ni­mi zgadzają są te, które znaleźliśmy w pokoju Celji Haifland.

Skiną na urzędnika, stojącego na drodze. Z hallu przynie­siono parę bucików antylopowych.

— Patrz pan, panie Hanaud — powiedział z uśmiechem — są to ślady zgrabnej, małej nóżki, o Wysokiem i szczupłym podbiciu. Noga pani Dauyrey jest krótka i płaska. Ani p. Dauvrey, ani Helena Vauquieir nie mogłaby nosić takich buci­ków. Leżały zresztą na podłodze w pokoju Celji Harland, rzu­cone niedbale, jak gdyby rozbierała je w pośpiechu. Są pra­wie nowe, nosiła je może raz i zgadzają się dokładnie z tymi śladami, z wyjątkiem palców drugiego z rzędu.

Hanaud wziął buciki, ukląkł i postawił jeden i drugi na ślady. Ricardo zadziwił się, tak dokładnie je pokryły i wypeł­niły wgłębienia.

— Przypuszczam — odezwał się komisarz — że Celia Harland, opuszczając dom, nosiła nową parę bucików, zrobioną wedle tego samego kopyta, co te.

— Jak te, które zostawiła tak niebacznie na podłodze swe­go pokoju, — pomyślał Ricardo. Zdawało mu się, że dzie­wczyna dokładała jak największych starań, by ściągnąć na siebie całe podejrzenie. Ale często przecież były wypadki, że małe szczegóły, wydające się błahymi w strasznej chwili zbro­dni, stawały się potem okrótnie pouczającymi w wykryciu zbrodniarzy.

— Hanaud wstał ii oddał buciki urzędnikowi.

— Tale — rzekł, — wszystko przemawia za tym. W tym wypadku może nam dopomóc szewc, gdyż buciki są robio­ne w Aix.

Besnard popatrzył na firmę, wybitą złotymi literami na podszewce bolerka.

— Każę się dowiedzieć — powiedział.

Hanaud skinął głową. Wyjął centymetr z kieszeni a zmie­rzył odległość od okna do pierwszego kroku i od pierwszego kroku do dwóch dalszych.

— Jak wysoką jest p. Celia – zapytał, zwracając się do Wetherrmilla.

Zdawało się Ricardowi dziwnym, że detektyw zwraca! się z pełnym zaufaniem do Wethermilla, żądając od niego in­formacji, które mogły sprowadzić wyrok śmierci na Cellię, a tern samem złamać jego szczęście, które zależało od jej uniewinnienia.

— Około pięć stóp — odpowiedział tenże.

Hanaud schował metr do kieszeni. Zwrócił się do We­thermilla i rzekł poważnie.

— Czy nie ostrzegałem pana?

Coś zadrżało w bladej twarzy Wethermilla.

— Tak — odrzekł — nie boję się niczego. — Ale mimo wszystko widać było, że był bardziej zaniepokojony, niż po­przednio.

Hanaud wskazał na ziemię.

— Czytaj pan historię, którą te ślady wypisały. Młoda i zgrabna dziewczyna, wysokości mniej więcej Celji Harland, nosząca buciki Celji, wyskakuje z pokoju, gdzie morderstwo zostało popełnione, gdzie leży ciało zabitej kobiety. Biegnie… nosi długą suknię. Przy drugim kroku zaczepia nogą o brzeg sukni. Potyka się. Aby nie upaść stawia mocno drugą nogę i staje na drodze. Prawda, że żwir tu jest twardy i nie przyjmuje śladów, ale patrz pan, kawałeczki ziemi, które miała na buci­kach spadły. Wsiada do auta z mężczyzną i drugą kobietą i od­jeżdża mniej więcej między jedenastą a dwunastą.

— Na pewno między jedenastą a dwunastą? — spytał Besnard.

— Tak jest — odpowiedział Hanaud. — Brama była otwarta o jedenastej. Perrichet ją zamknął. O dwunastej zno­wu stała otworem. Dlatego też jest jasnym, że mordercy nie odjechali po dwunastej. Opuścili oni dom w czasie, kiedy otwie­rali bramę po raz drugi.

Besnard kiwnął głową potakująco, a Perrichet wysunął się naprzód z twarzą przerażona.

— A więc — gdy pierwszy raz zamknąłem bramę — za­wołał — wszedłszy do ogrodu, dotarłem aż do domu, oni byli tu w tym pokoju? O mój Boże! – wpatrywał się w okno z otwartymi ustami.

— Tak, niestety mój przyjacielu — tak jest, — powiedział poważnie Hanaud.

— Pukałem do drewnianych okienic, próbowałem rygli, a oni w ciemności, wstrzymując oddech, byli oddaleni ode- mnie tylko o parę metrów. — Stal skamieniały.

— No zobaczymy — powiedział Hanaud.

Tymi samymi śladami, którymi w nocy skradał się Perrichet, zbliżył się do okna. Zbadał zieloną okiennicę, która otwierała się na zewnątrz i drzwi szklane, które otwierały się na wewnątrz. Patrzył na wszystko przez lupę, którą wyjął z kieszeni.

— Patrz pan — zwrócił się do Besnarda, wskazując na drzewo okiennic.

— Znaki palców? — zapytał szybko Besnard.

— Tak, ręki w rękawiczce — odpowiedział Hanaud. — Niczego nie dowiemy się z tych śladów, prócz tego, że morder­cy znali wyśmienicie swój zawód.

Potem schylił się nad progiem, gdzie widoczne były śla­dy kroków. Podniósł się .zniechęcony.

— Kalosze — powiedział i wszedł do pokoju wraz z Wethermillem i resztą towarzystwa. Znaleźli się w małej alkowie. Ściany były wykładane drzewem, na biało lakierowanym i rzeźbionym w delikatne girlandy kwiatów. Alkowa kończyła się sklepionym wejściem, podtrzymywanym przez dwa smu­kłe filary. Od wewnętrznej strony wejścia było zawieszone ciężkimi, żółtymi jedwabnymi firankami, które nie były cał­kiem zasunięte i widać było przez nie wnętrze pokoju. Weszli.

Opowiadanie Perrichet‘a

A. E. W. Mason „Tajemnica Willi Róż” – część III

Perrichet był to młody, przysadkowaty blondyn z czer­woną twarzą. Włosy jego i wąsy były tak jasne, że wyda­wały się prawie srebrne. Wszedł do pokoju z miną człowieka, świadomego powagi swej roli.

— Ach, — rzekł Hanaud z drwiącym uśmiechem — mimo, że pan wczoraj był do późna zajęty, wstał pan dziś dość wcze­śnie, by przeczytać gazetę. Mam więc zaszczyt być pańskim współpracownikiem w tej sprawie.

Perrichet niezgrabnie obracał czapkę w ręku, rumieniąc się.

— Pan raczy śmiać się ze mnie, — powiedział — lecz nie ia nazwałem siebie inteligentnym, choć naprawdę chciałbym nim być, a Bóg mi świadkiem, nie wyglądam na to.

Hanaud poklepał go po ramieniu.

— Może pan sobie pogratulować, to jest nadzwyczajna korzyść być inteligentnym i nie wyglądać na to. Jestem pe­wny, że pogodzimy się wyśmienicie,

Wszyscy czterej zeszli ze schodów. W drodze do willi Perrichet zdał relację jasną i sumienną z przejść nocnych.

— Przechodziłem koło ogrodzenia około wpół do dziewią­tej. Brama była zamknięta. Ponad ogrodzeniem i krzakami ogrodu widziałem jasne światło w oknach pokoju na pierwszym piętrze, wychodzących na południowo-zachodni róg willi, wprost na drogę. Nie mogłem dojrzeć okien parterowych. Po godzinie, gdy przechodziłem po raz drugi, zauważyłem brak światła w oknie na pierwszem piętrze. Brama była otwarta. Zatrzasnąłem bramę, wpadło mi jednak na myśl, że mogli być jeszcze goście w willi i że to dla nich zostawiono bramę otwar­tą. Chciałem więc zajrzeć do wejścia głównego willi. Wejście to nie wychodzi na drogę, ale znajduje się po przeciwnej stronie. Skręciłem na szeroką wjazdową drogę i zobaczyłem, że cała willa była pogrążona w ciemnościach. Drzwi szklane, wy­chodzące na ogród, zasłonięte były drewnianymi okiennicami. Dla pewności spróbowałem je i przekonałem się, że były odpo­wiednio zabezpieczone. Wszystkie inne okna również były za­opatrzone okiennicami. Nigdzie nie było światła. Opuściłem ogród, zamykając za sobą bramę. Przypominam sobie dokła­dnie, że parę minut później zegar wybił 11-tą.

W godzinę później, po raz trzeci przechodziłem koło willi. Zdziwiłem się niepomiernie, widząc bramę znowu otwartą. Od­chodząc, zamknąłem ją przecież, a dom był także zamknięty i ciemny. Teraz brama stała otworem, a w oknie pod dachem zobaczyłem światło, którego poprzednio nie było. Stanąłem i obserwowałem to światło przez jakiś czas, przypuszczałem, że nagle zgaśnie; ale uparcie się paliło, To światło i brama dwukrotnie otworzona zbudziły moje podejrzenie. Znowu wsze­dłem do ogrodu, lecz tym razem ostrożniej. Noc była jasna i choć księżyc nie świecił, orientowałem się dokładnie, nawet bez pomocy latarki.

Cichutko skradałem się wzdłuż alei wjazdowej. Gdy do­szedłem do frontowej strony willi, zauważyłem natychmiast, że jedna okiennica była otwarta i okno, znajdujące się za nią, a sięgające aż do ziemi również otwarte. Widok ten uderzył mię; o tej godzinie otworzono okiennicę… Krew zastygła mi w żyłach i dreszcz mnie przeszedł. To światło na poddaszu, drzwi otwarte, —- byłem przekonany, że coś strasznego się stało!

— Tak, tak, rozumiem — dorzucił Hanaud, — mów pan tylko dalej.

— Wnętrze pokoju było zupełnie ciemne. Zajrzałem przez okno i oświeciłem pokój moją latarką, Okno to wchodziło do alkowy, do której prowadziło z pokoju sklepione wejście, przy­słonięte z obu stron firankami. Firanki były na wpół tylko za­ciągnięte. Wszedłem ostrożnie do pokoju, uważając, by ro­zdeptać trawy przed oknem. W świetle mojej latarki zobaczy­łem krzesło wywrócone, a po prawej stronie pod środkowym oknem jakaś kobieta leżała bezwładnie na podłodze. Była to pani Dauvrey. Była kompletnie ubrana. Buciki jej były lekko zabłocone, jak gdyby się przechadzała po deszczu — pan pa­mięta, że wczoraj wieczorem między 6 a 8 dwa razy padał deszcz. Nie żyła już. Twarz jej była w okropny sposób opuch­nięta i sczerniała, a cienki sznur tak wrzynał się w jej szyję, że nie zauważyłem go w pierwszej chwili.

— Cóż pan wtedy uczyni}?

— Zatelefonowałem do policji. Telefon byt w przedpokoju. Potem po ciemku poszedłem na górę po schodach i doszedłem do drzwi pokoju, w którym świeciło się światło. Tam znala­złem służącą Helenę Vauquier, leżącą w łóżku i jęczącą w okropny sposób.

Perrichet przerwał, dochodziliśmy bowiem do willi. Gro­madka ludzi stała przed furtką której pilnowała policja. Spój- rżeliśmy także w górę. Z narożnego okna pierwszego piętra mężczyzna jakiś wyjrzał i cofnął natychmiast głowę.

— To jest komisarz policji naszej w Aix p. Ludwik Besnard.

— A okno, z którego wyglądał jest chyba tern oknem, w którem pan o wpół do dziesiątej zauważył światło?

— Tak jest — potwierdził Perrichet — to jest to okno.

Stanęli przed bramą, Perrichet pomówił słów parę z po­licją i natychmiast wpuszczono 'ich do wnętrza. Weszli do ogro­du willi.

IX. Nawrócenie pijaka

Jest to może 20 lat temu, kiedy pe­wien fabrykant przyjął do fabryki swej robotnika nadzwyczaj pracowitego i zgra­bnego do każdej roboty. Lecz po krótkim czasie się pokazało, że człowiek ten miał brzydki nałóg pijaństwa, któremu się, mi­mo wszelkich napomnień, tak namiętnie zaczął oddawać, że właściciel fabryki wi­dział się zniewolonym do wypowiedzenia j% mu miejsca.

Wtenczas dopiero opamiętał się, przy­rzekł panu, że już za żadną cenę nie wstą­pi do karczmy, byle go tylko w swojej fabryce zatrzymał. Właściciel po długim namyśle zatrzymał go, ale pod tym wa­runkiem, że będzie pracował za zapłatę mniejszą, niż dotychczas. Robotnik i na to przystał, i wszystko było znowu w daw­nym porządku, lecz — niedługo. Powoli dobre postanowienia poszły w zapomnienie. Po kilku miesiącach, kiedy zapro­szono go na jakie chrzciny lub wesele, nasz kumoter bardzo rzadko trzeźwy wra­cał do domu, a jeszcze rzadziej przycho­dził na czas do roboty. Ale w końcu sprzykrzyło się to i właścicielowi fabryki, dla tego zawoławszy go, tak się do niego odezwał:

— Jak widzę, moja cierpliwość, a twoje przyrzeczenia na nic się nie zdały: nało­gowi oddajesz się teraz znowu tak, jak dawniej. Masz więc swoją zasługę, a przy tym tę książkę oszczędności na którą skła­dałem raty, odciągnione od dawniejszej twojej płacy: bierz to, a idź sobie z Bogiem.

Teraz dopiero niepoczciwemu robotni­kowi spadły łuski z oczu.

— Więc te pieniądze dla mnie pan skła­dałeś w kasie! — Tu upadł mu do nóg, wołając:

— Zatrzymaj pan tę książkę, jeżeli nie dla mnie, to już dla moich dzieci. Miej wzgląd na nie i lubo nie zasłużyłem na to żadną miarą, bom już raz twoją dobroć zawiódł, nie odbieraj mi chleba, a wódki unikać będę, jak ognia.

I rzeczywiście tym razem dotrzymał już słowa i z nałogowego pijaka stał się trzeźwym i wzorowym ojcem rodziny.

Daj Boże, aby wszyscy pijacy poszli przykładem swego współtowarzysza!

[KONIEC]

Źródło: O pijaństwie czyli jak nawrócić pijaka (rady dla wszystkich), Warszawa 1900

Joanna Opiat-Bojarska „Testerka wierności”

Świetne słuchowisko z 26 marca 2017, Teatrzyk Zielone Oko

Obsada

Honorata Lucyna Malec

Piotr Łukawski Sławomir Pacek

Monika Zaremba pseud. Moniuszko Wiktoria Gorodeckaja

Krzysztof Madejski Paweł Szczęsny

Komisarz Jankowski Grzegorz Kwiecień

Aspirant Wachowiak Maciej Makowski

Wiesław Botko Dorota Landowska

Alicja Botko Marta Chodorowska


Sygnał telefonu

Głos męski [00:01:14] Hallo. Dzień dobry.

Głos żeński [00:01:18] Dzień dobry. Podobno jesteście najlepszą w Polsce agencją testerów.

Głos męski [00:01:25] Nie zaprzeczam.

Głos żeński I jaką macie skuteczność najwyższą.

Głos męski Najwyższą, proszę pani.

Głos żeński [00:01:33] W takim razie chciałabym żebyście mi pomogli.

Głos męski [00:01:39] Oczywiście. Jakiego rodzaju usługami byłaby pani zainteresowana?

Głos żeński Potrzebuję testerki wierności.

Głos męski Kim jest figurant?

Głos żeński Figurant? Pyta pan o mojego męża?

Głos męski Pytam o mężczyznę którego wierność będziemy testować.

Głos żeński [00:02:06] Czyli o męża. Co chce pan o nim wiedzieć?

Głos męski [00:02:10] Wszystko to pozwoli dobrać nam dla niego idealną strategię.

[00:02:28] Dzień dobry. Dzień dobry. Miło że zgodziła się ze mną spotkać pierwsze uciąć. Szef przekazał że Zależało pani na tym spotkaniu.

[00:02:39] No tak to dla mnie ważna sprawa. Chciałam się zobaczyć żeby mieć pewność że postawiłam na dobrego konia to znaczy że wybrano kobietę która rzeczywiście spodoba się mojemu mężowi.

[00:02:55] Przyglądam się Tobie i jak się nazywasz. Nie musi Pani znać mojego nazwiska. Firma przyjęła zlecenie sprawdzenia wierności Pani męża mój szef na podstawie informacji uzyskanych od pani przydzielił do realizacji tego zadania właśnie mnie. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko tyle że idealnie się nadaje.

[00:03:16] Jeśli się Durant przyjmie nieodpłatnie to znaczy że może być pani pewna jego wierności. Jak mam się do ciebie zwracać. Moniuszko. Moniuszko.

[00:03:26] Dziwnie to od nazwiska nie ma znaczenia. Pani Honorata ja rozumiem pani zdenerwowanie i emocje towarzyszące kobiecie która podejrzewa że jej ukochany ją zdradza są bardzo trudne i tak mocne że często fałszują docierające do niej bodźce właśnie dlatego nie organizujemy zwykle spotkań zleceniodawcy z Turkami. Proszę tylko pamiętać że ja nie jestem pani rywalką. Chciała mnie pani zobaczyć proszę bardzo to ja a teraz już pójdę.

[00:03:59] Dodam tylko że jestem najlepsza w tej branży i zajmuję się najtrudniejszym przypadkami. Skuteczność to moje drugie imię po ciekawy. Nie wyglądasz

[00:04:12] choć dzisiaj nie. Z całym szacunkiem nie płacą mi za powodzenie pani wygląd zachowanie i strategie zawsze są dostosowane do figur lampa. Piotr łukowski lat 42 prawda.

[00:04:26] Prace nad pani mężem zaczynam dopiero jutro rano. Miło mi było panią poznać chwileczkę. No widzę że masz charakter. Jutro na pewno doceni prędzej czy później. W każdym razie brzmi jakbyś wiedziała co robisz. Moniuszko jeśli pozwoli iż będę szczera. Chcę żebyś wiodła mojego męża.

[00:04:50] Zna pani zasady. Wykorzystam wiedzę uzyskaną od pani by sprawić żeby się mną zainteresował. Potem trzymam jego zainteresowanie i poczekam na to aż złożył mi propozycję seksualną.

[00:05:02] Nie chcę żebyś uważała mojego męża. Jestem tester wierności mówię tego i poinformujemy panią kiedy złoży mi plan na miłość boską. Przedtem powtarzać te bzdury nie chcę żebyś próbowała testować jego wierność masz go uwieść potrzebuje twardych dowodów zdrady. Jeśli chodzi o seks to chyba pani wie że nie sypia z emigrantami. Tak wiem. Czytałam ten wasz śmieszny kodeks etyczny ale to wyjątkowa sprawa oczywiście za wyjątkową stawkę wynagrodzenia i wszelkie niedogodności chociaż nie sądzę żeby seks z Piotrem ktokolwiek nazywał niedogodności. Mogę płacę dodatkowo dwa tysiące złotych poza umową nie dzieli się kasą z szefem informacji o tym co zrobiłaś dostanie tylko między nami pójdziesz dziewczyno zrozum.

[00:05:53] Nie interesuje mnie to czy będzie z tobą świętował. Ile razy się do ciebie uśmiechnie i czy wyjdzie z inicjatywą by zaprosić do hotelu.

[00:06:01] Nasza sytuacja jest dość skomplikowana. Zawsze byłam bogata a kiedy się poznaliśmy nie miał nic.

[00:06:10] Myślałam że mnie kocha ale on kochał zawsze tylko moje pieniądze byłam głupia.

[00:06:16] Na szczęście w porę się odkryłam rozwiodła się z nim to znaczy zaraz się z nim rozwodem.

[00:06:26] Potrzebuję tylko dowodu zdrady by dowieść że złamał warunki interesy. To jedyny sposób żebym nie musiała dzielić się z nim swoim majątkiem. To o niego chodziło mu od początku. Nie mogę pozwolić by zrealizował swój plan.

[00:06:54] Cholera przepraszam nic ci nie jest

[00:06:59] nie wszyscy wszystko w porządku i nie rusza się. Coś Cię boli. Ręce nogi i głowa nie mówię że wszystko w porządku słyszę ale. No wiesz nowych.

[00:07:11] Może powinienem zobaczyć cię lekarz to ty powinieneś patrzyć jak jeździsz facet

[00:07:17] czy. Mam na imię Piotr poczekam jak pomogę ci wstać jak noga

[00:07:27] czy bozia zaraz przyjdzie przepraszam na rower mój brat zabije.

[00:07:45] To ja powinnam zaprosić na kawę w ramach podziękowań za naprawę roweru.

[00:07:52] Czy może następnym razem. Dziś zapraszam ja w ramach przeprosin. Nie dość że spadły na ciebie to jeszcze zepsuła.

[00:08:02] No ale na szczęście po naprawie wygląda jak nowy. Mój brat się nawet nie zorientował że miałeś rację mówiąc że masz magika a nie mechanika.

[00:08:15] Na co masz ochotę.

[00:08:17] Moniuszko nie wiem

[00:08:23] czy zimnego. A może Call of Duty. A ja wezmę ekspres

[00:08:34] na tę opowieść musiałeś sobie Cię zajmuje co kręci. Mam na myśli czy masz może jakieś pasje nietypowe hobby.

[00:08:58] Rok temu kręciło się w ucieczki z zamkniętego pokoju. Nie wiem czy słyszała o próbach z pierwszego pokoju uciekłem w Berlinie. Emocje towarzyszące temu trudno opisać. Są tak inne niż te których dostarcza życie dorosłych mężczyzn.

[00:09:23] Chciałeś powiedzieć nudne życie. Teraz pyta mężczyzna.

[00:09:27] Dokładnie. Kiedy wróciłem z Berlina postanowiłem zerwać z nudą i zrobić coś dla dlatego otworzyłem swoją firmę. Teraz to ja zamykam ludzi w Escape Room.

[00:09:43] Proszę wierzyć jeszcze czasem

[00:09:48] nie mam ochoty na ucieczkę zwłaszcza wtedy kiedy czuję że żyją swoją pracą. Jestem dziennikarką. Tematy oczywiście narzuca mi szef a jego nie interesuje oczywiście nic poza kilkanaście. Każdy goni za sensacją i naciągane fakty. Męczy mnie już ta sytuacja powtarzalność zadań i

[00:10:13] wszystko dokoła. To w takim razie musisz spróbować uciechy spodobać się to rozumiem się od życia zapomni już o bożym świecie przeżyje przygodę to zobaczysz. Znajdziesz tu coś czego Ci teraz brakuje emocji. To one nadają sens naszemu istnieniu.

[00:10:39] Wysłuchali rany to naprawdę kochasz. Imponuje mi o facecie w twoim wieku zwykle chodzą do pracy bo muszą. A kiedy wracają do domu siadają przed telewizorem i nic ich nie rusza na plażę a zimnego piwa.

[00:11:22] To ty jesteś w końcu jesteś spoko.

[00:11:28] Zleceniodawcy nie przekazała nam wystarczającej informacje. Facet jeździ samochodem Twoja firma na punkcie pokoje zagadek trochę będę musiała nad nim popracować bo żyje w swoim świecie ale robisz go. Czy jest ktoś kogo nie urodziłam.

[00:11:45] Facet jest po czterdziestce co zwiększa twoje szanse ponad 60 procent. Poza tym gra jest równa wszystko a on nic. To jest nasz haczyk taka jest nie cierpliwa. Zależy jej na czasie.

[00:12:01] Spoko Krzysiek robię co mogę ale to nie fabryka.

[00:12:05] On już bowiem mam do ciebie zaufanie ale musisz mieć na uwadze oczywiście oczywiście. A film z pierwszego spotkania. Ci zleceniodawcy czyli nie ma czasu na oglądanie przynajmniej na razie ale pamiętaj to nie zwalnia z obowiązku filmowania waszych spotkań. Uprzedzam żeby potem nie było jazdy a baba jest żądny krwi to dajmy jej krew. Każda publiczna twoją intencją..

[00:12:59] Czekaj czekaj.

[00:13:01] Przepraszam to wszystko mnie zaskoczyło. Nasza znajomość ten pocałunek nie pasowała do tego ale nie chciałbym żebyś sobie coś pomyślała. Mam żonę.

[00:13:23] Nie zaś kogoś na. Muzycznymi ty jesteś przestan.

[00:13:32] Przepraszam Cię przed nikim nie czułam się.

[00:13:39] Tak tak się nie ma ale niech. Nie musisz przepraszać i czekać

[00:13:48] dziewczyny które są inne niż twoja żona.

[00:13:54] Jest.

[00:13:57] Kobietą na stanowisku pozornie silna i na pokaz szczęśliwa dla Klaudii. Czekał

[00:14:11] aż swoje nierealne światy.

[00:14:19] Może od siebie.

[00:14:27] Żona mnie nie rozumie

[00:14:30] wyśmiewa mnie przez znajomych robi za mnie nieodpowiedzialnego idiotę. Dlaczego się właśnie tak. Kluczem linia najcięższej. Bawią się teraz

[00:14:50] czymś. Czym go pocałować. Jeszcze raz.

[00:15:12] Halo. Dzień dobry panie narrator figurek tzn. Pani mąż zaproponował mi spotkanie w pokoju hotelowym.

[00:15:23] Masz zdjęcia film. Spotkanie ma odbyć się jutro. To po co zawracać głowę informuje klientów na bieżąco.

[00:15:33] Nie pamiętasz zrezygnowałam z tej części usługi wykupując w zamian inną ale nie zwalnia mnie to jednak z obowiązku przekazania informacji i pani i szefowi oficjalnie w tej chwili kończy się moja rola. Spotkanie w hotelu oznacza jedno. Daruj sobie.

[00:15:47] Wiem że nie będziecie rozmawiać o pogodzie przecież to słucham śpisz z nim już dziś i daj mi na to dowody tak jak się umawialiśmy. Ja nie mogę dłużej czekać a nie za dużo czasu ci to wszystko zajęło.

[00:15:59] Ale pewnych rzeczy nie mogłam przyśpieszyć. Gdybym wpadała na pani męża to dzień nie mógłby się domyślić. Poza tym to jest niezgodne z regulaminem.

[00:16:08] Wszelkie propozycje powinny wychodzić od kilku lat czekam od kiedy uważnie czytasz regulamin. Na miłość boską dziewczyno zadzwoń do niego powiedz że jutro nie możesz bo wyjeżdża. Że to musi być dziś.

[00:16:46] Pani komisarz melduje się aspirant Wachowiak. Nie ma problemu z trafieniem.

[00:16:50] Miałem jak zwykle. To kolejne osiedle domów jednorodzinnych na którym wszystkie domy są takie same że ich mieszkańcy nigdy się nie wchodzą do sąsiada zamiast do siebie. A może właśnie się mylą i o co im chodzi. Skoro mają takie same domy takie same garaże i takie same auta to czemu nie mogliby wymieniać się żonami. W ogóle nie chciało mi się jechać. Zgłoszenie wyjazdu na trupa popsuło mi plany plany

[00:17:18] kolacja z żoną czy numerek z panienka z zapytaniem w ogóle Przepraszam chciałem za żartować. Co my to mamy truskawki z lat 42.

[00:17:33] Przyczyną śmierci mógł być uraz głowy. Tak przynajmniej wydaje się po wstępnych oględzinach znalezionych w miejscu zamieszkania przez Monikę Zaremby. Żona stwierdziła że w domu nie zginęło nic poza diamentami.

[00:17:46] Tam

[00:17:50] w ciągu trzech ostatnich miesięcy prowadziłam dwie sprawy. W obu z sejfu zniknęły małe woreczki zawierające diamenty. W obu ofiarami byli mężczyźni w wieku średnim. Jeden wdowiec drugi funkcjonujący w nieformalnym związku. Nie znaleziono żadnych śladów włamania. Mężczyźni utrzymywali że okradła ich jakaś baba. Żaden z nich nie potrafił podać jednak jej nazwiska a sporządzone na podstawie zeznań opisy wykluczały się wzajemnie. No chyba że w łodzi ukrywała się jakaś hybryda blondynka z ciemnymi włosami w połowie prostymi w połowie kręcone z oczami niebieskimi lub zielonymi w zależności od tego jak słońce nie padał.

[00:18:30] Kobieta. I tu mamy aż dwie żony w średnim wieku jakieś atrakcyjne dziewczyny czekają na przesłuchanie.

[00:18:39] Pamiętam że spojrzenia obu ukradzionych facetów były dokładnie takie same jakby właśnie spadli z nieba na ziemię i uderzyli nad nimi tylko o asfalt. Ale jeżeli mamy tu mamy trupa co nie wyklucza że sprawy są ze sobą związane. Baba się zachodziła i chciała więcej. Zabiła z premedytacją albo przez przypadek. Sejf został otwarty przy użyciu kodu. Tak technicy pracują ale wygląda na to że nie ma ani pieluchy. Czyli tak samo jak w poprzednich sprawach. Założę się że to robota jednego sprawcy jest sprawczyni pierwszy z ukradzionych mówił że prześcieradło się do niego w barze pokrywała. Drugi nabrał wody w usta i milczał. Ale założę się że też poleciał na zielone oczy i wielkie cycki.

[00:19:30] Pani władza.

[00:19:31] Mieszkam tu obok mnie żebym nie miała co robić i godzinami przebywała w oknie. Ta blondynka zniknęła w domu łukaszewski a ja dalej spacerowała z psem. Normalnie noszę woreczki na psie kupy i jestem wzorową obywatelką. Ale wtedy wybiegła z domu szybko bazar skąd lał kaczkę więc nie chciałam żeby zapas kupił mi podłogę. Wtedy właśnie usłyszałam ten dźwięk alarm. Najpierw alarm a potem zaczął być bazar. On jest bardzo wrażliwy na takie dźwięki. Po jakimś czasie z domu wybiegła ta kobieta ale na szczęście właśnie podjeżdża panowie z agencji ochroniarskiej więc ją zatrzymali. A pani łukasz gdzie wtedy była podjechała pod posesję chwilę po patrolu krótką chwilę odpowiedziała mi dzień dobry. A ja nadal spacerowała pobiegła do domu. To. Chciała podniecenia. Tak wyglądała jakby biegła ale jeden z policjantów nie chciał wpuścić jej za furtkę w końcu wpuścił ją i wtedy zaczęła aspirant Wachowiak z Pisza potem pani zeznania

[00:20:55] tak pani komisarz u gdzie jest żona ofiary. Zostawiłem ją w kuchni

[00:21:02] a nie ukradł. Tak

[00:21:05] tak to ja Gdzie pani była podczas zdarzenia ostatnie dwa dni spędziłam na konferencji w Berlinie wróciłam dziś rano i zostałam w swoim domu. Rano czyli o której pan już boską pan na mnie nie patrzy jak na podejrzaną. Przecież to był mój mąż.

[00:21:22] Jak długo byliście małżeństwem 15 lat. Ale to chyba nie czyni ze mnie podejrzanej poza tym alibi.

[00:21:33] Dobrze niech pani chwilę poczeka. Pani Monika Zaręba.

[00:21:42] Tak ale wszyscy mówią do mnie Moniuszko co pani to robiła.

[00:21:48] Zatrzymali panią pracownicy Biura Ochrony chciała pani mówić o winie skąd.

[00:21:52] Znajomy prosił mnie żebym odebrała jakieś dokumenty podał adres zapukała ale nikt mi nie otworzył więc chciałam wrócić do domu.

[00:22:01] Zna pani łukowski. Kogo właścicieli domu Honorata i Piotra. Nie. Kiedy włączył się alarm. Jak odchodziła. Jak Pani zareagowała głupia przyznaję.

[00:22:18] Zaczęłam uciekać ale nie dlatego że ja zrobiłem coś złego.

[00:22:23] Po prostu nie cierpię hałasu odgrywała Pani Piotra Bukowskiego. Słucham. To ja słucham. Kłamstwo to nie najlepsza strategia zwłaszcza w Pani sytuacji.

[00:22:35] Nie podrywa miałam zostałam wynajęta do sprawdzenia jego wierności bo jak

[00:22:43] przeprowadzić tu panią porównamy wersję przez kogo została Pani wynajęta przeze mnie.

[00:22:52] Wiedziałam że mąż nie zdradzał to znaczy byłam o tym przekonana. Źle się między nami działo. Z kim panią zdradzał. Nie wiem.

[00:23:01] Odbiła mu go jego pierwszej żonie matka mówiła że to się na mnie zemści ustaliła pani że ją zdradzał i chciała się go pozbyć. Nie nie nieprawda.

[00:23:10] Chciałam mieć pewność dlatego zatrudnił on tester agencji przysłali Moniuszko. Może to ona go zabiła. Zakochała się a on nie nie chciał.

[00:23:20] Niech pani nie opowiada głupot.

[00:23:22] To moja praca a nie zakochuje się w klientach jakby miłość można było kontrolować. Piotr był rewelacyjnym kochankiem pani komisarz żył. Mogła się zakochać. Spała z nim mimo że deklaruje że to tylko praca ale przecież sama się z nim przespać i zrobić zdjęcia. Co było z nim tak dobrze że chciał go na zawsze.

[00:23:43] Ale on nie chciał mnie zostawić. Spokojnie spokojnie po kolei. Pani Monika Zaręba.

[00:23:50] Pani komisarz ja jestem tester wierności to prawda. Moje relacje z Piotrem była przewrotna opłacona z góry dostałam zlecenie a łukowski nigdy nie był dla mnie kandydatem na kochanka. Traktowałem go tak samo jak innych figur.

[00:24:07] Był zwykłym figurą. Do czasu kiedy dowiedziała się pani że ma sporo diamentów i postanowiła wykorzystać sytuację skasować honorarium za zlecenie i zabrać diamenty. Coś jednak poszło nie tak Ziółkowski wrócił do domu w nieodpowiednim momencie pani zaczęła się bronić.

[00:24:21] To nieprawda. To ona chciała się go pozbyć głupia jesteś. Nie miała go zabić dawno temu. Po pierwszej zdradzie pierwsza boli najmocniej i pewnie ciebie też zabolało kiedy okazało się że się zaangażować a on nie wkurzył się co wygnał cię i chciał zapomnieć.

[00:24:38] Skończyłam zlecenie. Oddałam Pani zdjęcia a pani nie chciała zapłacić za ekstra zlecenie. Po co to było żeby zrzucić podejrzenia policji na mnie. Wszystko świetnie zaplanowała. Potrzebowałam tylko zdjęć dowodów zdrady i twoich zeznań.

[00:24:52] Moim celem był rozwód rozwód. Czy wdowa wygodnie zostać wdową. Chyba pan się posuwa zbyt daleko pani komisarz w swoich sądach.

[00:25:02] Ktoś zamordowali męża i ukradł diamenty.

[00:25:05] No właśnie właśnie właśnie diamenty. Pani komisarz Grad opowiadał mi że wspólnie z żoną zainwestował w diamenty i że ona sprowokowała go mówiąc możesz odejść w każdej chwili.

[00:25:20] Ale diamenty zostaną. Bzdura zaprzecza pani że kupiła z mężem diamenty.

[00:25:26] Nie zainwestowaliśmy około miliona złotych. Nie sprowokowała go wkurza mnie że nie zrobiłam go.

[00:25:34] Chciałam się rozwieść przepraszam proszę pani komisarz życzy. Czy mogę prosić o chwilę rozmowy na osobowości.

[00:25:47] To on chciał od nich odejść.

[00:25:51] Bukowski tak chciał odejść i zabrać ze sobą diamenty. Musiał jednak załatwić sobie alibi przekazał mi kod do sejfu. Poprosił żebym zabrała worek z diamentami.

[00:26:19] Bułgarska zaoferowała mi dodatkową kasę a potem kiedy zniosła mi zdjęcie śmiała mi oczywiście nie płacąc nic.

[00:26:32] Dlatego zgodziłam się pomóc Piotrowi. Umówiliśmy się że dla zapewnienia sobie alibi weźmie on do kina zostawi otwarte drzwi. Żeby ułatwić mi pracy i wrócić do domu zgłosić kradzież. Sprawcy nie znaleziono. A Piotr wystąpił o rozwód.

[00:27:04] Planowaliśmy wspólną przyszłość a nie mówiłam przecież że dla mnie to było jedynie zlecenie jedną z wielu tylko zlecenie.

[00:27:16] Jednak zgodziła się pani na taki układ. Ciekawe opóźnienie nie wchodzi przecież w zakres sprawdzania wierności. Nie bała się pani że zostanie złapany na gorącym uczynku. Pani już wcześniej doświadczenia złamania mi

[00:27:34] nie miałam.

[00:27:39] No dobrze w zamian miałam otrzymać dwa kamienie jeżeli przyszła pani tu mówi o godzinie i otworzyła sejf był pusty.

[00:27:52] Właśnie w tej chwili włączył się alarm.

[00:27:57] Jestem przekonana i jestem przekonany że ta suka dopuściła się plan męża i nas miała i go zabiła a nie chce robić zabójstwa.

[00:28:08] Przepraszam że przeszkadza ale mam już to co pokazaliśmy tym swoim poszkodowanym w sprawach kradzieży facetom.

[00:28:17] Pani zdjęcie obaj panowie rozpoznali i jeśli poszkodowana

[00:28:25] zaraz to mówię jego nie zabiła się jeszcze okaże. Ale przecież ja panu wszystko

[00:28:33] poproszę ponieważ na dalszym etapie śledztwa ja nie rozumiem dlaczego pani z nami jeszcze. Ale przez to rozpoznała panią na zdjęciach. Są takie.

[00:29:11] Kochanie powinieneś się cieszyć i płakać cieszyć momo że był wszystkim.

[00:29:23] A ty byłeś dla niego kolejną kochanką. Nie nie nieprawda kocha z córeczką jaka ty jesteś naiwna.

[00:29:31] Jesteś młoda ładna nie głupia. Znajdziesz sobie jeszcze kogoś.

[00:29:36] No właśnie bo to zawsze chodziło o męża.

[00:29:42] A dla mnie najważniejsza jest miłość.

[00:29:50] Było to szkoda dowiedziało się że chce ją zostawić bo kocha tylko mnie głupio Harper nie chciała pozwolić mu odejść bo się już

[00:30:05] teraz ma bo byliśmy razem pół roku rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości chciałam urodzić dziecko jesteś w ciąży i jej już nie żałuję bo gdybym była to przynajmniej miałabym po Piotr jakąś pomoc dziecko zastanów się co ty za głupoty opowiadasz.

[00:30:28] W poniedziałek rano rozmawiałam z jego żoną. Spotkaliśmy się jak byłam na spacerze z psem. Skarżyła się że Piotr ma kochankę. Myślałam że mówi o tobie. Myślałam że zawału dostanę ale nie opowiadała o jakiejś blondynkę z którą jej mąż umawia się w hotelu na seks. Miała wyje aż do Berlina na jakąś konferencję i prosiła mnie żebym miała na oku dom.

[00:31:00] Czy tej rundy nie sprowadza czasem do domu i mówiła jeszcze że sprawdziła jego komórkę i wie że za godzinę jej mąż znowu spotka się w hotelu.

[00:31:14] Pytała o nazwę hotelu.

[00:31:16] Ja sama widziałam jak najpierw on wchodzi do pokoju hotelowego a potem ona.

[00:31:22] To znaczy ta blondynka. Dużo od ciebie. To ją zatrzymała policja.

[00:31:31] Spotkał się z nią ostatni raz i powiedział że mnie kocha że ze mną zwiąże swoje plany na przyszłość.

[00:31:38] Hahaha. Skończ już z tymi głupstw sami okłamywać. Ale ja byłam w hotelu słyszałam pod drzwiami słyszałam też mocniej boleśnie boleśnie.

[00:32:00] Zdenerwowała się i poszłam do niego. Dzisiaj rano chciałam

[00:32:08] wytłumaczyć mu że musi przestać ciebie oszukiwać że ma powiedzieć prawdy i zostawić w spokoju.

[00:32:17] Wiesz co powiedział że mnie kocha. Powiedział że żonę też kocha i tę nową dziewczynę też po prostu kocha kobiety i nie zamierza z żadną z was się rozstawać. Puściły nerwy.

[00:32:33] Uderzyła go Chazan nie chciałam go zabić. Piłkarz.

[00:32:46] Witam ponownie komisarz wróciłem bo kolega nie dopilnował żeby podpisała pani zeznania. Wydaje się że przeszedłem chyba w idealnym momencie idealnym przynajmniej dla śledztwa a nie. Furtka była otwarta. Stałem za rogiem już jakiś czas nie chciałem przerywać ani tak ciekawej rozmowy.

[00:33:08] Słyszał pan o czym rozmawialiśmy. Każde słowo nie będę jednak ukrywał że najbardziej zainteresowała mnie stwierdzenie że to pani zabiła Piotra Bukowskiego. Zabiła.

[00:33:25] I nie żałuję. Nie miałam innego wyjścia. Nie chciałem żeby moja córka była nieszczęśliwa przez całe życie.

[00:33:57] Było to słuchowisko Joanny Opat-Bojarskiej Testerka wierności. Wystąpili: Honorata Lucyna Malec, Monika Zaręba Wiktoria Gorodeckaja. Krzysztof Madejski Paweł Szcześniak. Komisarz Jankowski Grzegorz Kwiecień, aspirant Wachowiak Maciej Makowski, Wiesława Botko Dorota Landowska, Alicja Botko Marta Chodorowska. Opracowanie muzyczne Marian Szałkowski, realizacja akustyczna Paweł Szaliński, reżyseria Adam Wojtyszko.

Przemysław Borkowski „Prawdziwe życie”

Słuchowisko było emitowane 2 września 2018 roku o godz. 20:00 w ramach cyklu Teatrzyk Zielone Oko, oczywiście w radiowej Trójce.

Tomasz [00:01:07] Kochanie! Wróciłem. Stało się coś?

Agata [00:01:19] Nie, nic.

Tomasz [00:01:19] Tylko?

Agata [00:01:19] To naprawdę nic ważnego.

Tomasz [00:01:19] Zrobiłem coś złego?

Agata [00:01:21] To nie chodzi o ciebie.

Tomasz [00:01:23] To o co?

Agata [00:01:23] Nie. Po prostu ktoś mi zrobił żart.

Tomasz [00:01:28] Jaki żart?

Agata [00:01:32] Wysłał maila.

Tomasz [00:01:33] Z pracy?

Agata [00:01:34] Nie z jakiegoś dziwnego adresu. Co w nim było. Że jestem w śpiączce.

Tomasz Co?

Agata Że jestem w śpiączce a teraz przenieśli mnie do kliniki zajmującej się budżetami i próbują się ze mną w ten sposób skontaktować.

[00:01:51] I ty się tym przejmuję. Przecież to jakaś kompletna bzdura. Pewnie wysyłają te maile wszystkim jak leci.

[00:01:59] Było tam moje imię Twoje imię jest zawarte w twoim adresie mailowych.

[00:02:03] Nie trzeba być geniuszem żeby to zauważyć i nazwisko Agata Lichocka nazwisko tam nie ma.

[00:02:10] Nie takie rzeczy są w bazach danych. Pokaż jak

[00:02:16] nie mogą zniknąć jak znikną. Chciałam go jeszcze raz przeczytać ale już go nie było czekać aż sprawdzała się w koszu. Tak X mamie nie ma.

[00:02:28] Na pewno go dostałeś. Przecież go sobie nie wymyśliłem. Dziwne. Może sam się skasował.

[00:02:36] Dostajesz maila otwiera go a potem sam się kasuje automatycznie.

[00:02:41] Pierwsze słyszę o czymś takim.

[00:02:45] Jeśli tak było można go odzyskać. Słyszałam o tym że nawet jak się coś usunie z pamięci komputera to ślad po tym zostaje na twardym dysku. Może ktoś u ciebie w pracy mógłby to zrobić.

[00:02:56] Może jakby nie było za dużą wagę do tego przywiązuje to tylko głupi żart i tyle.

[00:03:08] Czego szukasz ulotki.

[00:03:10] Gdzieś leżała. Ulotki jogi kursów jogi. Chcesz ćwiczyć jogę.

[00:03:17] Taka specjalna joga pobudza fale beta w mózgu i wzmacnia kreatywność.

[00:03:22] Ja to osiągamy dzięki kawie.

[00:03:24] Nie wystarczy ciekawa. Nie wystarczy. Po co ci to. Chcę wrócić do malowania.

[00:03:30] Brakuje mi tego.

[00:03:33] Proszę to nie ta. Gdzie była tu leżała koło tego nowego zdjęcia. Sto razy tu szukałam. Diabeł ogonem ukrył tak mówiła moja babcia.

[00:03:44] Coś jest ostatnio nie tak. Nic nie jest nie tak. Każdemu to się zdarza. Mnie się zdarza coraz częściej. Daj spokój. Nie przesadza.

[00:03:54] Jeszcze to zdjęcie które zdjęcie to bardzo ładne.

[00:04:00] Świetnie że je wreszcie poprawił to inne które przeglądałem fotografie te które zrobiliśmy w Grecji dwa lata temu. Bo chciałam jedną z nich włożyć w tę ramkę i tam je znalazłam. Znalazłeś zdjęcie dzieci dwójki dzieci.

[00:04:20] My nie mamy dzieci pewnie je podłożyli w czasie wywoływania. Wiesz ile oni dziennie zdjęć wywołują. Tysiące.

[00:04:28] Ale to wyglądały by one stały na tej samej plaży.

[00:04:31] Wszystkie plaże wyglądają tak samo morze piasek palmy. Pewnie dlatego się pomylili.

[00:04:39] Gdzie jest to zdjęcie i nie ma go

[00:04:42] jak to go nie ma. Chciałam znowu na nie popatrzeć na te dzieci ale nie mogłam go znaleźć i zniknęło.

[00:04:48] Jak te maile. Wiem że to wszystko trochę dziwnie wygląda.

[00:04:54] Ale co ale słuchaj może ty po prostu jesteś przemęczony.

[00:04:59] Czym. Prawie nie wychodzę z domu.

[00:05:02] Może właśnie tym wyjść gdzieś spotkać się z kimś choćby z Moniką.

[00:05:08] To twoja znajoma prawie jej nie znam ale jest psychologiem. Myślisz że zwariował.

[00:05:14] Nic takiego nie powiedziałem. Na pewno da się to wszystko w racjonalny sposób wytłumaczyć. Łatwo ci mówić ty nie dostaniesz takich maili nie dostaję. Ale nawet gdybym dostawał nie przywiązywał bym do tego aż takiej wagi do niczego nie przywiązuję wagi.

[00:05:28] Jakbyś zamiast uczuć miał Kodeks postępowania administracyjnego.

[00:05:32] Czy nie myślisz że to prawda.

[00:05:38] Oczywiście że nie.

[00:05:43] Chociaż jako metafora wydaje się dosyć dobrze opisywać moje życie jako metafora. W jakim sensie. Czasami mam wrażenie jakbym rzeczywiście była w jakiejś śpiączce.

[00:05:56] Co wiesz co ja czasami też mam takie wrażenie. O co ci chodzi. O nic.

[00:06:01] Siedzisz tu całymi dniami i nic nie robisz. Ta twoja pożal się Boże praca jedno zlecenie na miesiąc. Puknij ty się czasem w ten twój artystyczny łeb.

[00:06:11] Widziały gały co brały. Trzeba się było ożenić z kimś równie nudnym jak ty.

[00:06:15] Przynajmniej jedna osoba w związku powinna twardo stąpać po ziemi. Dobrze żeby przy okazji dyktowała w nią tej drugiej.

[00:06:21] Myślałem że jesteś zadowolona z naszego życia.

[00:06:25] Jestem. Tylko nie wiem czy być bardziej z tego powodu w euforii czy w depresji.

[00:06:31] Wiesz co ty naprawdę powinnaś pójść do psychologa albo do adwokata nie do adwokata to ja powinienem pójść do psychologa. Droga wolna. Na pewno u was w kancelarii jest jakaś miła pani adwokat która z chęcią pomoże ci w przeprowadzeniu rozwodu.

[00:06:48] Poczekaj trochę to za daleko zaszło. Przepraszam wcale tak nie myślę.

[00:06:56] Nie mógł się nadziwić jaki ty chcesz idealny. Przepraszam zawsze pierwszy tego też się uczy ten twój coach. Czy też może Kulczycki. Czy chcesz się dalej kłócić. Chce.

[00:07:10] Może chociaż w ten sposób poczuje coś prawdziwego. Między nami jest coś prawdziwego i że naprawdę żyję.

[00:07:17] To idź do kuchni weź nóż i wbił go sobie w rękę.

[00:07:21] To będzie jeszcze prawdziwy że może w ten sposób poczujesz różnicę między iluzją a rzeczywistością.

[00:07:27] Jasne Jezus Maria zostaw ten nóż. Co ty robisz.

[00:07:38] Chyba naprawdę powinnaś z kimś porozmawiać. Zadzwonię do Moniki niech do ciebie wpadnie na chwilę.

[00:08:02] To o czym chciałeś ze mną porozmawiać. Nie ja tylko Tomasz. Tomasz chciał żebym z Tobą rozmawiała.

[00:08:10] Nigdy nie mówisz o nim Tomek.

[00:08:12] Znasz go. To nie jest Tomek to jest Tomasz. No dobra to co się dzieje.

[00:08:21] Chodzi o to że od jakiegoś czasu mam narastające poczucie realności swojego życia. Co masz na myśli. Moje życie opiera się na budowaniu udaję że mam szczęśliwe małżeństwo że lubię swoją pracę i że to wszystko ma sens.

[00:08:41] Tomasz mówił o jakimś mailu.

[00:08:44] Tak dostałam maila że jestem w śpiączce. Ale nie chodzi o to że w niego uwierzyła. To co.

[00:08:55] To że ten kretyński żart coś mi uświadomił że od dłuższego czasu mam takie odczucie jakie że to wszystko nieprawda że moje prawdziwe życie jest gdzieś indziej a ja jestem od niego w jakiś sposób odcięta.

[00:09:14] Masz problemy ze snem.

[00:09:18] Ostatnio chyba tak a z apetytem nie wiem może trochę coś jeszcze.

[00:09:27] Raczej nie.

[00:09:31] I co o tym sądzisz.

[00:09:35] Zawsze przychodzi do mnie pacjent z podobnymi problemami to radzę mu na początek jedno żeby sobie zrobił badania.

[00:09:43] Jakie badania krwi na poziom hormonów.

[00:09:47] Czasami to co bierzemy za problemy natury psychicznej ma zupełnie banalne podstawy. Może masz chorobę tarczycy albo początki menopauzy i to jest Twoim zdaniem powód tego wszystkiego nie wiem ale musimy to najpierw wykluczyć.

[00:10:05] Jest jeszcze coś co może to głupie ale nie mogę czasem znaleźć rzeczy które jak się potem okazuje leżały cały czas na wierzchu jakby znikały gdy o nich zapominam i pojawiały się gdy zaczynam ich szukać.

[00:10:27] Tym się przejmuję.

[00:10:28] Każdemu się zdarzy każdemu moja droga.

[00:10:32] Umysł ludzki nie jest idealny. Błędy zdarzają mu się praktycznie nieustannie. Wbrew pozorom nie mamy podzielonej uwagi nawet kobiety. Wystarczy że szukając ich myślałeś o czymś innym choćby o głupim mailu i ich po prostu nie zauważyć niepokojące.

[00:10:51] Tak chyba tak. No dobrze to lecę mam na dwunastą po omawianych pacjentów.

[00:10:56] A skoro już jesteś. Mógłbyś rzucić na coś okiem na ulotkę. Chodzi o kursy jogi pobudzające kreatywność. Zobaczysz czy to nie jest jakieś chory plebs.

[00:11:08] Pokaż tę ulotkę gdzieś tu była lub popatrz lub znowu nie mogę jej znaleźć. To nie tak. Oczywiście co to co się stało. Co to do cholery jest.

[00:11:27] Pokaż klinika budzenie.

[00:11:32] Pierwsza prywatna klinika w Polsce zajmująca się hospitalizację i rehabilitacją neurologiczne osób znajdujących się w śpiączce w wyniku ciężkich urazów. Skąd to się wzięło. Słuchaj muszę już lecieć.

[00:11:48] Poradzisz sobie tak. Chyba tak

[00:11:53] może zadzwonić do Tomasza. Nie nie trzeba.

[00:11:57] Na pewno ma jakieś ważne spotkanie do lecę.

[00:12:05] Piękne zdjęcie to w ramce gdzie to w Grecji na wakacjach.

[00:12:12] Dwa lata temu śliczne dzieci. Tomasz nic nie wspominał że je macie.

[00:12:40] Dzień dobry. Byłem umówiony Anna Tomaszewska. Oczywiście proszę usiąść.

[00:12:50] Chodzi o kogoś z rodziny o siostrę. Miała wypadek jaki wypadek. Słucham. Jaki wypadek. Udar.

[00:13:01] Ile niedotlenienia uraz mechaniczny samochodowy.

[00:13:07] Doszło do uszkodzenia mózgu tak właśnie uszkodzenia mózgu.

[00:13:16] Czy siostra jest zamężna. Jeśli tak to mąż musi załatwić wszystkie formalności ale oczywiście porozmawiać mogę również z panią.

[00:13:24] Nie nie jest. Jestem jej jedyną rodziną. Matka umarła dwa lata temu.

[00:13:32] Rozumiem w co konkretnie chciałaby Pani wobec tego wiedzieć. Interesują panią bardziej warunki finansowe czy nasze metody.

[00:13:41] Metody zdecydowanie metody oferujemy naszym pacjentom kompleksową opiekę na najwyższym światowym poziomie zapewniamy dostęp do najnowocześniejszych często wręcz nowatorskich metod rehabilitacji jak również ciąży.

[00:13:56] Rodzina bierze udział w tej rehabilitacji tak oczywiście.

[00:14:01] Członkowie rodzin mają nieograniczony dostęp do łóżek pacjentów i to przez całą dobę. Każdy pokój wyposażony jest w kolejkę do spania.

[00:14:09] Czy to prawda że mówienie do pacjentów w śpiączce pomaga im głęboko w to wierzymy. Zachęcamy członków rodzin by jak najwięcej do nich mówili albo chociaż czytali książki. To daje efekty. Wielu z tych którzy wrócili opowiadało później że słyszeli głosy swoich bliskich i że pomogły im one wrócić. A co z tymi którzy tego nie słyszą. Przepraszam nie bardzo rozumiem.

[00:14:36] Czy jest możliwe że taka osoba mimo iż nie wie co się z nią dzieje ani nic nie słyszy ma jakiś rodzaj życia wewnętrznego które toczy się nie na poziomie świadomości ale podczas czegoś w rodzaju snu.

[00:14:54] Pani tak naprawdę bardzo mało wiemy co się dzieje we wnętrzu uszkodzonego mózgu.

[00:15:00] Nie pytam czy pan to wie tylko czy wydaje się to panu możliwe.

[00:15:04] No cóż zdarza się że mózg pozbawiony bodźców ze świata zewnętrznego sam zaczyna produkować dźwięki czy obrazy trochę na zasadzie czucia fan atomowego amputowano i kończy. Nie rozumie pan że ludzie którzy stracili wzrok miewają halucynacje często bardzo rozbudowany mózg jako struktura jest bardzo elastyczny.

[00:15:29] Czy jest więc możliwe że Wasi pacjenci śnią jakiś rodzaj snu.

[00:15:36] Biorąc pod uwagę współczesny stan wiedzy nie jestem w każdym razie w stanie wykluczyć takiej możliwości.

[00:15:44] A czy jest możliwe że w tym śnie wydaje im się że żyją naprawdę.

[00:15:49] Że nie zdają sobie sprawy że to sen i że są w śpiączce że toczą tam wydawałoby się normalne życie mają mężów żony ale że ich prawdziwe rodziny tu w prawdziwym świecie. Mówiąc do nich potrafił przebić się jakoś przez ten mur i przekazywać im w jakiś sposób wiadomości.

[00:16:08] Pani Anno nie wiem czy tak może być. Tylko tyle mogę pani powiedzieć. Nie wiem ale nie da się tego wykluczyć. Przykro mi ale jako lekarz nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie czy chciały pani poznać nasze warunki finansowe.

[00:16:26] Na razie nie. Czy wobec tego mógłbym pani w czymś pomóc. Tak jest tu u państwa moja dawna znajoma. Czy mogłabym się dowiedzieć w jakim jest stanie.

[00:16:40] Niestety takich informacji nie wolno nam udzielać osobom które nie są członkami rodzin.

[00:16:44] Może mogłabym się w takim razie tylko dowiedzieć czy w ogóle jest u państwa ktoś taki nazywa się Agata Lichocka.

[00:16:52] Przed chwilą twierdziła pani że jest.

[00:16:56] Nie wiem może pomyliła państwa z inną podobną kliniką. Mógłby tam to sprawdzić. Bardzo mi na tym zależy.

[00:17:04] U nas nie ma drugiej kliniki zajmującej się wybudowaniem osób dorosłych.

[00:17:09] Tak ma pan rację. Musiałam coś kompletnie pomieszało. Dziękuję panu za rozmowę.

[00:17:18] Ja również dziękuję. Gdyby potrzebowała Pani jeszcze jakichś dodatkowych informacji zapraszam ponownie.

[00:17:25] Ale o co pani robi mnie faulowali cialo.

[00:17:29] Proszę pani ochrona Proszę więcej nie przychodzić. Następnym razem wezwali policję.

[00:17:55] Ale tu bałagan. Czy ja cię nigdzie nie nauczy żeby po sobie posprzątać.

[00:18:01] Kim pan jest. Kim ja jestem. Dobre sobie Twojemu matko. Jakbyś nie wiedziała przecież ty nie żyjesz. Umarło już dwa lata temu ja nie żyje. Coś sobie wymyśliłem. I jeszcze co. To już prędzej ty nie żyjesz a przynajmniej prawie.

[00:18:20] Po co się wychowałam. Po co sobie ręce po łokcie urwała byś się tak skończyła mamo.

[00:18:29] W ogóle cię nie pamiętam. Nie pamiętam. Do czego to doszło żeby córka własnej matki nie pamiętała.

[00:18:43] Naprawdę mnie nie pamiętasz nie.

[00:18:47] Naprawdę nie wiem że umarło dwa lata temu. I pewnie dlatego Twój obraz trochę mi się zatorów pamięci ale gdy patrzę teraz na ciebie w ogóle cię nie poznaję.

[00:19:00] Coś chyba nie tak martwi się o ciebie córeczkę. Lekarze mówili że to tak może być że czas działa na Twoją niekorzyść że jak się nie podpiszemy to wszystko się tam może zacząć psuć regenerować mózg pozbawione impulsów z zewnątrz zacznie się jakby zapadać w sobie tak mówili mi potem nie wiem. Myślę że ja rozumiem co oni do mnie gadają że coś tam przyjmują ale skąd ja mam niby wiedzieć o co im chodzi.

[00:19:38] Tak ale my się przecież staramy.

[00:19:44] Wszyscy do Ciebie przyjechali ja i twój mąż i dzieci jaki ma ten twój mąż to już w ogóle cały czas przy tobie siedzi. Wiesz ja go nigdy nie lubiłem NA NAJGORSZE TO NIE JEST mogłeś mieć lepszego ale wcale nie jest taki zły. Nawet kryzys wziął się do tej kliniki przenieść

[00:20:11] nad tylko posyła On się ciągle malować pozwala sobie z tobą z ojcem nie poradzili na to. Utarło się że nic się nie dało przetłumaczyć ale jak już z niego wyszła. Jak się już dzieci rodziły to myślałam że ci przejdzie że się wreszcie do jakiejś porządnej roboty weźmiesz.

[00:20:33] Że on tego jakoś się do pilnuje ale on nie jest artystką. Dajcie spokój jeszcze będziemy wszyscy żydzi jej obrazów. Już to widzę macie ciągle w tych farmach ubranie całe brudne a nawet włosy. No i co ty masz z tego.

[00:20:54] Przecież ta cała sztuka to zamiast życia jest jak ktoś się za leniwy na życie to sobie sztukę wymyśla jakby uciekał od prawdziwego życia.

[00:21:07] Ja to tak sobie myślę że jakby się już obudziła.

[00:21:14] Może przecież się obudzić nie może być już przestała malować są dzieci wszystko dobrze wiedzą że młodsza już zapomina ale starszy tęskni on też za przyzwyczaja się ze wszystkiego się można przyzwyczaić do życia i do życia a córeczka płacze. My tam wszyscy czekamy. Nas tak by było najlepiej albo jeszcze gorzej. To też nie byłoby złe bo tak jak jest teraz jest najgorzej. Wszyscy się tylko męczą. A ten twój to chyba najbardziej wiesz jaką Wschód. Nawet twarz Hitlera na. W razie czego znajdzie sobie jakąś bez problemów.

[00:22:26] Kiedyś nie lubiłam no tylko nie.

[00:22:54] Cześć kosztów fajnie tu masz.

[00:23:00] Haha nieźle się urządziła.

[00:23:02] Kim pan jest. Jak pan tu wszedł. Jesteśmy można powiedzieć sąsiadami

[00:23:10] ale na tym piętrze już nikt nie mieszka tam. Tam to mieszkanie stoi puste.

[00:23:15] Ładny obraz ale miałeś takie że chciałabyś malować malowała.

[00:23:22] A ja pisałem trochę. To znaczy chciałem pisać.

[00:23:29] Pisałem napisałem nawet powieść tylko nikt mi jej nie chciał wydać. Pewnie słusznie.

[00:23:37] O czym była ta powieść.

[00:23:41] O mężczyźnie w śpiączce który leży w swoim mieszkaniu i opiekuje się nim jego brat bliźniak. Mężczyzna w nocy wychodził ze swojego ciała i zagląda do różnych mieszkań.

[00:23:55] Wszyscy biorą go za ducha chociaż chociaż nie mniej takową powieść dopiero chciałbym napisać. To też twoje czy to moja praca. Pracuję w wydawnictwie o to tak jak ja też pracuję w wydawnictwie to znaczy pracowałem tylko moje zajmowało się wydawaniem książek nie gazet.

[00:24:23] Trochę mi tego brakuje.

[00:24:26] Czytają ci co nie.

[00:24:29] Nie wiem mi nie czytają nikt by do mnie nie przychodzi tylko czasami matka ale to rzadko też jest chora i nie za bardzo może.

[00:24:39] A tak w ogóle to jak żyjesz to mówią powolutku nawet bardzo powolutku nic się nie dzieje. Jak widzę lepiej to sobie zorganizowała. No nie wiem.

[00:24:55] A ty w ogóle o tym nie pomyślałem. Nie chciałem Ci mieszać przepraszam nic się nie stało.

[00:25:09] Zaczynam się już powoli domyślać tylko nie bardzo wiem jeszcze czego.

[00:25:14] A rozumiem rozumiem. Nie jest łatwo się w tym wszystkim połapać. Trochę to bywa męczące to na pewno no ja przynajmniej słyszę co do mnie mówią albo przy mnie chociaż nie zawsze bywa to przyjemne. Najgorzej było jak lekarz namawiał moją matkę żeby mnie pociąć. Całe szczęście że się nie zgodziła. Niezły co bardzo niezła formuła masz widok próbowała już tego lata. To tak jak otwiera okno stajesz na parapecie odbija się i. Ale mi się już trochę znudziło.

[00:26:04] A co jeśli to nie jest sen hahaha.

[00:26:09] Wtedy przynajmniej się o tym przekonać. Ryzykowna zabawa prędzej czy później spróbuje. Człowiek nudzi się w takich miejscach.

[00:26:19] Mogłabym spróbować się o tym przekonać w inny sposób w jaki zabicie i po co.

[00:26:26] Żeby zobaczyć czy istnieje naprawdę jak chce mi tam wszystko jedno

[00:26:34] czy to naprawdę ciekawe co co się wtedy ze mną stało. Wszystko zależy od tego kto to jest czyją halucynacje ja twoją czy ty moją.

[00:26:46] A może faktycznie się odwiedziliśmy co bardzo ciekawe. Naprawdę nie bał byś się tego spróbować. Na sprawa chyba bym się jednak trochę miał czego skoro to wszystko halucynacje.

[00:27:02] A co jeśli to ja ci się wydaje a nie ty mnie wtedy się przynajmniej o tym przekonasz.

[00:27:32] Coś się dzieje nie ma dawno tego nie.

[00:27:38] Choć pewnie za dwa lata nie może i dwa lata.

[00:27:45] Stało się coś. Jesteś bardzo podekscytowany.

[00:27:49] Miałam dziwną wizję. Monika była mówiła mi mówiła to znaczy pisała.

[00:27:58] Wysłała mi MMS co ci powiedziała. Skoro ci mówiła że była to pewnie też relacjonowała cała wieś tak masz rację przepraszam nie chciałem żeby wyszło że dowiaduję się tego nie od ciebie.

[00:28:16] Zabrzmiało to jakbyś się dowiedział że zostało mi dwa miesiące życia. Widocznie powiedziała ci więcej niż Michał bo przy mnie to tylko ciągle nie wiem nie jestem pewna trzeba byłoby to jeszcze sprawdzić.

[00:28:29] No to co mam raka. Czy jestem nienormalna.

[00:28:33] Nic takiego nie powiedziała. Zresztą zaraz wpadnie to sobie to wszystko jeszcze raz wyjaśnić.

[00:28:39] Stawiam na raka albo nie nie nie na schizofrenię bo jeszcze nie zapominajmy o tym.

[00:28:46] W grze jest stara dobra śpiączka Agata co Agata to Agata przegrywamy.

[00:28:53] To wszystko jakoś razem z Moniką razem z tobą.

[00:29:00] My i my. Są jeszcze jacyś.

[00:29:05] Nic nie mów tak my ja i ty małżeństwie też tak sobie ostatnio myślałam o tym naszym małżeństwie.

[00:29:15] I wiesz co wymyśliła że to co jest między nami jest coraz mniej realne przynajmniej o wiele mniej realne niż było kiedyś kiedy to się zaczęło.

[00:29:28] Pewnie dwa lata temu bo ostatnio wszystko dzieje się dwa lata jest zła Agata jesteśmy małżeństwem już ponad 10 lat. To normalne że nie jest już tak jak kiedyś. Ale to nie znaczy że się nie kochamy.

[00:29:44] Z Moniką. Matko jedyna co ty z tą Moniką jest tak samo moją znajomą jak i Twoją.

[00:29:51] Oj chyba jednak nie tak samo co ci chodzi.

[00:29:54] Masz rację umieram na raka a martwię się że mąż mnie zdradza to nie umiera na raka a przynajmniej nic o tym póki co nie wiemy.

[00:30:04] Póki co póki co póki co na luzie mógłbyś mi nie przeszkadzać.

[00:30:11] Właśnie sam chciałem to zaproponować. To jest a więc go widzisz.

[00:30:29] Bardzo ciekawie bowiem zrobiła.

[00:30:35] Czyli jednak a nie schizofrenia. W obu tych przypadkach nie wiedział. Ale śpiączka w dalszym ciągu jest możliwa. No bo skoro wszystko jest moją halucynacje to i ty jesteś również i twoje reakcje.

[00:30:50] Też trudno się w tym wszystkim połapać.

[00:30:57] Monika masz klucze nie było otwarte bo myślałam że masz klucze.

[00:31:04] Dlaczego miałabym mieć nie wiem nie wiem czy masz to samo. Tak chętnie jak ty się w ogóle czujesz.

[00:31:19] Wydaje wydaliśmy się bardzo pobudzony pobudzony. To bardzo blisko do oburzonych.

[00:31:26] Na to ona. Ona. Chcesz coś powiedzieć tomów.

[00:31:32] Ona zabiła człowieka bo nie byłabym tego taka pewna powiedziałeś to tak jakbyś to wiedział na sto procent nie wiesz tak jak nie wiem należy to. To znaczy nie przepraszam za to. Bo już się wszystko mylisz. Ty możesz być tego pewny. Ja nie mogę. To jest.

[00:31:57] Nie wiem kim ja jestem.

[00:32:01] Słuchaj Agata bo właśnie słucham. Wydaje mi się że te nasze wspólne rozmowy już nie wystarczają. Spokojnie powinnaś porozmawiać z kimś kto zna się na tym znacznie lepiej niż ja zadzwonię teraz dobrze. Spokojnie ktoś do ciebie przyjedzie. Pojedziemy razem do szpitala. Tak. Do szpitala dla wariatów nie do specjalistycznego szpitala zajmującego się takimi problemami pojadę z tobą niczego nie musisz się bać.

[00:32:37] Dobrze. Czemu nie.

[00:32:41] Takie coś jeszcze dziś znalazła pani Agata. Otóż.

[00:32:51] 7 letni Tomasz Kot po kulę nasz pistolet.

[00:32:56] Agata słuchaj co ja mam teraz zrobić zrobić rybacki.

[00:33:11] Słucham też słucham kto ma imię. Halo halo.

[00:33:26] Nie słyszeliśmy dzieci. A wy kim jesteście

[00:33:37] kim to cholery jesteście.

[00:33:40] Agata Agata Agata proszę o dłuższy ten pistolet.

[00:33:46] Kto to był. Kto dzwonił.

[00:33:49] Te głosy dzieci były nagrane. Nie musiały w końcu odpowiadać. Jestem przecież w śpiączce ale ktoś musiał zadzwonić i odtworzyć kto to był. Nikt i nikt nigdy do mnie nie zadzwonił.

[00:34:05] Nigdy do ciebie nie zadzwonił. Wyświetlacz był cały czas wyrażony wydawało ci się tylko że z kimś rozmawiasz. Sprawdź w odebranych

[00:34:16] mi komórkach kto rządził ktoś od ciebie z pracy tak spokojnie masz paranoję.

[00:34:24] Nikt ci niczego nie spakował a pistolet jest nie naładowany. Od Ziemi go oddaj.

[00:34:31] Agata pomożemy ci wszystko będzie dobrze tylko nie musisz mi go oddać. Co ty robisz. Walenia ci.

[00:34:42] Podobno miał być naładowany. Był naładowany tylko musiałeś naładować. Dlaczego to zrobiłaś chciał mnie zabić.

[00:34:52] Zobacz pistolet dopiero dziecko. Czy ty w ogóle cokolwiek wiesz.

[00:34:59] Jesteś nienormalna i trzymasz w ręku naładowany pistolet. Powodu zagrożenia rozumiesz i ty się dziwisz że nie chciałbym z tobą mieć dzieci.

[00:35:09] Tomek to naprawdę nie jest pora żeby o tym mówić niech mnie tak nie kocham cię już mam dość tych twoich wiecznych depresyjnych stanów tego och jak mi źle PO nie maluje sobie balu.

[00:35:24] Kto ci broni.

[00:35:25] Na pewno nie ja siedzisz w domu nie masz dzieci lub coś to naprawdę nie moja wina że jesteś taka zła ułamek błagam cię.

[00:35:35] I wiesz co. Zastrzelili nas nas albo siebie. Strzel sobie w ten twój chory łeb albo wyrwę ci pistolet i sam

[00:35:47] go policja. Chcą mnie zabić. Tak proszę natychmiast przyjechać. Poczekaj spokojnie.

[00:36:01] I tak ale skąd panowie tak szybko.

[00:36:04] Przecież dopiero dzwoniła bo byliśmy w pobliżu ale jak w ogóle jesteście to proszę się nie martwić.

[00:36:11] Nic już nie grozi a ci dostaną teraz za swoje działania.

[00:36:35] Cześć kochanie.

[00:36:38] Stało się coś nic tylko. To naprawdę nic ważnego. Kupiłem po drodze sushi.

[00:36:48] Wziąłem większy zestaw bo zaprosiłem też Monikę i to uwaga.

[00:36:53] Z facetem to podobno coś poważnego. Pomyślałem że fajnie będzie się wszyscy spotkamy. Nie masz chyba nic przeciwko temu.

[00:37:03] Skąd to lekarz neurolog z tej nowej kliniki Budzik którą otworzyli w zeszłym roku. Szczerze powiedziawszy to ja ich ze sobą poznałem. Byłem tam w jakiejś sprawie i zauważyłem że ma na palcu ślad po bramce. Okazało się że jest świeżo po rozwodzie bardzo sensowny koleś. No i następnym razem wymyśliłem jakiś pretekst i wziąłem ze sobą Monikę. I wyobraź sobie. Zaskoczyło. Bardzo się cieszy taka fajna dziewczyna aż szkoda żeby była sama. Gdyby nie to nie wiem czy sam bym się nie zainteresował to się cieszę.

[00:37:40] Mam też wino są nią blond z Nowej Zelandii oni też pewnie przyniosą jakąś butelkę. Zobaczysz będzie fajnie. Na ten owoc znalazłeś mój pistolet wygląda bardzo realistycznie prawda.

[00:37:57] Niestety albo to tylko straszak na ślepe naboje. Kupiłem go kiedyś sam nie wiem po co. Mężczyźni chyba po prostu lubią bawić się takimi zabawkami. Nawet jeśli zapomniałem powiedzieć że kieliszki.

[00:38:17] A no i będzie jeszcze nasz sąsiad zawalił się wczoraj do tego pustego mieszkania po drugiej stronie.

[00:38:24] Spotkałem go teraz przy drzwiach i powiedziałem żeby wpadł. Jedna osoba więcej nie zrobi przecież różnica jakoś się podzielimy to jest różnica. I tak byśmy go kiedyś musieli zaprosić. Tak to chyba dobry pomysł nie tak bardzo

[00:38:43] o. Już są.

[00:38:50] Spotkaliśmy się przy drzwiach. Nie wiedziałam nawet że w tym mieszkaniu po drugiej stronie ktoś mieszka.

[00:38:56] A ja wprowadziłem się dopiero wczoraj. Jak widać od razu trafiłem na imprezę hahahaha.

[00:39:04] Dobra proponuję żebyśmy od razu przeszli wszyscy na ty.

[00:39:07] Tak będzie prościej świetny pomysł.

[00:39:09] Krzysztof Tomasz a moja żona Agata Monika miło mi a to jest martwa cześć cześć. To skoro żeśmy wszyscy się już poznali zapraszam do dostał nakładają. Jest chyba za mało paczek ale ja mogę jeść widelcem widelec widelec.

[00:39:30] Wolałbym jeść widelcem. Tak to bardzo proszę. Zaraz ci podam Max gdzie pracujesz bo to masz jak wiem jest prawnikiem.

[00:39:40] Tak tak jestem neurologa pracuję w klinice zajmującej się pacjentami w śpiączce w klinice tej którą otworzyli w zeszłym roku.

[00:39:51] Wiesz że ja kiedyś też leżałem w śpiączce ale chyba nie u nas. To było dobrych parę lat temu lekarze stwierdzili śmierć mózgu a ja leżałem i wszystko słyszałem słyszałem jak rozmawiają z moją matką namawiają ją żeby się zgodziła na pobranie ode mnie organów.

[00:40:14] U nas to byłoby niemożliwe.

[00:40:16] My od razu dajemy z siebie jesteś w świetnej formie jak na kogoś kto był w śpiączce wylew czy udar.

[00:40:26] Stawiam na wylew wylew wylew potem kilka lat rehabilitacji i jakoś się zbierałem ale tam ciągle nie po drodze.

[00:40:41] Słuchaj maks. A to prawda że jak się mówi do pacjenta w śpiączce to mu to pomaga wrócić.

[00:40:46] Czasami tak ma ale o to najlepiej spytać Krzysztofa. Pomogło ci to pewnie trochę.

[00:40:53] Ale najbardziej mi pomogło. Jak usłyszałem tę rozmowę o organach pomyślałem sobie że teraz to już nie ma żartów albo poruszam małym palcem albo mnie zbiorą na części kradziony samochód w dziób. A to prawda że takim pacjentom śpiączce śnią się jakieś sny śniło ci się coś Krzysztof ja prawie od początku byłem przytomny może nie od razu i nie przez cały czas ale stopniowo wracało.

[00:41:27] Ale wcześniej zanim zaczęła ci wracać przytomność śniło ci się wtedy coś nie pamiętam.

[00:41:34] Raczej nie ale to jest możliwe. Mózg pozbawiony dopływu bodźców zewnętrznych potrafi wytwarzać samoistnie coś w rodzaju halucynacje.

[00:41:43] Czasami są one nie do odróżnienia od rzeczywistości. Ludziom wydaje się że wciąż widzą a tak naprawdę nie reagują nawet na światło wpadają na meble i mają pretensje że ktoś je przed chwilą przesunął i dlatego ich nie zauważyli.

[00:41:56] Czy to możliwe więc że ludzie będący w śpiączce śnią sen o prawdziwym życiu.

[00:42:02] Może. Może my wszyscy myślimy taki sen. Nie mieliście nigdy wrażenia że wasza egzystencja to tylko kiepski żart. Prawdziwe życie jest gdzie indziej. Uważaj maks. Nie mów takich rzeczy przy Monice bo weźmie cię na terapię. Nie miałbym nic przeciwko temu aby ktoś ktoś mi taki stan ma jakąkolwiek możliwość by dowiedzieć się o tym nie wiem. To chyba tak jak w prawdziwym śnie. Czasami wiemy o tym że śpimy a czasami nie ale czasami nie jesteśmy tego pewni.

[00:42:34] Podejrzewamy że to sen ale nie wiemy tego na sto procent.

[00:42:37] Co byś wtedy zrobił.

[00:42:39] Nie próbował bym jakoś testować rzeczywistość robić dziwne rzeczy np.

[00:42:45] Czy ja wiem. Sprawdziłem czy potrafię latać.

[00:42:52] Gdyby się okazało że nie potrafisz i że to wcale nie był sen

[00:42:56] a przynajmniej bym się tego dowiedział.

[00:43:00] Zimno się jakoś zrobiło chyba gdzieś jest otwarte okno.

[00:43:03] Pewnie Agata otworzyła. Ma obsesję na punkcie wietrzenia

[00:43:08] co w ogóle u niej jako ostatnia chyba kiepska jest zdenerwowana i roztrzęsiona. Zresztą znasz wiesz jak to może wyglądać. Coś między wami. Raczej nie. Raczej ma problemy sama ze sobą. Może mogłaby z nią porozmawiać. Jesteś w końcu psychologiem. Jasne czemu nie. A właściwie gdzie ona jest. Pewnie poszła do siebie. Chyba jest dziś w nie najlepszej formie powinien zobaczyć co.

[00:43:44] Nie ma jej tu

[00:43:47] Agata okno jest otwarte i stoi pod nim krzesło podała

[00:44:00] jest zła grota Gdzie byłaś.

[00:44:05] Chciał dziś sprawdzić co jest w genach.

[00:44:20] Jak to wszystko w życiu tak dobrego nie.

[00:44:33] Było to słuchowisko Przemysława Borkowskiego pod tytułem prawdziwe życie.

[00:44:37] Wystąpili Agata Agata Wątróbska, Tomasz i jej mąż Arkadiusz Janiczek. Monika Anna Cieślak, matka Grażyna Barszczewska, lekarz Andrzej Mastalerz, sąsiad Henryk Talar. Muzyka Piotr Salaber, realizacja akustyczna Agnieszka Szczepańczyk, reżyseria Janusz Kukuła.

Humpty Dumpty, czyli prawda

Narrator [00:00:12] Maciej Wojtyszko. Humpty-Dumpty, czyli prawda.

Antropolog kultury [00:00:27] Drzwi były otwarte. Zwykle kiedy jestem sam w hotelu zamykam drzwi od środka. Taki mam nawyk. Różne rzeczy mogą się zdarzyć kiedy zostawiamy drzwi otwarte. Złodziej, prostytutka, pijany kolega. A jednak drzwi były otwarte.

Może dlatego że byłem w szoku klimatycznym po prostu wszedłem do pokoju rzuciłem się na łóżko żeby odpocząć. Na szczęście swój referat miałem wygłosić dopiero następnego dnia po południu.

Co by było gdybym tego dnia zamknął drzwi? Czy nie zdarzyłoby się nic? Nie wiem, nie wiem. Może tak, a może nie.

W każdym razie, weszła do pokoju i to tak cicho, że w ogóle tego nie usłyszałem. Pewnie, pewnie przysnąłem.

Starsza pani [00:01:31] Nie chce się panu żyć. Przepraszam i co pani robi w jakiś sposób co pani robi w moim pokoju. Wierzy pan w Boga?

Antropolog kultury [00:01:45] Ja przepraszam może pani najpierw zechce odpowiedzieć na moje pytanie kim pan jest.

Starsza pani [00:01:56] Nie uważa pan że oba moje pytania były znacznie ciekawsze niż pańskie.

Antropolog kultury [00:02:03] Mimo wszystko proszę najpierw odpowiedzieć na moje na moje pytania nie.

Starsza pani [00:02:09] Nie odpowiem na nie z bardzo prostego powodu moja odpowiedź może wpłynąć na pańskie odpowiedzi. Przypuszczamy że mówię tak. Jestem zrozpaczona wychowawczyni która pragnie ratować tutejszy zagrożony sierociniec i pana pytanie wierzy pan w Boga proszę to co pan mi odmawia jak i jaki sierociniec.

Starsza pani [00:02:36] Proszę pana to tylko przykład. A powiedzmy że mówię tak jestem kimś kto może zmienić całe twoje życie albo nie wiem jestem nałogową alkoholiczką. I moje pytanie wierzy pan w Boga. Pańska odpowiedź byłaby na pewno za każdym razem inna.

Starsza pani [00:02:59] I dlatego proszę aby najpierw to Pan udzielił mi odpowiedzi a niby dlaczego mam odpowiadać na pytania no bo o to proszę.

Starsza pani [00:03:13] A co więcej wyczerpująco informuje z jakich przyczyn nie zamierzam na razie odpowiadać na pańskie pytania a nie o to w takim razie zechce pani łaskawie opuścić mój pokój. Jaki uprzejmy nie chce pan dowiedzieć się czego chce i kim jest zechce pani łaskawie wyjść. Przepraszam bardzo bo. No więc dobrze udziela Panu pewnych informacji ale potem pan odpowie na moje pytanie.

Antropolog kultury [00:03:43] Nie przyjmuje żadnych warunków.

Starsza pani [00:03:44] Proszę energiczny zdecydowany bezkompromisowy a jednak poważnych pytań boi się jak diabeł święconej wody.

Starsza pani [00:03:53] Dobrze wychodzę i nigdy nie wrócę i będzie pan do końca życia zastanawiał się o co mogło chodzić tej babie zwłaszcza myśl że może pan coś stracił będzie niepokojące. Może na przykład chciałem zdradzić Panu tajemnicę ukrytego skarbu a Pan mnie wyrzucił jak to się dawniej mówiło na zbity pysk

Antropolog kultury [00:04:13] Wątpię.

Starsza pani [00:04:15] W co, w ukryty skarb?

Antropolog kultury [00:04:18] To naturalnie też ale wątpię żebym długo żałował. Za kilka dni nie będę w ogóle pamiętał o tym incydencie.

Starsza pani [00:04:27] No tak to bym się z panem zgodziła. Wybieramy takie rzeczy z pamięci zwłaszcza gdy mamy kłopoty z klasyfikacją. Żegnam.

[słychać trzask zamykanych drzwi]

Starsza pani [zza drzwi] [00:04:50] To co? Odpowie mi Pan? Pierwsze pytanie brzmiało czy Chce się panu żyć. Chce mi się żyć.

Antropolog kultury [00:05:00] Chce mi się żyć. Jestem zachwycony tym, że żyję. Mam entuzjastyczne stosunek do faktu, że żyję, już dobrze. Zadowolona?

[dźwięk otwieranych drzwi]

Starsza pani [00:05:11] Pan jest o ile mi wiadomo kulturoznawcą. Tak? A swoją drogą co to za nowe słowo. Dawniej się mówiło człowiek kulturalny a teraz kulturoznawca.

Antropolog kultury [00:05:25] Jestem antropologiem kultury.

Starsza pani [00:05:27] I jako antropolog kultury odpowiada pan tak ironicznie, lekceważąco na moje fundamentalne pytanie tzn. mam rozumieć, że nie chce się panu żyć.

Antropolog kultury [00:05:43] Jak kiedy. Czy taka odpowiedź panią satysfakcjonuje.

Starsza pani [00:05:49] To nie jest odpowiedź to jest wyklęty. Zostawmy to na razie. A co z Bogiem? Wierzy pan czy nie?

[00:05:58] Jak kiedy i albo mi pani odpowie na moje pytania albo po prostu wyrzuca panią z pokoju.

[00:06:05] Przecież już mnie pan wyrzucił. Ja już jestem post wyrzucona. Wróciłam po wyrzuceniu. Kim pan jest. Jak kiedyś.

[00:06:16] Zadowolony jeśli zapytam po co pani weszła do mojego pokoju to też mi pani odpowie jak kiedyś.

[00:06:27] Żeby dać świadectwo. Słucham.

[00:06:31] Ostatnio zastanawiałam się co jeszcze chcę powiedzieć co jeszcze zdążę powiedzieć w jaki sposób mogę dać świadectwo. Przeczytałam że będzie pan na tej sesji a potem jeszcze tytuł referatu rzeczywistość jako element gry społecznej. Zdecydowałam że muszę z panem porozmawiać. Boże może jakiś głupi tytuł.

[00:07:02] Sam pan to wymyślił. Pan jest uczestniczką 6. Sądzi pan że tylko uczestnicy sesji mogą się wypowiadać o rzeczywistości. Wydaje mi się że mam jakiś pogląd na rzeczywistość mimo że nie jestem uczestniczką sesji. Mam nadzieję że to nie jest zabronione.

[00:07:22] Nasza dyskusja nie ma sensu. Proszę pani zamierzam opuścić ten pokój więc bardzo proszę żeby pani wyszła wraz ze mną dobrze powiedzmy że znałam twoją matkę.

[00:07:35] Tak znałam twoją prawdziwą matkę.

[00:07:44] Ja też. Moja matka zmarła trzy i pół roku temu.

[00:07:50] Twoja prawdziwa matka zmarła 6 lat temu. To jakaś bzdura zupełnie niemożliwe. O co chodzi. Jak to co o rzeczywistość. Twoi rodzice mieszkali kiedyś w tym mieście prawda. Owszem ale to było dawno jeszcze przed twoim urodzeniem a wyjeżdżali prawie zaraz po tym jak się urodziłeś dostali ci od twojej prawdziwej matki.

[00:08:18] Zresztą wszystkim ten wyjazd był na rękę i twojej prawdziwej matce w jakiś sposób nawet nawet mnie.

[00:08:28] Przypuszczamy że uwierzę.

[00:08:30] Poproszę o dowody. Ma pani i ma pani dowody.

[00:08:34] Pani nie. Mam tylko historię którą mogę opowiedzieć. W takim razie skąd mam wiedzieć że pani mówi prawdę. A z tym mogą być problemy. Stary dom dziecka spalił się 20 lat temu. Dowodów w sensie materialnym chyba nie da się odszukać. Rodzice nie próbowali ci powiedzieć matka przed śmiercią ojciec ojciec zmarł kiedy miałem 8 lat. No tak oczywiście był starszy od matki.

[00:09:08] Jednym słowem niczego nie podejrzewałem. Myślę że.

[00:09:20] Matka miała tę samą grupę krwi co ja wiem wiem bo kiedy trzeba było oddać krew to proszę pani proszę pani nie wiem w jakim celu pojawiła się pani w moim pokoju ale zdaje mi się że pani czegoś ode mnie chce.

[00:09:34] Tak tylko czego.

[00:09:36] Proszę pani ja miałem szczęśliwe dzieciństwo kochających rodziców normalną rodzinę. Bardzo przeżyłem śmierć ojca i matki. I dzięki nim jestem taki jaki jestem i na pewno jestem ich biologicznym synem. Równie dobrze może opowiadać że mnie zrzucili Marsjanie. Jak nie ma pani dowodów to nie wiem po co miałbym wysłuchiwać hipotez dotyczących mojego pochodzenia.

[00:09:57] Tak tak tak to się nazywa zdaje się pragmatyzm. Czytałam. Jesteś przedstawicielem Neo pragmatyzmu tak o tobie piszą w internecie. Niesamowity pragmatyzm zakłada że prawdziwe jest tylko to co użyteczne. Naturalnie po co pragmatyzm. Prawdziwa informacja. Co można zrobić z bezużyteczne informacje. Powinnam o tym pomyśleć wcześniej jeszcze zanim tu weszłam. Wyobrażałam sobie rozmaite twoje reakcje ale jakoś nie wiem nie wzięła pod uwagę tej najprostszej. Ciebie to po prostu może w ogóle nie interesować. Myślałam że się denerwuje. Nie wiem zechcesz mnie zaatakować. Poszłam nawet do torebki moje największe nożyczki bez sensu. Widzi pan nożyczki.

[00:10:57] Przepraszam co na wypadek gdyby. Gdybym chciał panią mordować tak śmieszne to śmieszne.

[00:11:05] Sama widzę że to śmieszne tak poważny humanista dżentelmen w dodatku pragmatyczny nie rzuci się na starą kobietę tylko po to żeby poznać jakąś wątpliwą prawdę.

[00:11:19] Toż to dla niego wszystkie chwyty są wątpliwe prawda. Przepraszam.

[00:11:29] Chwileczkę. Czy mógłbym poznać pani nazwisko.

[00:11:32] Nie nie nie raczej nie. Sformułowany problem w ten sposób moje nazwisko mogę ujawnić wraz z moją historią. A skoro nie chcesz usłyszeć mojej historii to lepiej żeby się również nie znało mojego nazwiska.

[00:11:50] To nieuczciwe wdziera się pani nie zaproszona do mojego pokoju poddaje w wątpliwość. No dosyć ważny fragment mojego życiorysu i odchodzi i odchodzi tak jak tak można.

[00:12:04] A zauważyłeś zauważyłeś ile razy użyliśmy słowo mojego. Ty masz swój pokój i swój życiorys a ja mam swoje nazwisko i swoją historię. Takie żółwie w swoich pancerze albo ślimaki w tych wspieranych piosenkach MOJE MOJE. A przecież tak naprawdę życiorysy i historię są czymś co co ma nas.

[00:12:29] Nasza przeszłość posiada nas bardziej niż chcielibyśmy to przyznać. Na polowania przyjechała pani chodzi o to że używam zdań złożonych.

[00:12:42] Dlatego nie trzeba koniecznie być profesorem antropologii. Wystarczy trochę poczytać przed zasilanie Przestańmy grać w kotka i myszkę.

[00:12:51] Dobrze proszę niech niech niech pani mówi nie tak dawno nie tak dawno miałam wypadek samochodowy przykre zdarzenie. Uderzyłem czołem w lusterko i straciłam przytomność.

[00:13:09] Kiedyś odkryłam zobaczyłem nad sobą twarz pielęgniarkę. Zapytałam go co się stało. A on mi na to niech pani mówi niech pani mówi. Wtedy pomyślałam sobie.

[00:13:26] Mówić tu żyć chciałbym usłyszeć historię którą zamierzała mi Pani opowiedzieć. Jestem nią zainteresowany.

[00:13:38] Chciałam żeby pani wyjaśniła mi w jaki sposób doszła do tak absurdalnego przekonania że moi rodzice nie byli moimi rodzicami.

[00:13:46] Czy pan jest skłonny zapłacić za historię którą panu opowiem.

[00:13:57] A często jest to po prostu metoda wyłudzania pieniędzy.

[00:14:06] Czyli tak zaczynamy się na zmęczonego gościa w hotelu. Pytamy go o Boga o życie obiecujemy mu zdradzić sekret jego narodzin i żądamy od niego pieniędzy.

[00:14:18] Słuchaj babo cholerne.

[00:14:22] Ja nie jestem skłonny zapłacić ani grosza. Rozumiesz nie życzę sobie twojej obecności w moim pokoju proszę proszę Wyjdź wyjdź.

[00:14:28] Wyjdź proszę proszę stąd wybacz mam nożyczki mam nożyczki i jeśli mnie uderzyć to nie zamierzam uderzyć.

[00:14:36] Zechce pani łaskawie opuścić pomieszczenie.

[00:14:39] No w takim razie proszę odsunąć się od drzwi. Zasłania mi pan drzwi i równocześnie krzyczy pan na mnie żebym wyszła proszę bardzo proszę użyj.

[00:14:50] Odnoszę wrażenie że pieniądze są jednak dla Ciebie zbyt ważne.

[00:14:54] Moje uszanowanie.

[00:14:57] Czy wiesz dlaczego zapytałam. Czy jesteś skłonny zapłacić.

[00:15:02] Nie jestem zainteresowany. Mam zadzwonić po policję.

[00:15:07] Nie żądam żadnych pieniędzy używa Pani mojej cierpliwości.

[00:15:12] Chodziło mi o ponoszenie chodziło mi o poniesie karę wyjaśniła mi poniesie gościa kosztów w sensie etyki.

[00:15:52] Ojciec był prawnikiem cenionym szanowanym teoretykiem prawa cywilnego. Głównie zajmował się profilaktyką ruchu drogowego. Pamiętam jak przez mgłę kupił mi pierwszy rower.

[00:16:04] Jeździliśmy razem na spacery usiłując wiązać mężczyznę w szarej wiatrówki z największym rowerze a ja 7 8 latek w niebieskim dresie na mniejsze czasem dołączyła do nas moja smukła matka Piękna

[00:16:20] smukła. Tak naprawdę niewiele mogę powiedzieć o moim ojcu jego śmierć to był naturalnie wstrząs. Pamiętam że strasznie płakałem. Matka robiła mi układy z lodem na głowę naciskała.

[00:16:31] Dostawałam histerii byłem dzieckiem czułem rozpacz ale nic nie rozumiała matka matka była dzielna kobietą. Skończyła humanistyki. Świetnie znała kilka języków uczyła na uniwersytecie tłumaczyła. Brała dodatkowe prace. Nigdy nie narzekała. Jej śmierć przeżyłam już jako dorosły człowiek. Właściwie wciąż czuję się winny że poświęciłem jej za mało czasu że uważałem za naturalną jej troskę o mnie a ja o nią troszczył się niewiele. Dopiero kiedy zmarła przeraziła się że już w żaden sposób nie będę jej mógł niczego oddać. Czy mogli nie być moimi prawdziwymi rodzicami. Jak w ogóle mogłem mieć jakiekolwiek wątpliwości co zawsze chętna baba. Po prostu kolejna kaczka. Miałem szczęście do różnych żebraków oszustów wariatów w jakiś tajemniczy sposób przyciągał takich dewiantów.

[00:17:40] A poza tym poza tym ta kobieta nie wiedziała czego się.

[00:17:46] Czegoś ważnego czegoś co zmieniło całe moje spojrzenie na życie co kazało mi się swobodnie śmiać z naiwności jej zagadek. Jakie może mieć dla mnie znaczenie to czy gdzieś kiedyś ktoś nie kto inny.

[00:18:09] Skoro. Skoro i tak. Skoro tak.

[00:18:22] Dąb na murze śladu dramatyzmu rozpadu a nie sprawił wszystkie króla konie i rycerze że w jedną całość Hampton dąb znów się zbierze.

[00:18:36] Brawo brawo.

[00:18:38] Postanowiłam że potraktuje te twoje wrzaski jak głupi wybryk zdenerwowany i zdezorientowany. Człowieka który nagle poczuł się zagrożony w samej swojej istocie. Powtarzam bo widocznie nie zrozumiałeś. Nie chcę od Ciebie pieniędzy.

[00:18:53] W takim razie czego Sekret Enigmy co przepisu nad morze. Może tak jak w bajce. Tego co zastaną po powrocie do domu.

[00:19:02] Blisko blisko. Pamiętasz co ofiarowała Czarna Wróżka królewicza w ilu latce nie.

[00:19:12] Odrobina cierpienia choć dobra wróżka czy mogłaby się ode mnie od.

[00:19:23] Przyjąłem do wiadomości Twoje rewelacje i jak widać nie wstrząsnęły. Ja nie twierdzę że są mi obojętne ale nie przypuszczam żebym przeżywał jakieś głębokie załamania z powodu takich albo tam innych przodków.

[00:19:38] Jesteś bardzo zdenerwowany bardziej niż iż chciałbyś pokazać wszystkim skończmy z tym.

[00:19:46] Proszę o opowieść proszę o opowieść z założeniem że nie otrzyma pani ode mnie żadnego wynagrodzenia. Proszę bardzo dobrze i dobrze.

[00:19:56] Pewna dziewczyna była wychowywana w tym mieście w domu dziecka imienia Marii Konopnickiej. To był taki piękny choć zaniedbany dworek sierociniec nazywał się urzędowo dom dziecka numer 3. Ale nie było tam prawie wcale małych dzieci tylko wyraźnie te dziewczyny po 15 18 lat które nosiły nosiły w sobie pamięć wojny. Niektóre widziały egzekucję swoich rodziców dziadków inne nie pamiętała bo nie chciały pamiętać swojej przeszłości a wszystkie Polki żydówki Białorusinki Ukrainki ślą zaczepki były czujne chory na strach i bezwzględne.

[00:20:37] Ta dziewczyna Teresa była Ślązakiem miała 15 lat kiedy ją poznałam.

[00:20:44] Ojciec zginął pod Kurskiemu jako żołnierz Wermachtu matka podczas bombardowania Wrocławia przed końcem wojny.

[00:20:51] A pani też była wychowanków tego domu. Ja. Ja byłam córką dyrektora i jej przyjaciółką. Teresa była bardzo ładna i miała w sobie to coś. Ludzie się do niej. To Teresa ma być moją biologiczną matką tak. Tak nabycia a raczej była Kim.

[00:21:20] Mogę spytać.

[00:21:23] Z moim ojcem. Z ojcem.

[00:21:28] A skąd mogłabym aż tak dokładnie znać historię.

[00:21:33] To znaczy że co że dyrektor zrobił wychowujące dziecko a potem je sprzedał oddał oddał zaprzyjaźnionym adwokatowi i jego żonie tak mniej więcej mniej więcej czego mniej a czego więcej prokuratorowi. I to nie był jego przyjaciel tylko w tamtych czasach prokurator to raczej nie mógł być przyjacielem. Można by powiedzieć że ojciec ojciec uległ szantażowi.

[00:22:07] Choć z drugiej strony ten szantaż był mu na rękę. Zaraz powiesz że zostałem wyprodukowany na zamówienie.

[00:22:15] Raczej siostra. Nie nie nie aż tak to nie.

[00:22:19] Ojciec przeżywał straszne rozterki opowiadał mi o tym wiele lat później z racji swoich obowiązków prokurator przebrany ojciec często się z nim spotykał. Któregoś dnia zabrał go do restauracji Feniks i zwierzył zwierzył się z sekretów. Mam młodą żonę ale nie mogą mieć dzieci. Właściwie to żona nie może. A on by chciał żeby była szczęśliwa i spełniona. I zapytał czy przypadkiem któraś z dziewcząt nie ma problemu no bo może wtedy dałoby się dałoby się pomóc i jemu. Na problem miała Teresa i mój ojciec.

[00:22:59] I. Rozumieli że.

[00:23:04] Nie wierzę.

[00:23:08] Dlaczego mi to mówisz. A dlaczego nikt mi nie powiedział tego wcześniej Teresę.

[00:23:16] Posłuchaj Teresa zaraz potem wyjechała do ciotki do Bawarii. Przez jakiś czas pisała do mnie listy a potem kiedy wyszła za mąż to już rzadziej potem urodziła dziewczynkę i chłopczyka i przysłała mi ich zdjęcia. Ale choć ten mąż od niej odszedł to miałam już samych niemieckich znajomych i coraz gorzej pisała po polsku. A potem zginęła jej samochód zjechał ze skarpy i wpadł do rzeki niedaleko Monachium. Jakie są dowody na to że to prawda. Mam kilka zdjęć na których jestem z Teresą i moją matką a twoja matka co wiedziała.

[00:23:57] To ona odbierała poród.

[00:23:59] Pamiętam ja zresztą też byłam przy Twoich urodzinach donosiła gorącą wodę i ręczniki. Twoja urzędowa matka Ewa też już tam była. Tylko w sąsiednim pokoju.

[00:24:11] Nie wierzę. Przecież ktoś by mi coś powiedział coś bym coś bym wyczuł a poza tym ta kobieta Teresa chyba jednak by chciała zobaczyć swoje dziecko

[00:24:22] prawda.

[00:24:22] A ojciec co nie był ucieka na początku zdaje się zdaje się jeździł żeby popatrzeć po kryjomu.

[00:24:32] Tylko że dostał udaru i ostatnie lata przesiedział na wózku siedział siedział i płakał nie mógł mówić był sparaliżowany.

[00:24:42] Jakaś amerykańska telenowela ataku serca dostał zaraz po pożarze bo pałac spłonął całkowicie. Przyszedł do domu i powiedział tak wiecie o czym cały czas myślałem o tym żarcie Marka syna który po wysłuchaniu opery w La Scali oświadczył nie słyszałem niczego równie wstrząsające. Od czasu pożaru sierocińca. To był jego dyżurny dowcip. A potem wszedł do łazienki upadł i stracił przytomność. Dowcipny człowiek. Mama PRL budowała go aż do śmierci. Ale nie dziw się. Nie dziw się że nie mam ochoty cię oglądać. A ty. Kiedy pojechałam do Warszawy poszłam pod twój adres Lucernie 17.

[00:25:25] Patrzyłam po patrzyłam. Poszłam kiedy to było jakieś cztery lata temu.

[00:25:33] To kłamstwo mieszkam tam dopiero od trzech lat a możliwe że tak to mogło być nieco później. Ja nie nie nie mieszkam w Polsce. A co w takim razie co tutaj robisz. Przyjechałam na groby Chcę położyć im nową płytę. I co chcesz żebym się dołożył. Jesteś. Choć ceny są ostatnio w tym kraju przeraźliwie wysokie ale to są moi rodzice.

[00:26:01] Z tego co opowiadasz to wynikałoby że częściowo też moi.

[00:26:06] Właśnie jesteś synem bohatera. Tak nasz ojciec wyniósł kilkoro dzieci z pożaru A mówiłeś że tam były same dziewczyny i to jeszcze. Wtedy już nie.

[00:26:17] Wtedy był mały bohater polityki niezły tytuł Adam Mnie się raczej młody. Też podobają. Może to dziedziczne. A może był pedofilem.

[00:26:30] Sporo. Spokój się. Dlaczego ty nie masz dzieci.

[00:26:37] Na co cię to obchodzi. Dlaczego.

[00:26:41] Ukochana siostra przepraszam jeżeli nie interesowała się mną do tej chwili to nie widzę w ogóle żadnego powodu żeby Ci wyjaśniać teraz moje sprawy osobiste. A ty co ty masz dzieci tak mam.

[00:26:52] Mam dorosłego syna jest dużo młodszy od ciebie ale już dorosły mieszka za granicą mąż też można powiedzieć że się udało.

[00:27:03] A myślisz że to łatwo żyć z tyloma Garbarni.

[00:27:07] Zostawiłem matkę ze sparaliżowany ojcem zostawiłem ciebie zerwał kontakt z krajem.

[00:27:14] Przyjeżdżam tu przyjeżdżam tu od niedawna.

[00:27:18] Wróćmy do podstawowego pytania jakie masz dowody na to. Na to wszystko co powiedziałeś.

[00:27:29] Żadnych mogło być tak ale mogło być też całkiem inaczej chyba że.

[00:27:37] Zobacz

[00:27:40] za co zdjęcia.

[00:27:44] Stoimy na schodach. O ja Teresa. Mama i ojciec.

[00:27:51] No i ten mały. To chyba Ty ja.

[00:27:58] Co to za dowód. Kto to potwierdzi. Wydaje mi się żebym to mogło być tak mogło być też zupełnie inaczej.

[00:28:10] Na szczęście sam powiedziałeś że ci specjalnie nie zależy na prawdzie takiego nie mówiłem.

[00:28:15] Nie może się usłyszałam co

[00:28:22] prawda aż oszalał ale ja się czuję już związana bierze uderza w głowę tym Warzone to mogę cię nawet zabić ja będę krzyczeć mogę cię tak namalować i morduje szpieg.

[00:28:35] W jakim celu będę cię torturować i powiesz mi prawdę.

[00:28:40] Wariat wariat nie ma nie ma nie ma żadnej prawdy. Sam przecież tak twierdzi. Nie o taką prawdę chodzi.

[00:28:48] Wiesz dobrze o jaką. Dobrze Powiem ci prawdę tylko tylko mnie rozumiesz.

[00:28:57] Najpierw prawda potem potem cała reszta nazwisk nie ma tam paszportu nie ma paszportu musiałam.

[00:29:05] Nazwisko panieńskie czy po mężu wszystkie nazwiska. Panieńskie brzmiało zbyt skomplikowanie dla Amerykanów więc zmieniłam a potem wyszłam za mąż ale zachowałem to niby panieńskie jako pierwszy człon drugie mam po mężu Słucham.

[00:29:24] A jeśli odpowiem Alicja Hampton dam Ci wkręcić w dupę korka.

[00:29:33] Musisz być ordynarny. Dlaczego taki musi być ordynarny.

[00:29:40] Nie musisz koniecznie wierzyć w moją opowieść ale weź pod uwagę że weź pod uwagę że być może znęca się nad własną siostrą przysięgli co przysięgli że co że jesteś pewna że jesteś moją siostrą.

[00:29:56] A na co 1000.

[00:29:58] Na boga wierzysz w Boga. Wierzysz w Boga. No to na Boga nie wiem dlaczego.

[00:30:11] Opowiadał tak jakbyś nie miała żadnych wątpliwości bo ja dobrze opowiadam ale nie mam stuprocentowej pamięci. Mogłem się to wszystko mieszać w głowie. Ostatecznie upłynęło tyle lat ostatnio mam kłopoty z głową. Leczyła się psychiatrycznie. Mówiłem niedawno miałem wypadek samochodowy uderzyłem się w głowę. Czy leczyła się w Ameryce każda elegancka kobieta chodzi do psychoterapii to mogą być urojenia.

[00:30:39] Kiedy staram się sobie to wszystko przypomnieć to czasem wydaje mi się że nigdy nie było żadnej przyszłości.

[00:30:48] Tylko dziś pamięć jest zawodne poczekać.

[00:30:56] Pomyślmy pomyślmy bo jeżeli gdyby wszystko to co opowiadała było prawdą.

[00:31:04] No to co to co tak naprawdę zmienia w moim życiu nic.

[00:31:10] Nic absolutnie nic powiedziała mi to po to żeby coś zmienić w swoim życiu za daleko posunięta wniosek wcale nie. Ludźmi kierują tylko dwa motywy albo strach albo interes osobisty to Napoleon tak uważał. Prostackie. Moim zdaniem nie miał racji bywają inne motywy to przyjmijmy przez chwilę że miał dobrze. Jaki to interes osobisty mogła mieć moja przypuszczalnie siostra żeby przyjść do mnie z takimi rewelacjami po prostu mogła być ciekawa ciekawa jak wyglądasz. Mam ciekawość to słaby motyw z ciekawości to się nie zakłada do pokoju hotelowego mógłbyś przecież pójść na jutrzejszy odczyt i tam zaspokoić swoją ciekawość. Nie nie nie to musiało być coś więcej.

[00:31:54] I nawet wydaje mi się że wiem o co chodziło ci u ciebie.

[00:32:00] Tak właśnie było. No tylko nie rozumiesz. Chciałeś mu się przyjrzeć z bliska. Właśnie Rosja śledziła mnie od dłuższego czasu i wiesz wszystko wiesz wszystko wiesz o moich kłopotach wiesz. Naturalnie Rosjan jeszcze nie zacznę. Ale masz to samo. Nie odezwę się dopóki mnie nie rozwiąże bo czekanie na życie dopóki mi nie odpowiesz.

[00:32:23] Masz to samo.

[00:32:27] Proszę bardzo.

[00:32:30] Mam to samo. Czekaj muszę wziąć

[00:32:40] nożyczki a nie prościej było po prostu powiedzieć.

[00:32:53] Jakieś wygłupy jakieś teatralne popisy krętaczy i po co.

[00:32:58] Jakbyś powiedział że podejrzewa że jesteś moją siostrą i że prawdopodobnie masz to samo i że po prostu się boisz to wcale bym się nie zdziwił.

[00:33:13] Dlaczego.

[00:33:16] Niestety przestraszyłem się z grobu i chciałem wykupywać żeby sprawdzić jak to się stało że zostawili mi taki prezent jak pies. Ale teraz to chyba wszystko idzie ku lepszemu. Najgorsze były ostatnie dni przed operacją. Teraz jeżdżę na kontrole wyniki są coraz lepsze.

[00:33:43] Operacji nie udawaj że nie wiedziałeś.

[00:33:47] Mówisz że wyniki są dobre.

[00:33:52] Lekarze uspokajają uważają, że najgorsze już minęło. Chociaż. Z białaczką nigdy nic nie wiadomo. Ja się po tej operacji zmieniłem. Zmienił się kolor oczu skóra mi ma przebarwienia.

[00:34:10] Nawet pytałem doktora czy to możliwe żebym dostał szpik Murzyna wykluczył taką możliwość przeszczepienia szpiku kostnego przeszczepić siostra i powiem ci jedno jeżeli przyjechała z Ameryki czy Kanady żeby zrobić sobie u nas operację szpiku to bardzo bardzo dobrze trafiłaś.

[00:34:30] Nasi lekarze są bardzo dobrzy dużo tańsi. Dam ci adresy. Charakter zmieniał. Dawniej nie rozumiałem ludzi a teraz a teraz sama widzisz. Mogłyśmy się przepraszam.

[00:34:58] Nie wiedziałam, że byłeś tak ciężko chory

[00:35:01] Przyjmijmy, że nie wiedziałaś. Musiało to jakoś do ciebie dotrzeć i zaczęłaś się o siebie martwić.

[00:35:14] Posłuchaj, postawiłeś złą hipotezę. Nie mam kłopotów ze szpikiem. Nie jestem chora. Przynajmniej nic o tym nie wiem.

[00:35:38] Nie? To o co, do cholery, chodzi, czego pani sobie życzy? Co mam mam mam cię znowu przywiązać pociechę.

[00:35:43] Wróćmy Wróćmy do twoich poglądów.

[00:35:48] Nie zmieniły się a jakich poglądów. Na litość boską.

[00:35:53] Chodzi mi o twoje naukowe poglądy z prawdą i z rzeczywista co ma piernik do wiatraka. Mnie się wydaje że człowiekowi może być ostatecznie wszystko jedno czy urodziła go ta czy inna kobieta czy ma taką a nie inną siostrę. Ale pytanie ostateczne co się z nim stanie czy umrze.

[00:36:15] Nie chciałam tego powiedzieć ale chodzi mi o takie właśnie pytania. To już chyba nie jest tak zupełnie wszystko jedno. Czego ty chcesz ode mnie. Po co przyszła się.

[00:36:34] Nie wystarczy wyjaśnienie że chciałam poznać brata dobrze poznała poznałam brata brata który jest tylko częściowo twoim bratem ponieważ być może mieliście wspólnego ojca. Dodatkowo wymieniony szpik kostny więc właściwie różni się nawet od samego siebie. No i co cię obchodzi co cię obchodzi co czuł kiedy szykował się na śmierć.

[00:36:56] Czy kiedy szykował się na śmierć. Nie chciał wiedzieć jaka jest prawda. Nie zgadywać co się z nim stanie.

[00:37:07] Jeśli tak to to co. Nie.

[00:37:13] Myślisz cyfrowo myślisz.

[00:37:17] Cyfrowo stosuje się system albo albo albo zero albo jedynka.

[00:37:23] A co jeżeli świat jest analogowy. Co jeżeli nie można go podzielić na cząstki 0 1 Google na plasterki tak nie tylko przepływa odbili do czerni przez nieskończone odcienie szarości właśnie.

[00:37:39] Ale jakiś ten świat jest. Jakiś musi być.

[00:37:45] Jeśli już koniecznie chcesz wiedzieć to właśnie zastanawiałem się nad bardzo długo właśnie właśnie przed operacją. Chyba zgadzam się z Tobą życie tak naturalnie prawda jest obiektywna.

[00:38:06] Cóż jeśli. Kiedy zacząłem zastanawiać się czy umrę czy będę żył.

[00:38:13] To nie miałem wątpliwości że chciałbym znać prawdę obiektywną czyli że wtedy zauważyłeś że coś takiego jak obiektywna prawda po prostu istnieje.

[00:38:26] Istnieją już w danym momencie dla danej jednostki tak nasze subiektywne. Dlaczego kłamiesz.

[00:38:39] Nie chodzi mi o swoją pracę podważając pojęcie prawdy mnóstwo stron napisałeś żeby udowodnić coś wręcz przeciwnego umowy. Gość Prawdy rzeczywistość jako gra społeczna konwencja a d konstrukcja przyznaj się przyznaj się chociaż teraz zupełnie prywatnie że to w większości brednie rozważania humanistyczne odbiegały ostatnio łatwych jednostronnych interpretacji.

[00:39:06] Nie tak nie będziemy rozmawiać bredzić bo wszystko jest brednie. Zajmujesz się dniami czy nie no może trochę się zajmuje. Kłamiesz ty nie.

[00:39:18] Niech Ci będzie kłamie.

[00:39:24] Jesteś tam. Co tu robisz i co. Wszystko w porządku nagrało się coś co ty robisz.

[00:39:33] Nic. Nic takiego. Po prostu chciałam żebyś przez chwilę miał uczucie że to co powiedziałeś zostało nagrane nagrała to i to.

[00:39:42] Może tak może nie. To nie wiadomo to co to ma znaczyć.

[00:39:46] Relatywizm rozumiem czyli wszystko bujda tak żadne siostry żadne matki historia z dzieciństwa to bujda po prostu ci chodziło o to żebym powiedział że kłamie w swoich pracach tak że pisze co innego co innego mówią.

[00:40:01] Poczekaj nagrała się jakaś zmowa tak to wszystko to to co dla Polski zrobił tak prof. Romanowski spadek opuszczenia portu uspokoić uspokoić.

[00:40:12] Z histerii żartowali. Nie było żadnego nagrania nie sądziłam że jesteś aż takim mega. Myślisz że cały świat kręci się wokół ciebie akurat twoje wykłady są tak ważne że sprowokowało innych do jakiejś błędnej intrygi łącznie z instalowanie podsłuchów w twoim pokoju. Boże Boże co za Szałek. Świat nie ma innych zmartwień tylko jego wypociny chcą skompromitować docenta Humpty Dumpty skoczyć do tego telefonu jak tygrys nagrywają. A co ja takiego powiedziałem do czego się przyznałem. Zamordowała mnie kradła mnie ja tylko przyznałem że moje pseudo naukowe eseje i referaty to bujda na resorach.

[00:40:56] To wcale nie jest mało. Przez chwilę było mi nawet ciebie żal bo to był żart.

[00:41:00] Tak ta uwaga do telefonu. To był żart.

[00:41:05] Czytasz jutro swój referat tak w przeciwieństwie do prawdy wiarygodność nie daje się obalić ponieważ jest wirtualna a ja wchodzę na podium. Włączam magnetofon i leci nagranie. Zajmujesz się brednie czy nie zajmuję. Kłamiesz czy nie. A niech Ci będzie kłamie.

[00:41:24] Kim ty jesteś, czego ty właściwie chcesz? Może po prostu swoim sumieniem. Może ci się nie. Jestem twoim aniołem stróżem. Wiesz co.

[00:41:42] Wiesz że jak nie przestaniesz kręcić to ja będę mógł powiedzieć przed sądem że udusił anioła stróża.

[00:41:54] No dobrze usiadł spokojnie i posłuchał.

[00:41:59] Wszystko ci wyjaśnię znałam Teresę i dyrektora sierocińca. To dziecko na zdjęciu.

[00:42:06] Teresa rzeczywiście chyba miała z dyrektorem ale nie jestem pewna czy to ty Chciałam się upewnić jak to. Takich ukrytych adopcji było kilka. Teresa miała kilkoro dzieci.

[00:42:22] Po prostu trzem dziewczynom przytrafiła się podobna przygoda w przeciągu trzech miesięcy. Wszystkim z dyrektorem. No skąd. Tylko że dyrektor wraz z prokuratorem czyli czyli twoim przybranym ojcem ułatwiają takie potajemne adopcje.

[00:42:41] Zaraz powiesz że jedna z dziewcząt miała pary bliźniąt jedno jajo.

[00:42:46] Skąd wiesz ja mam brata bliźniaka który został gangsterem w Hondurasie wie co bliźnięta wzięła Rachel a która potem wyjechała do Izraela do Tel Awiwu. O ile wiem dwójka i własnych dzieci zmarła na Syberii.

[00:43:03] No to dobrze to fakt posiadania przeze mnie brata bliźniaka możemy wykluczyć chwilowo. A Ty jesteś moją siostrą czy nie.

[00:43:12] Podobno to zupełnie nieważne. A może jesteś moją matką. To byłoby takie śmieszne.

[00:43:24] Nie jest to już dawno przestało być śmieszne.

[00:43:38] Wszystko co miałeś ukryte w pamięci wszystko co zapomniałeś co zostało zawarte świadomie lub nieświadomie zaczyna teraz wydobywać na wierzch.

[00:43:52] Mózg trzeszczy w szwach a trzeszczy tylko w jednym celu

[00:43:58] żeby nadać sens naszej rozmowy.

[00:44:02] Zdumiewające zdumiewające że nagle w takich momentach zaczyna wracać do nas przeszłość że szukamy wyjaśnień w tym co nas otaczała ani nie szukamy w sobie.

[00:44:21] Proszę pani ja już chyba znalazłem wyjaśnienie tak o pani po prostu sama nie wie. Nie bardzo wie czego ode mnie pani chce i po co w ogóle pani tutaj przyszła. To panią dręczą wspomnienia i to pani nie może sobie poradzić ze swoją pamięcią. A ja jestem tylko przypadkową ofiarą. Nie wiem może pani z aktorką może pani z tego szacunku która cierpi bo utraciła szansę publicznych występów więc organizuje pani takie prywatne happeningi no świetnie. Taki akt artystyczny.

[00:44:55] No masz jednak trochę intuicji. Darko też bywała aktorką tancerką wróżka.

[00:45:03] No nie wierzę ta aktorka która urządza przedstawienie dla jednoosobowej publiczności wierszyki tańce nożyczki brawo. Umówmy się że w tym miejscu zapadnie kurtyna dobrze.

[00:45:14] Ja wychodzę za przedstawienie nie płacę a jeżeli pani chce zostać w moim pokoju to proszę proszę bardzo poproszę premiera żeby usunięto panią siłą.

[00:45:24] Czy mógłbyś mi powiedzieć dlaczego ona popełniła samobójstwo.

[00:45:32] Kto. Ona. Ona.

[00:45:39] Tak wielu twoich znajomych popełnia samobójstwa że masz kłopoty z identyfikacją.

[00:45:49] Chodzi o tak. Właśnie o nią choć. A ty co masz z nią wspólnego. Nic. Chcę zrozumieć jak ci się z tym żyje.

[00:46:05] Przestańmy klasyfikuje czepiasz wyciąga się jakieś moje osobiste sprawy.

[00:46:13] Pracujesz dla jakiegoś wywiadu. Wywiady nie interesują się takimi głębokimi humanista jak ty. A skąd wiesz. Raz miałem propozycję kiedy to było. A skąd możesz wiedzieć kiedy to było. Może wróćmy do kwestii samobójstwa.

[00:46:33] To była osoba chora.

[00:46:37] Rozstał się z nią na rok przed jej samobójstwem i naturalnie nie wiąże swojego zachowania z tym zdarzeniem była emocjonalnie.

[00:46:46] Co można zrobić w tej sytuacji.

[00:46:49] Nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności. Do jakiej.

[00:46:53] O jakiej odpowiedzialności tu można mówić ludzie się spotykają ludzie się rozchodzą jakbym wiedział co ma w głowie to bym ją omijał szerokim łukiem.

[00:47:01] A co takiego złego miała w głowie że chciała lojalności że uchwała że poważnie potraktowała twoje deklaracje przepraszam ja nic jej nie obiecywała.

[00:47:11] Jeśli się z kimś śpi to chyba chyba to już jest obietnica. Ale co Ciebie to może wchodzić. Rozstaliśmy się w całkowitej zgodzie.

[00:47:22] A ty skąd wiesz co nas łączyło.

[00:47:24] Nie wiem to ty mi odpowiadasz.

[00:47:27] Swoją wersję a zatem moja wersja jest taka.

[00:47:33] Poznałem osobę z podstawą roszczenia i chorobliwie mnie dowartościować.

[00:47:39] I niepotrzebnie się z nią zaprzyjaźniła.

[00:47:42] Jak się zorientowałem że to całkowite nieporozumienie wycofało się najszybciej jak mogłem. Jeżeli uważasz że powinienem poczuwa się do winy to powiem Ci tylko tyle.

[00:47:53] Obecnie niektóre panienki przyjęły maniery arabskich terrorystów nie chcesz się z nimi ożenić to cię wysadzono w powietrze i siebie i ciebie unikają ich towarzystwa chodź wejdą przez okno do domu i gotowe są na strajk okupacyjny. A pogróżki które stosują to też w tym stylu. Oko za oko śmierć za śmierć zawsze wiecznie nigdy. Krew moja spadnie na wasze głowy. Niby dlaczego traktować serio takie deklaracje. To jest szantaż to jest szantaż moralny.

[00:48:26] Biedak ofiara fundamentalizmu erotycznego współczesnych kobiet. Jeżeli naprawdę pojawiła się tutaj tylko po to żeby zgłosić do mnie pretensje o samobójstwo Joasi to wiesz co możesz sobie darować. Ja nie czuję się w żaden sposób odpowiedzialny.

[00:48:47] Nawet gdybym była jej matką.

[00:48:55] Uporządkuje jesteś moją siostrą i matką.

[00:49:00] Oprócz tego duchową matką Joasi i bliźniaków Tak współpracuję z jakimiś wywiadem w Tel Awiwie w Hondurasie jako znana holenderska tancerka z Kanady i postanowiła się skompromitować swoim aktorstwem. Moje eseje z zakresu antropologii kultury krocie które cię denerwują swoim relatywizmu. Przepraszam przepraszam że.

[00:49:24] Tak.

[00:49:28] Nic nie wiedziałam. Przeszedł operację przeszczepienia szpiku. Bardzo cierpiała. Cierpiała.

[00:49:44] Bo przecież zmusiły się sam wiesz do czego zmusiły. Nie miała w sobie dość siły żeby dalej żyć. Może ty w tym wszystkim nie byłeś najważniejszy. Takie rzeczy się zdarzają.

[00:50:00] Ale ona była chora była chora na destrukcję.

[00:50:07] Można powiedzieć że dzięki Tobie samodzielnie i do końca się z konstruowania.

[00:50:13] Dużo piła. Dusza.

[00:50:20] Widzisz żałuję że nie żałuję ale przysięgam.

[00:50:27] Nie umiałem jej pomóc.

[00:50:30] Na początku. Na początku chyba byłem w niej zakochany.

[00:50:41] Rozumiem.

[00:50:46] Nie dziw się że miałam ochotę popatrzeć na ciebie z bliska. Czasem potrzebne jest wspólne wspominanie po to żeby łatwiejsze było wspólne.

[00:51:01] Pomijanie.

[00:51:05] Masz bardzo oryginalny sposób prowadzenia rozmowy. Kto co musi chciałeś mnie torturować.

[00:51:14] Przepraszam przepraszam poniosło mnie.

[00:51:19] Jesteś oczywiście. Dość marnym człowiekiem. Ale przecież to chciałam sprawdzić.

[00:51:31] Nie mam już sił zupełnie już nie wiem o co Ci chodzi.

[00:51:37] Co sprawdzić.

[00:51:41] Chciałam chciałam tylko sprawdzić czy wierzysz czy wierzysz w prawdę. Czy choć odrobinę żałujesz. Jeśli postąpił źle.

[00:51:59] Tak to rzeczywiście program minimum.

[00:52:06] Mówimy. Mówiłeś mi że ją kochał byś.

[00:52:18] Oczywiście nie jesteś marna.

[00:52:22] Nawet jeśli zrobisz coś złego to wyspowiadać się przed swoim bogiem a jego przedstawiciel ci rozgrzeszenia. Myślisz sobie że masz teraz prawo kontrolować i oceniać innych. I powiesz o mnie marny człowiek. A ja mam się wstydzić i bić w piersi.

[00:52:45] Jesteś matką.

[00:52:53] Wszystko inne to kłamstwo. Mistyfikacja. Z elementami prawdy.

[00:53:05] Zaplanowała swoją wizytę żeby coś zrobić żeby ukarać mnie zabić.

[00:53:13] Chciałam się chciałam Ci się tylko przyjrzeć. Mogła żyć mogła żyć. Gdybym nie spotkała ciebie. 6.

[00:53:32] Ta rozmowa nie ma. Mathias.

[00:53:39] Znalazłam w sobie siły żeby rozmawiać z tobą żeby rozmawiać tak długo.

[00:53:48] One mogły. 3. 3. Przez kogoś takiego. Jak ty chcesz sobie.

[00:54:02] Jak wy wszyscy dajecie sobie radę bez sumienia bez honoru bez prawdy bez wiary.

[00:54:09] To musi być bardzo bardzo niewygodne.

[00:54:13] Jakim prawem oskarża mnie w ten sposób. Już ci powiedziałem. Nie zrobiłem nic złego nie zamierzałem bo dramatu.

[00:54:23] Obrażasz.

[00:54:26] Nie chciałem nie chciałem. Nie chciałem żeby to się stało. Każdy morderca może tak powiedzieć. Nie jestem mordercą.

[00:54:45] Wybaczać. Wybaczam ci śmierć mojej córki. Śmierć waszego nienarodzonego dziecka. A nawet to że. Że nie wierzysz w prawdę.

[00:55:07] Nie mogę ci tylko wybaczyć tego. Nie.

[00:55:35] Zwykle kiedy jestem w hotelu zamykam drzwi od środka bo otwarte drzwi to zaproszenie do niespodziewanych wizyt.

[00:55:47] Trzeba zamykać.

Teatr Polskiego Radia przedstawił słuchowisko Maciej Wojtyszki pod tytułem Humpty-Dumpty, czyli prawda – w reżyserii autora.

Wystąpili: Maja Komorowska i Piotr Adamczyk. Opracowanie muzyczne Małgorzaty Małaszko, realizacja akustyczna Andrzeja Brzoski.

VIII. Wróg dobrej sławy

Było to w niedzielę po sumie. Stałem wtenczas na rynku małego miasteczka— pod piękną figurą św. Jana Nepomucena i patrzałem —- na co zapytacie?—na drzwi pięciu karczem, które z szyderstwem nie­jako na poważny posąg świętego spozierały. Groźne to były drzwi; tłumy rozmaitych ludzi, starców, kobiet, młodzieńców, dzieci nawet wciągały „w siebie by je po chwi­li, dziwnie zmienionych, do ludzi niepodo­bnych, z paszczęki swej wyrzucić!…

Patrzałem… Naraz hałas jakiś powstał, drzwi brzękły i oczom moim wstrętny przedstawił się obraz. Jakiś mężczyzna, po minie i ubraniu widać, że naszej wiary, zlatuje ze schodów, kapelusz z głowy mu spada, on po niego się nachyla i — jak długi kładzie się na błotne kamienie…. Wnet jednak się porywa, nogi prostuje, ale nogi, dzisiaj jakoś niegodziwe, posłu­szeństwo mu wypowiadają; zdaje się, że w słomę się zamieniły, tak się plączą, w tę i ową stronę uciekają i kadłuba utrzy­mać nie mogą. Ale idzie on dalej, choć Bogiem, a prawdą — nie chodzenie to już, jedno ciągłe chwianie się z jednej strony ulicy na drugą. Kapelusz na kark sobie wsadził, rękoma na wszystkie strony wy­wijał, a oczy jego żarzyły się, jak węgle. Przy tym przyśpiewywał sobie, co chwila zaklął lub zakrzyknął, ale tak niezrozu­miale, że słychać tylko nieludzkie bełko­tanie. Czasami przystanął, odwrócił się, o ile w ogóle w jednym miejscu mógł ustać, zagroził dzieciom, które wśród śmiechu i szyderstw za nim leciały i chwiejnym krokiem w dalszą, puszczał się drogę. Co się z tym człowiekiem stało, czy rozum go odbiegł, czy go paraliż raził?!..

— Ale oto w drugich drzwiach drugi obrazek się okazuje. Z miną czupurną i zawadiaką wychodzi niedorostek. Twarz jego rozpalona, pięści zaciśnione. Jeszcze z daleka grozi tym, z którymi widocznie w karczmie się pokłócił, potrąca przechodniów i zaczepia ich, a tędy i owędy pluśnie klątwą lub nieprzyzwoitym żartem. Obok niego postępuje, choć już trochę niepewnie, dziewczyna młoda. Rumieniec wstydu pa­nieńskiego coś spłoszyć musiało, bo sama idzie z bezwstydnym młodzieńcem, trąca go jeszcze, śpiewa jakąś nieskromną piosnkę i zuchwale na wszystkie strony się roz­gląda!… Za tą parą goni starsza kobieci­na, prawdopodobnie matka dziewczyny. Krzyczy, woła, w końcu wyzywa na mło­dych, ale oni swoją drogą idą, na nią nie zważają. Znudziło się jej wreszcie to wo­łanie, więc przystanęła. Co za widok ohyd­ny! Twarz kobiety, która powagą i słodyczą tchnąć powinna, dziwnym śmiechem jest wykrzywiona, oczy na wierzch wysadzone a nogi tak dygocą,, że gdyby tylko muzy ka zagrała, gotowa puścić się w tany i po­trząsnąć starymi kośćmi….

Cóż się z tymi ludźmi stało? Niedawno w kościele przed majestatem Bożym się korzyli, rozsądnie, jak każdy człowiek się zachowali, a teraz ani mówić nie mogą, ani chodzić, jednym słowem, zachowują się tak, jakby ludźmi nie byli? Czy im się rozum pomieszał, czy szaleju się napili? Niestety, napili się trucizny, która tak strasznie ich zmieniła i na wstyd, i pośmiewisko całego wystawiła miasteczka, — ale nią jest nie szalej, nie apteczna trucizna lecz — g o r z a ł k a…

Obok zdrowia najlepszym klejnotem dla człowieka jest dobra sława. Każdy z nas o honor swój dbać powinien, starać się o to, by ludzie w poszanowaniu nas mieli. Honor plami się złym uczynkiem np. niesłownością, kradzieżą, oszustwem. Człowieka złego, występnego żadną mia­rą poważać nie można. Żyje się nieraz __ z nim dla miłości Chrystusa, ale zaufania się do niego niema, ani owego szacunku, który każdy poczciwy człowiek w nas wzbudza. Nie masz tymczasem czynu, który ­by więcej klejnot dobrej sławy błotem obrzucał, człowieka poniżał i upadlał, jak— opilstwo.

Że pijaństwo człowieka poniża, dowo­dzić tego nie potrzeba. Wystarczy spoj­rzeć na obraz odurzonego pijaka, obrazki takie, jak powyżej opisano. Wszakżeż już to samo, że człowiek więcej pije, ani­żeli znieść może, albo płynów takich uży­wa, które zdrowiu jego wręcz szkodzę,, sta­wia pijaka niżej zwierząt. Zachowaj Bo­że, żebym ludzi miał do zwierząt przyrów­nywać, jednakże rzeczą pewną jest, że zwierzę nad miarę nigdy nie pije. Jeżeli więc człowiek jakich bądź trunków naduży­wa to tern samem mniej rozumu okazuje od zwierząt, czyli w niesłychany sposób siebie poniża.

To upodlanie się pijaka tym jaskrawiej występuje, jeżeli się zważy, że człowiek ma duszę, stworzoną na obraz i podobień­stwo Boże, że rozumem swoim i wolną wolą staje się królem i panem stworzenia. Kto zatem w tak ohydny sposób władzy rozumu i woli się pozbywa, ten duszę swą poniewiera, zrzeka się godności swojej lu­dzkiej czyli się po prostu upadla. —Ludzie chorzy na umyśle wzbudzają, litość, ale pijanice, którzy dobrowolnie rozum swój wódką odurzają, wzbudzają tylko wstręt i pogardę. Nawet dzieci małe, które zwy­kle z szacunkiem na każdego starszego spoglądają, z człowieka pijanego żartują, za nic go mają, bo rzeczywiście w stanie opiłym niczym., przynajmniej człowiekiem nie jest.

Oto, jakiego wroga okrutnego ludzkość posiada w gorzałce. Wróg ten ograbia ludzi nie tylko ze zdrowia, majątku, szczę­ścia rodzinnego, ale nawet i z ostatniego skarbu, który im pozostał: — z czci i do­brej sławy. Nienasycony to wróg, ale wi­na jedyna po stronie jego ofiar. Długożli jeszcze będą mu ludzie siebie i dom swój na pastwę rzucali?

VII. Wróg dobrobytu

Łamią sobie często ludzie głowy nad tern, co jest przyczyną, że tyle biedy i nę­dzy istnieje na świecie. Nie masz miasta, wsi, kącika prawie, w których by nędza i nieodstępni jej towarzysze: głód i roz­pacz strasznych swych namiotów nie ro­biły. Bez wątpienia, często bez winy lu­dzi nieproszony gość w chatach naszych się rozsiada. Nieraz robotnik, mimo naj­lepszych chęci, zajęcia nie znajduje, cza­sami choroba ciężka wytrąca mu z rąk narzędzie, którym chleb twardy zarabiał. Zdarza się, że chlebodawca krzywdzi pra­cowników, wynagradzając ich licho. Czasem nieurodzaje, klęski, dopuszczenie Boże, albo znowu nieoględność, nieroztropność wydzierają, bogaczom nawet całe ich mie­nie. Ale chociaż i inne jeszcze mogą być i są przyczyny zubożenia, jednak nade- wszystko pijaństwo nas obdziera z ma­jątku, o ubóstwo i ostatnią nędzę przy­prawia zarówno mieszczan, jak i wie­śniaków.

Rzeczą jest pewną, że społeczeństwa całe, narody stokroć gorszy dobrowolnie podatek płacą pijaństwu, gorzałce i na ten nie narzekają. Gdzież tu jest rozum i miłość własna? Otóż tysiące przykładów i dowodów żyjących nie przypomina nam tej smutnej prawdy, że rodzina, społe­czeństwo, które pijaństwu się oddaje, nie tylko dobrobytu nigdy nie zazna, ale ry­chło w biedę wielką popada?

Pijaństwo pozbawia najprzód ludzi do­brobytu. Nie trudno tego dowieść. Ileż to bowiem groszy i rubli idzie na marne — na trunki gorące! Chociażby kto ze zwy­czaju dziennie choć tylko 5 kop. przepił, to w roku całym przepije około 36 1/2 rubli, pieniądz, na który niejeden miesiąc cały krwawo pracować musi. A przecież nisko liczyłem, bo rzadko kiedy 5 kop. na dzień starczy. Nadejdzie targ, jarmark, już pieniędzy wtenczas nie starczy; a na wesele, chrzciny, poczęstunek pogrzebowy, na ubicie interesu, zawarcie przyjaźni, są­siedzkich stosunków i inne hulatyki, dla których bystry rozum pijaka coraz to no­we nazwy i tytuły wynajdzie, ruble wy­ciągać trzeba. Najgorzej zaś, jeżeli ktoś w życiu pijackim zasmakował i regularnie odwiedza karczmy. Pieniądze człowieka takiego palą, nie może ich ni w kieszeni, ni w ręku utrzymać, musi je wydać na napitek. Wyrzuca po prostu grosze na ulicę.

Ludzie, którzy pieniądze, chociażby im na nich nie zbywało, na pijaństwo tracą, grzeszą ciężko przeciwko Bogu, samym sobie i społeczeństwu. Kogo Pan Bóg majątkiem obdarzył, ten powinien też pamiętać, że od Niego majątek posiada, że on wła­ściwie nie jego jest własnością. Człowiek jest tylko szafarzem bogactw swoich, ma ich więc używać wedle woli Bożej, a nie wolno mu ich trwonić i marnować i to jeszcze w tak hańbiący i grzeszny sposób. To jest grzech przeciwko Bogu.

Ale człowiek, wyrzucający grosz na pijaństwo, grzeszy przeciwko sobie i społe­czeństwu. Może niejednemu twierdzenie to dziwnym się wydaje, a jednak najzu­pełniej z prawdą się zgadza. Człowiek bowiem taki pozbawia się dobrych uczyn­ków: zamiast pieniądz zbywający obrócić na cele pobożne, wesprzeć ubogiego, dać na kościół, zanosi go do karczmy. Krzyw­dzi więc bardzo swoją duszę i bliźniego. Nadto staje się nie raz, gdy zachoruje, albo starość możność zarobku go pozbawi, staje się ciężarem dla rodziny, gminy lub miasta. Póki zarobek miał, roztrwonił go przy pijatykach, nie uciułał ani grosza na czarną godzinę, za to teraz oddany na ła­skę i niełaskę ludzką. Postępowanie ta­kie jest wręcz niesumienne. Każdy bo­wiem nie z dnia na dzień żyć, ale wzrok w przyszłość często zapuszczać powinien, uzbierać sobie, jeżeli tylko może jakiś kapitalik, z którego by na przypadek choro­by lub niedołęstwa mógł czerpać.

Wreszcie ile to społeczeństwo całe traci na onych w kieliszku utopionych pienią­dzach. Miliony rubli idą rocznie na marne w stronach naszych na trunki; miliony, które choćby np. diecezji naszej, kościo­łowi i społeczeństwu tak bardzo są po­trzebne. Są ubodzy studenci, którzy pra­gną wiedzy, a uczyć się dla braku fundu­szów nie mogą dalej; są kościoły biedne, nie mające nawet aparatów najpotrzebniej­szych; istnieją zakłady dla chorych, ubo­gich, dla sierot, głuchoniemych, dla ludzi bez zajęcia. Wszystko to potrzebuje wspar­cia i czeka choćby na jeden grosz,—a tu miliony rubli ludzie wyrzucają, paszą nie nędzę ludzką, ale szynkarzów! Nie jestże to grzechem wobec społeczeństwa biednego?

Pijaństwo atoli nie tylko pozbawia lu­dzi dobrobytu, ale jeszcze zwolenników swoich wtrąca w straszną nędzę. Przy żadnym może nałogu grzesznym tak się wyrok Pana Boga nie sprawdza, jak przy pijaństwie: „kto się kocha w używaniu w niedostatku będzie.”

Ślepy chyba nie spostrzeże, że wszę­dzie tam, gdzie nałogowi temu hołdują, z każdej rodziny, wioski, z każdego mia­steczka okropne widma nędzy i głodu gło­wy swe wychylają. Przejdźmy się, pro­szę, po jakiej bądź mieścinie lub mieście. Rzemieślnicy, robotnicy trzeźwi mieszkają pięknie, schludnie, że aż oczy do ich po­mieszkania się śmieją. Widać nawet pe­wien dobrobyt, snąć używają tak roztro­pnie zarobku, że im nie tylko na opędzenie potrzeb domowych starczy, ale że coś je­szcze dla przyjemności swojej uczynić mo­gą. Jak strasznie obok tych mieszkań wyglądają nie raz już nie mieszkania, ale szopy prawdziwe lub budy ludzi, używa­jących zarobku na napitek. Nieporządek, zaniedbanie, brud, oto ogólny widok, jaki chata pijaka przedstawia! Okna, jak u ja­kiego żydowiny, płatami zatkane,—sprzęty, na które pijak nieraz całym ciężarem upa­dał, połamane. W szafie lub skrzynce po­rządnego ubrania niema, bo dobre w bra­ku pieniędzy, poszły w zastaw do żyda- Talerze i naczynia są powyszczerbiane, snąć musiał często właściciel chaty wojnę domową, niemi prowadzić. Ale co najgor­sza, nędza i bieda, i na obliczu dziatek i żony straszne swoje piętno wycisnęły. Żona za męża krwawo pracować musiała, bo mąż cały prawie zarobek, który za ro­botę od chlebodawcy odebrał, na hulatykę obrócił lub spłacenie długów pijackich. Kilka groszy ledwo rzucił żonie, a te star­czyć miały na cały tydzień dla całej ro­dziny. Wzięła się więc biedaczka, która patrzeć nie mogła na wybladłe, wynę­dzniałe twarzyczki dzieci, do najcięższej pracy. Szczęśliwa była, że ją znalazła. Aż tu chorobą wycieńczone jej siły po­waliły ją na łoże, nędznego dotychczaso­wego zarobku zabrakło i — głód zapano­wał w chacie, a nad chatą czychała śmierć na swoje ofiary!…

Nie wszędzie może tak okropnie wy­gląda, ale to jest rzeczą pewną, że wszę­dzie kieliszek do niedostatku i biedy do­prowadza. Inaczej też być nie może. Je­żeli rzemieślnik się upija, zaniedbać ko­niecznie musi swoją pracę. Po każdym pijaństwie czuje się niezdolnym do pracy, do warsztatu nawet nie zajrzy, a tymcza­sem czeladź pracuje, jak się jej podoba. Wyroby takiego rzemieślnika stają, się co­raz lichsze. Odbiorców towarem złym lub pracą niesumienną odstręcza, opuszcza go czeladź, wyczekująca godzinami jakiego zajęcia, zapasów niema za co kupić, w końcu pozostaje mu tylko kieliszek i—bieda!… Dla czegóż się dziwić, że w niejednym mieście w rynku już niema czterech ka­tolików, że w Boże Ciało niema już gdzie oprzeć ołtarzy?

Nie mniej smutnie wygląda po wsiach. Nieraz aż serce żal ściska patrzeć na to, jak w niejednej wsi prawie połowa gospo­darstw nie wiedzieć w czyje ręce się do­stała, jak gospodarz jeden po drugim idą na komorne albo na Chleb żebraczy. Zna­łem włościanina, szanowanego przez całą gminę. Włość jego liczyła 80 morgów pięknej, pysznej ziemi. Obora i stajnia i słynęły na całą okolicę. Bywało, że na wielkie uroczystości czwórką zajeżdżał. Z całego tego majątku pozostały mu po latach trzydziestu: — wytarta siermięga, kij żebraczy i — wstyd!… Nieszczęśliwy ten człowiek zaczął pić, nie pilnował go­spodarstwa; przyszedł jeden nieurodzaj, drugi i trzeci, w biedzie zaciągnął poży­czkę wysoką, której opłacać nie był w sta­nie, aż wreszcie obcym własną ojcowiznę oddać musiał. Kara to i wyrok Pana Bo­ga, że „kto się kocha w używaniu, w nie­dostatku będzie,“ a przykładów podobnych mamy tysiące, czyż nie prawda?

Źródło: O pijaństwie czyli jak nawrócić pijaka (rady dla wszystkich), Warszawa 1900