VI. Prawdziwy wróg zdrowia

Rate this post

Alkohol, dostawszy się raz do orga­nizmu ludzkiego, coraz to szersze koła spustoszenia w nim zakreśla. Nieznacznie wkrada się i w najdrobniejsze cząstki cia­ła naszego, przesiąka je, znieczula i od­biera im chęć i siłę do pracy, bez której ciało nasze nie tylko nie może być zdrowym, ale wnet zniszczeć musi. Skutek alkoholu da się porównać ze skutkiem pewnej wschodniej trującej rośliny, która z początku na pozór zdrowiu nie szkodzi, przeciwnie siły podnosi, życie podnieca, ale potem zrazu jak polip w straszne swe ramiona ofiarę swą, uchwyci i rychlej jej nie puści, póki nie wyssie z niej reszty zdrowia i życia.

Alkohol przesiąka po swojej wędrówce przez żołądek i wątrobę, w końcu samą krew, on sok żywotny ciała naszego, a z nią dostaje się do płuc i do serca, dokonywając tu reszty spustoszenia. Powstaje często przekrwienie, zalewające płuca, za­palenie płuc, oddech krótki, który często w stałe cierpienia astmy się zamienia. Serce nie bije regularnie, okłada się war­stwą tłuszczu, wypowiada swoje posłuszeństwo. Żyły i narzędzia krwionośne w ciągłym są naprężeniu, zdaje się, że co chwila pękną, jednym słowem, śmierć wisi nad pijakiem i uderzy nań wtenczas wła­śnie, gdy najmniej tego się spodziewa. Iluż to pijaków na porażenie mózgu, płuc lub serca nagle z tego świata zeszło i wprost od pijackiej biesiady przed tron sprawie­dliwego Sędziego stawić się musiało? Nie­dawno czytano we wszystkich gazetach że młodzieniec pewien, który w gorzałce zasmakował, najlepszym trunkiem się raczył, z towarzyszami rozmawiał, aż na­raz zbladł, posiniał, kurcze go ścisnęły, i legł jako trup z kieliszkiem, godłem śmierci! Straszna to taka nagła, niespo­dziewana śmierć, a ta właśnie na każdego bez wyjątku prawie pijaka czycha.

Skutkiem używania alkoholu chorują i psują się nerwy, t. j. one drobniuteńkie narzędzia ciała naszego, za pomocą któ­rych czujemy, widzimy, słyszymy, powo­nienie i smak mamy.

Jak wszystko, tak i nerwy trucizna ta ostra znieczulić musi. Stąd często się zdarza, że pijacy tracą słuch, a na stare lata, jeśli w ogóle ich się doczekają, stają się głusi jak pień. Również i wzrok przy używaniu gorzałki cierpi. Nie mó­wiąc już nic o tern, że pijakom zwykle w oczach się dwoi, zamiast jednego przed­miotu dwa widzą, że wzrok mają migo­tliwy, nie pewny, ale co gorsza siłę wzro­ku tracą, a już się często zdarzało, że dla pijaństwa wzrok, ten najpiękniejszy dar Boży, zupełnie utracili. Nie lepiej rzeczy stoją ze smakiem, powonieniem i czuciem. Nerwy tych zmysłów tak tępieją,, że człowiek w końcu nie wie, co je i pije. Zabawną pod tym względem opowiadają historyjkę.

Było to w dniu odpustowym jednej z wiosek wielkopolskich. Pomiędzy in­nymi wybrał się na tę uroczystość chło­pak jakiś, który zbyt często i głęboko do kieliszka zaglądać lubił. Ponieważ słońce żaru swego nie szczędziło, zabrał sobie na drogę dla zagaszenia pragnienia kilka ja­błek. Po wysłuchaniu nabożeństwa, w cza­sie którego poczciwe pijaczysko żarliwie się modliło, ale chyba nie o poprawę ży­cia pijackiego, poszedł do karczmy i tu, chcąc po swojemu godnie uroczystość świętą zakończyć wódką, raczył się i siły swoje słabe podniecać począł. Tymczasem jakiś żartowniś niespostrzeżenie powyciągał mu jabłka z kieszeni i włożył w miejsce nich ziemniaki czyli kartofle. Chłopak wreszcie tak użył odpustu, że musiano go na wóz wpakować i do domu odwieść!… W dro­dze, ocucony chłodnym powietrzem, poczuł wielkie pragnienie, które mu strasznie dokuczało. Wtem przypomina sobie owe jabłka. Sięga do kieszeni i z największym zadowoleniem, ku wielkiej uciesze swoich towarzyszów, zjadł… ziemniaki, nie po­znawszy się do ostatniej chwili na tym!…

Ot, co gorzałka z człowieka zrobić może!…

Ostatecznym objawem, a zarazem i naj­straszniejszym skutkiem pijaństwa jest obłęd opilczy, czyli delirium tremens, jak lekarze tę chorobę z łacińskiego nazywają. Nerwy, alkoholem podniecone, w końcu tak się rozstroją, że nieszczęśliwa ofiara nałogu tego zupełnie rozum traci i doj­rzałą jest do domu wariatów. Czasami miewa chwile przytomne, lecz na to tylko, by znowu w stan obłędu popaść. Braknie jej, wyrażając się słowy ludu naszego, dyszla w głowie. Obłędniałemu się zdaje, że go toczy robactwo, że żmije i jaszczurki po nim pełzają, osy kąsają, pająki do no­sa wchodzą. Słyszy, jakieś szepty stra­szne, jęki konających, bicie w dzwony, brzęk łańcuchów, którymi go chcą krę­pować. Zdaje mu się, że jest otoczony całą zgrają szatanów, ucieka przed nimi lub blaga o litość. Czasami rozmawia z jakimiś niewidzialnymi wrogami, grozi im, uderza na nich krzesełkiem lub przed­miotem, który mu właśnie w rękę wpadnie. Potem znowu ucieka, kryje się po kątach, wyłamuje drzwi lub doskakuje do okna, by z niego na ziemię się rzucić. Czasami zupełnie spokojnie się zachowuje, po cichu ze sobą rozmawia, ale z oczu jego błęd­nych, w jeden przedmiot wlepionych, wi­dać, że ma rozum zmącony. Ludzi takich pełno w domach wariatów; a gdyby ktoś lekarzy tamtejszych zapytał, dla czego w ogóle tak nadzwyczaj wielka liczba chorych na umysł pod ich opieką się znaj­duje, otrzymałby odpowiedź: dla tego, że ludzie używają alkoholu.

Alkohol piętno swe wyciska na całej postaci, twarzy i skórze pijaka. Mięśnie, straciwszy na sile, drgają; członki zwła­szcza nogi i ręce trzęsą się. Znałem orga­nistę, któremu ręce tak drżały, że bez sztucznej podniety palcami nie mógł prze­bierać. Nawiasem dodaję, że ksiądz pro­boszcz, dowiedziawszy się o niewstrzemięźliwości sługi kościelnego, wnet go urzę­du pozbawił.

Twarz czerwienieje lub przeciwnie, na­lana tłuszczem niezdrowym, nabiera bar­wy bladej, zielonawej. Ciało całe obsy­pane jest wrzodami, tworzą, się zaognienia skóry, róża, rany się nie goją, ropieją i sprowadzają krwi zakażenia. Nieraz skóra się marszczy i nadaje twarzy mło­dzieńca wyraz stary, to znowu pęcznieje, przybiera zwłaszcza na nosie i policzkach najpotworniejsze kształty. Lekarz pewien wspomina o pijaku, któremu tak wielki nos urósł, że musiał go ręką na bok uchy­lić, gdy kieliszek wódki chciał wlać do gardła. A na Kujawach żyła niedawno kobieta, oddana pijaństwu, która już i na tak potężnym nosie, jeszcze narośle, do gruszek podobne, dźwigała!

Jakiż to smutny obraz pijaka! Twarz jego z przyrodzenia piękna, staje się od­pychającą i wstrętną. Łysina wielka, nos mieniący się w rozmaitych kolorach, oczy bezmyślne, zamglone, policzki obrzękłe lub pomarszczone, jak cytryna wyciśnięta, tak samo nałogowi smutnemu dają smutne świadectwo, jak ta cała postać chwiejna, zgrzybiała, której i nogi, i myśli się plą­czą, która niezdolna do niczego, staje się podobną do dworu spustoszałego, kędy tylko sowy i nietoperze przebywają…

Lecz klątwa pijaństwa, alkoholu dalej jeszcze sięga, przechodzi z ojca na syna i wnuka. Rozmaite choroby odzywają się w potomstwie pijaka. Dowodzi sławny profesor włoski, że od jednego pijaka, Ma­ksymiliana Juckiego, przyszło na świat w przeciągu 75 lat 280 dotkniętych śle­potą, obłędem i suchotami, 300 niemowląt, ^ zmarłych przedwcześnie i 290 zbrodniarzy. Cala ta piękna rodzina kosztowała rząd przeszło półtora miliona rubli!… Inny le­karz opowiada o czterech dzieciach pijaka, że jedno z nich się powiesiło, drugie gar­dło sobie poderżnęło, trzecie się utopiło, czwarte z trzeciego piętra skoczyło i za­biło się. Zresztą wystarcza przypatrzyć się pierwszej lepszej rodzinie pijackiej. Dzieci jej zawsze są krnąbrne, leniwe, umysłowo upośledzone, często głuche, nieme, zezowate, i dużo kłopotów rodzinie nieszczęsnej i społeczeństwu sprawiają. Tak ziszcza się słowo proroka: „nasienie bez­bożnych zaginie.” Łatwo znów zrozumień, jak z drugiej strony błogosławione owoce wstrzemięźliwości!…

Dodaj komentarz