V. Najlepszy sługa śmierci

Rate this post

Śmierć, to ponura władczyni tej ziemi, zwołała wszystkie sługi swoje do swojej twierdzy. Rozsiadła się na tronie, zbu­dowanym z kamieni grobowych, na głowie jej spoczywała korona z łez i jęków ludz­kich ukuta, a oparłszy rękę suchą na ko­sie, którą już zbyt często i rychło nić życia ludzkiego przecinała, tak się ode­zwała: „Chcę dzisiaj wynieść do godności książęcej w moim państwie tego z was, który najwięcej ofiar u stóp tronu mojego złoży. Przystępujcie do mnie.“

I zbliżyła się postać, w szkarłatny płaszcz odziana. Oblicze jej przestrach budziło. Oczy rzucały błyski złowrogie, ogień ział z jej ust, a w ręce błyszczał miecz okrutny. Była to wojna! „Któraż ze sług twoich,-chełpiła się,—może się ze mnę mierzyć!? Któraż tyle zdobyczy składa ci w ofierze, jak ja? Wzbudzam w sercach ludzi nienawiść, podburzam brata przeciwko bratu, wciskam w dłoń ich ostry miecz i gnam ich ku sobie na zgubę i nie­szczęście!.. Palę wioski i miasta, niszczę wszystko i przelewam krew ludzką.!.. Oto moje zdobycze.” I wskazała na całe sto­sy trupów, które pozbierała z pola bitwy…

— „Cóż te ofiary znaczą wobec ofiar moich?” — zawołała bladymi ustami zaraza. W przeszło dwudziestu żyznych krajach panowałam. Nic z nich nie pozostało, wszystko zmiotłam swoim tchnieniem. Nie tylko, jak wojna, zabrałam wielu mężczyzn w sile wieku i pełnych nadziei, ale nie szczędziłam nawet starców, kobiet i dzieci. * Wszystkich przykryłam czarnym swoim płaszczem. Mnie się przeto nagroda na­leży!…”

Jeszcze nie skończyła mówić, gdy z po­śród sług wysunęła się postać, zupełnie nie podobna do innych. Skroń jej wień­czył wieniec z róż i bluszczu, a twarz jej rumiana i uśmiechnięta. Wesoło i zu­chwale zarazem stanęła wobec swojej wład­czyni, podniosła szklankę, po sam brzeg odurzającym napojem przepełnioną i rze­kła: „Z drogi! Po cóż trudzicie panią na­szą opowiadaniem swoim. Dość jej spoj­rzeć na zdobycze moje, ażeby mi od razu pierwszeństwo przyznała, dość jej znać na­zwisko moje: pijaństwo!.. Wy w niektó­rych tylko okolicach panujecie. Moje pań­stwo równa się państwu naszej władczyni: śmierci. Od południa do północy, od wscho­du słońca do zachodu, wszędzie mam pa­łace swoje i niewolników. Wy gwałtem ofiary zabieracie, ja żadnego trudu nie znam. Sami do mnie jak błędni, i młodzi, i starzy, i bogaci, i ubodzy się garną. Nie od razu ich zabijam, ale za to—tern pew­niej. Kto raz do mojego państwa się do­stał, już na zawsze do mnie należy. Odbie­ram ludziom i majątek, i honor, i szczę­ście rodzinne, i zdrowie, a przede wszystkim do mnie dusze moich ofiar należą. Wy liczycie groby na tysiące, ja ich mam miliony. Cóż, czy jeszcze dalej o pier­wszeństwo ubiegać się chcecie?…”

— „Ty księciem moim będziesz,—ode­zwała się śmierć.—Nikt tyle i tak strasznych ofiar nie posiada, co ty, pijaństwo! Chodź, niech cię uściskani, jako najlep­szego sługę mojego i pomocnika. Mądrej głowie — dość na słowie: pijaństwo kopie pijakowi nędzę doczesną i niedolę wieczną— w piekle!..

Dodaj komentarz