Pewien wędrowiec, tak opowiada bajka wschodnia, szedł sobie drogę, zdążając do swego miasta rodzinnego. Rozmaicie mu się wiodło. Raz szedł wygodnie, i słońce i przyroda cała doń się uśmiechała, to znowu natrafiał na przeszkody, góry, rzeki, gąszcz, strome i wąskie drogi bieg mu hamowały, a kamienie ostre i ciernie go raniły. Nieraz drapieżnym zwierzętom opędzać się musiał. Ale nie zrażał się niczym, tylko, pełen otuchy, podążał dalej. I oto, gdy już prawie do ukochanego swego domu rodzinnego docierał, spostrzegł ku wielkiemu swojemu przerażeniu, że stoi nad okropną, przepaścią, która na jego życie czycha. Przestraszony pośliznął się i wtoczył w straszną, bezdenną otchłań! Już mu się zdawało, że po nim, ale na szczęście zdołał uchwycić się krzaku, nad krawędzią przepaści rosnącego. Ucieszony tym niespodziewanym ratunkiem, wszystkie siły wytęża, by się na ziemię wydostać, a tu spostrzega, że za każdym poruszeniem korzenie krzaku się obruszają, coraz bardziej, niezdolne już dłużej ciężaru jego utrzymać.
Nadto ze szczelin skalnych dwie myszki nadbiegły: jedna biała, druga czarna, które resztki korzeni podgryzać poczęły. Strach nieopisany go opanował. Znikąd ratunku! Spojrzał więc w głąb przepaści, sądząc, że bezpiecznie w nią się będzie mógł spuścić. A tam smoka strasznego spostrzegł: ogień buchał mu z pyska, pazury swe do biednego wędrowca wyciągał. Cóż się z wędrowcem stanie? Bajarz tak objaśnia to swoje opowiadanie. Wędrowiec — to każdy człowiek; wędrówka—to życie nasze, które raz płynie swobodnie wśród szczęścia i powodzenia, to znowu przeplecione jest nieszczęściem, kłopotami i łzami; przepaścią zaś—to nałóg grzeszny, w który ludzie popadają, a z którego rzadko kiedy się wydostają. Pasmo dni jego podgryzają kłopoty i zgryzoty, a w końcu nieszczęsny grzesznik wpada za karę w paszczękę strasznego smoka!…
Nie wiadomo, o jakim nałogu bajka wschodnia mówi. My w każdym razie bajkę tę do jednego nałogu całego prawie społeczeństwa naszego zastosować możemy—do nałogu pijaństwa. Bo czyż ludzie, rodziny, narody, oddane temu strasznemu nałogowi, nie wiszę, jakby nad przepaścią? Czyż pijaństwo nie gryzie i nie niszczy całego ich szczęścia rodzinnego, spokoju wewnętrznego, poważania, majątku i zdrowia? Czyż i na nich nie czy cha otchłań i smok straszny? Zgrozą przejmuje każdego ten niedający się zaprzeczyć pewnik, że miliony ludzi dobrowolnie zupełnie rzuca się w przepaść nieszczęść upodlenia, a co najgorsza, że raz szałem takim porwanych nikt w zapędzie ich zatrzymać nie może!…
Straszne jest spustoszenie, jakie wulkany całym okolicom wyrządzają. Lawa, masa gorąca i brudna, szerokim korytem się rozlewa, wszystko, co w biegu swym napotka, zalewa, gryzie i niszczy. Kamienie, żużle, popiół, wyrzucone z wnętrzności ziemi, przestrach szerzą i śmierć. Okolice żyzne i bujne zamieniają się w pustkowie, groźniejsze i smutniejsze, aniżeli pogorzelisko. Aleć ta klęska niczym prawie nie jest wobec klęski, jaką napoje, —pijaństwo ludzkości zadaje. Tam niszczeją tylko miejsca pod samą górą, ogień i nieszczęście ziejącą, tu padają ofiarą tysiące, nie u nas <4 tylko, nie w Europie samej, ale po całej kuli ziemskiej. Tam ludzie przed lawą uciekają, tu jakby obłęd jaki ich opanował, sami lecą w potok złego, pozwalają się f żreć, niszczyć, pozwalają upadać majątkowi, szczęściu domowemu, upadać narodom całym.
Przypatrzmy się choć tylko w ogólnych zarysach temu światu naszemu rozhukanemu, rozpitemu. Wszystko prawie pije, pije się wszędzie, przy każdej możliwej i niemożliwej sposobności, w każdej stosownej, czy niestosownej porze. Piją tacy, którzy na to mają, piją i tacy, którym nieraz na kęs chleba nie starczy, piją zdrowi, chorzy napojami także nie gardzą. Pije się w szczęściu, nieszczęściu, kłopotach, powodzeniach, wśród pracy i odpoczynku. Piją przy chrzcinach, pogrzebach, weselach i kupnie. Piją dzieci, które ledwie przeżegnać się umieją, piją starzy, nad grobem stojący. Jednym słowem, pije prawie świat cały!…
— Dotąd łamali sobie ludzie mądrzy i dbali o zdrowie i szczęście ludzkości głowę nad wynalezieniem środka, który by leczył wszystkie choroby, wszystkie bóle uśmierzał. Poszukiwania ich były daremne. Ale za to nasi pijacy cudowniejszy jeszcze środek wynaleźli, bo, według ich zdania,—nie tylko skuteczny na choroby wszystkie, ale i na wszelkie kłopoty i frasunki—a nim jest wódka, pijaństwo.
Ot, proszę was, mili czytelnicy, czego też ta wódka nie ma dokazać! Jeżeli kto zdrów jest, pije wódkę na wzmocnienie, by nie zachorował, — chory zaś pije ją, by do zdrowia wrócił. Jeżeli komu zimno, pije „jednego“ na rozgrzewkę, a latem znowu, gdy pot z czoła się leje, pije się znowu na ochłodzenie. Cudownego tego środka używają, ludzie przed pracą, by się do niej zachęcić, a po pracy, zmęczeni, nim nie gardzą, by się wzmocnić, chyba do snu…. Spotkało kogo jakie szczęście, zaraz kieliszek krąży, a ten sam kieliszek, z tym samym płynem idzie z rąk do rąk w smutku i strapieniu. Dziecku daje się pić, by się wzmocniło, młodzieniec, mężczyzna także pije na wzmocnienie, a starca chroni picie od śmierci. I wszystkie te cuda sprawia jeden i ten sam napój.
I jakże się tu oprzeć boleści, która na widok takiego nierozsądku, także bezecnego uświęcenia brudnego nałogu serce każde uczciwe przeniknąć musi?
Wlewają ludzie w siebie rozmaite trunki i na próżno, nieraz człowiek do głowy zachodzi, skąd ludzie na takie dzikie pomysły wpaść mogli, o jakich zaraz wspomnimy. Używają ludzie nie tylko piwa, wina, wódki, araku, rumu i innych palących trunków, ale piją nawet eter czyli krople, płyn ostry, gryzący, którego zwykle do czyszczenia rzeczy się używa, piją i naftę do palenia!.. To inż chyba z obłędem graniczy, a zarazem najwymowniej – szem jest świadectwem, jak daleko zwierzęca, a nawet gorsza od niej, żądza picia posunąć się może.
W tern miejscu pomówmy głównie o używaniu wódki i jej zgubnych skutkach, choć uwagi nasze w równej mierze do wszystkich innych napojów stosować się będą. I zapytajmy, czy rzeczywiście tak zgubny wpływ wódki, że ją naszym największym wrogiem nazwać można? Przekonamy się o tym, gdy się bliżej całemu szeregowi nieszczęść przyjrzymy, które wódka i pijaństwo sprowadzają. Tymczasem posłuchajmy słów pewnego światłego męża.
„Mamy, pisze on, wroga, a wroga tak zaciętego, że wszelkimi środkami nas prześladuje i uciska, niezliczone szkody nam już wyrządził, i jeśli nie rychło się opatrzym, w ostatni nas przyprawić gotów upadek. Wróg ten odziera nas z majątku, z rąk zamożnych wydziera dziedzictwo, po ojcach wzięte i łasi się na wdowi grosz biednego wyrobnika, krwawą zdobyty pracą. I mało mu tej nędzy i ubóstwa; nieprzyjaciel ten uderza na nasze zdrowie i życie; wielu pozbawił zdrowia, innych do przedwczesnego wtrącił grobu. Wróg ten usiłuje nas pozbawić honoru, poczciwego imienia, dobrej sławy u łudzi i .świata. I żeby dopełnić miary złości i nienawiści swojej, wdziera się w domy i rodziny, by podkopać ciche i skromne szczęście domowego pożycia i braterskiej przyjaźni, potargać uświęcone węzły zgody i miłości. I mniejsza o to, gdyby wyrządzał te doczesne tylko szkody; ale co przechodzi wszelką już miarę, to to, że, doprowadziwszy nas do ostatniej nędzy w tym życiu, usiłuje nas i w przyszłym popchnąć w otchłań nędzy i bez miary i końca, bo w otchłań wiecznego potępienia. Tym wrogiem nieubłaganym — to gorzałka, to ten nieszczęśliwy nałóg pijaństwa.”
A zatem do broni, do walki, kto żyje, przeciw temu największemu naszemu wrogowi! Do walki, do której wiele dopomagają „kuratoryję trzeźwości”, byle zgnieść pijaństwo!…
Źródło: O pijaństwie czyli jak nawrócić pijaka (rady dla wszystkich), Warszawa 1900