A. E. W. Mason „Tajemnica Willi Róż”
Pielęgniarka otworzyła drzwi. Helena Vauquier siedział! oparta o poręcz, krzesła, wyglądała choro i twarz miała bardzo bladą. Gdy jednak wszedł Hanaud, komisarz i wszyscy inni, wstała, by ich przywitać. Ricardo stwierdził dokładność opisu Hanaud‘a. Przed nim stała kobieta 35-cio lub 40-letnia, o grubych rysach, w skromnej czarnej sukni, silna, o wybitnym chłopskim typie, robiąca wyrażenie uczciwej i zaufania godnej osoby. Wyglądała na to, czym była, zaufaną panną służącą starszej pani. Na jej twarzy malował się wyraz gorącej prośby.
— O panie — zaczęła — pozwól mii odejść stąd, nawet do więzienia, lecz zostać tu, gdziem w latach poprzednich była tak szczęśliwą ł moja pani, leżąca w pokoju pode mną – nie, to jest nie do zniesienia.
Opadła na krzesło. Hanaud się do niej zbliżył
— Tak, tak — powiedział, uspokajając ją — rozumiemy wasze uczucia, moja biedna kobieto. Nie będziemy was tutaj dłużej zatrzymywali. Czy może macie jakichś znajomych, do których moglibyście się sprowadzić?
— O tak!—zawołała z wdzięcznością—jakżeż’ panu dziękuję. Miałabym spać tutaj tej nocy! Sama myśl o tein przejmowała mnie trwogą.
— Nie potrzebowała się pani tak obawiać. My przecież nie jesteśmy tak groźni, jak goście zeszłej nocy — powiedział łlanaud — przysuwając krzesło do niej i głaszcząc jej rękę że współczuciem. Chcielibyśmy bardzo, żeby pani nam powiedziała wszystko, co pani wie o tej sprawie. Proszę się nie spieszyć, jesteśmy wyrozumiali.
— Ale panie, ja niczego nie wiem — zawołała — powiedziano mi, że mogę się położyć do łóżka, gdy tylko ubiorę panną Celję na seans*
— Na seans!—mimo woli wyrwało się Ricardowi. Znów’ stanęła mu przed oczami sala w Leamington. Lecz Hanaud zwrócił silę do niego, i chociaż wyraz uprzejmy z jego twarzy nie znikł, w oczach jego było coś takiego, że Ricardo musiał się zarumienić.
— Czy pan znów coś powiedział, pan/c Ricardo? — spytał detektyw. Nie? Nie przypuszczałem też, żeby to było możliwe — i zwrócił się znowu do Heleny Vauquier. Więc p. Celja urządzałd seanse? To dziwne. Chcielibyśmy coś o tern słyszeć. Kto wie, jaką drogą dojdziemy do prawdy.
Helena Vauquier potrząsnęła głową.
„Źle jest, że pan chciałbyś się dowiedzieć prawdy ode mnie. Musi pan wiedzieć, że nie mogę mówić bezstronnie o p. Celji, nie, nie mogę. Nie lubię jej. Byłam o nią zazdrosną, tak, zazdrosną, panie. Chce pan wiedzieć prawdę? Nienawidziłam jej z całego serca!” Zaczerwieniła się i wbiła palce w poręcz krzesła. ,.Tak, nienawidziłam jej. Cóż mogę na to poradzić?”
„Dlaczego?, spytał Hanaud spokojnie. — „Dlaczego nie mogła pani temu zaradzić?”
Helena oparła się o poręcz krzesła, widocznie osłabiona, i uśmiechnęła się blado.
„Powiem panu wszystko, lecz proszę pamiętać, że mówi do pana kobieta i że niektóre rzeczy, które wydadzą się panu głupimi i mało znaczącymi, są dla mnie bardzo ważne. Było to w czerwcu tego roku. Pomyśleć tylko, że tak niedawno nie było jeszcze panny Celji — Hanaud, widząc jej wzburzenie, chciał ją uspokoić, dodała jednak prędko: „Tak, tak, będę już panowała nad sobą, lecz gdy myślę o pani Dauvrey… — i potem zaczęła już gładko opowiadać swoją historię.
Ricardo znalazł odpowiedź na pytanie, które go tak niepokoiło, a mianowicie, jak młoda dziewczyna, tak dystyngowana, jak Celja Harland, mogą żyć w towarzystwie kobiety, w typie p. Dauvrey.
„A więc pewniej nocy w czerwcu pani posila w towarzystwie do restauracji na. kolacje, gdzieś na Montmartre i wtedy przywiozła do domu p. Celję. Trzeba było ją widzieć tego wieczora. Miała spódniczkę i żakiet, które rozpadały się wprost na kawałki i ginęła z głodu. Pani opowiedziała mi całą jej historię jeszcze tego samego wieczora, gdy ją rozbielałam. Panna Celja tańczyła pomiędzy stołami, by zjeść ko- rację z kimkolwiek, kto by chciał z nią tańczyć”.
Znowu głos jej zabrzmiał gniewnym brzmieniem. Była to chłopka, pełna przesądów i uprzedzeń, wyrażająca swoją wzgardę i niechęć bez oszczędzania. Wethermil musiał wszystkiego wysłuchać. Ricardo nie miał odwagi spojrzeć w jego kierunku.
„Lecz mało kto chciał tańczyć z nią w tych łachmanach. Tylko moja pani była tak dobra i zaprosiła ją na kolację. Pani moja dała jej jeść i wysłuchała jej historii rozpaczy i głodu, uwierzyła jej i przywiozła ją do domu. Pani moja była tak dobrą, a przytym nieostrożną w swojej dobroci. Teraz leży w nagrodę za to — zamordowana.” Westchnęła Twarz jej drżała histerycznie, ręce pracowały nerwowo. Hanaud uspokajał ją, jak mógł.
Helena Vauqier przerwała na parę chwil, by przyjść do siebie.
„Przepraszam pana bardzo, lecz ja tak długo byłam u pani. Nieszczęśliwa kobieta! Ale już mi lepiej. A więc pani sprowadziła ją do domu i za tydzień nae było rzeczy, która byłaby zbyt piękną dla pani Celji. Pani była naiwna, jak dziecko. Zawsze ją oszukiwano, nigdy nie wiedziała, co to ostrożność. Lecz. nikt tak prędko nie znalazł drogi do serca pani, jak panna Celja. Panna Celja została u niej. Musiała być ubieraną przez pierwsze krawcowe, nosiła koronkowe halki i najpiękniejszą bieliznę, długie białe rękawiczki i piękne wstążki, a kapelusze od Camine Reboux po dwanaście tysięcy franków, a ja — musiałam jej usługiwać i stroić ją we wszystkie te wspaniałości.
Helena opowiadała z coraz wzrastającą nienawiścią. Każde słowo dyszało złością. Spojrzała po wszystkich i wzruszyła ramionami.
— Prosiłam was, żebyście się do mnie nie zwracali. Nie mogę mówić bezstronnie lub nawet spokojnie o pannie Celji. Panowie mnie zrozumieją: przez długie lata byłam więcej niż służącą pani,, byłam jej powiernicą. Nazywała mnie w swej dobroci swoją przyjaciółką. Mówiła ze mną o wszystkim, radziła się we wszystkim i wszędzie zabierała mnie ze sobą. Nagle przyprowadza do domu o drugiej godzinie w nocy małą dziewczynę z ładną buzią z jakiejś restauracji na Montmartre. Za tydzień ja jestem niczym, ale to niczym, a p. Celja jest królową.”
„Rozumiemy to dobrze” — powiedział Hanaud współczując — „nie byłoby to ludzkie, gdyby pani nie odczuwała gniewu. Lecz proszę nam powiedzieć coś o tych seansach. Jak się rozpoczęły?”
„Oh panie” — odpowiedziała Helena — „nie było to trudne z moją panią. Pani Dauvrey miała specjalne zamiłowanie do wróźbiarzy i wszelkich oszustów tego rodzaju. Ktokolwiek z talią kart i jakimś bzdurstwem o jakiejś niebezpiecznej brunetce lub kulejącym mężczyźnie ukazał się — pan zna te historie — które oni opowiadają w pół oświetlonym pokoju, by omamić łatwowiernych — mógł wykorzystać pani zabobonność. Lecz pan zna ten typ.”
„Rzeczywiście znam” — powiedział Hanaud z uśmiechem.
— Trzy tygodnie po przybyciu p. Celji, rano przy czesaniu rozmawiałyśmy o pani słabostce do najrozmaitszych wróżb i wróżbitów. Powiedziałam wówczas, szkoda, że nasza pani tak się uzależnia od tych ludzi — i gdybym ja tylko chciała jej być pomocą, potrafiłaby zabawić panią czymś bardziej zajmującym. Przyrzekłam pomoc. Nie zdawałam sobie sprawy, jaką władzę włożyłam jej do rąk. Gdybym przypuszczała cośkolwiek, odmówiłabym jej pomocy. Poza tym chciałam dobrze żyć z p. Celją. Zgodziłam się też bez namysłu, a gdy raz się zgodziłam, nie mogłam już później odmówić, bo panna Celja byłaby w jakiś sprytny sposób powiedziała, że mam zły wpływ na jej seanse i z pewnością wpłynęłaby na panią, żeby mnie oddaliła. Z drugiej strony nie mogłam znowu wyznać pani całej prawdy, bo gdybym jej była powiedziała, że byłam pomocą w oszukiwaniu jej, byłabym i w tym wypadku narażona na utratę tak dobrego miejsca. I tak seanse te trwały.
— Rozumiem — powiedział Hanaud — że pani była w trudnym położeniu. My—tu zwrócił się do komisarza — nie weźmiemy pan mi tego za złe.
Komisarz przytakiwał.
— Życie nie jest łatwe.
— Więc seanse się zaczęły — powiedział Hanaud, nachylając się z zaciekawieniem nad nią. To, pani Heleno, jest dziwne i ciekawe, co mi tu pani opowiada. W jaki sposób się one odbywały? Na czym polegała pani pomoc? Cóż panna Celja czyniła? Uderzała w ciemności prawdopodobnie w stół, grała na tamburynkach, w rodzaju tego, który wisi w salonie na ścianie — wyliczał to z odcieniem lekkiej ironii.
Ricardo był rozczarowany. Hanaud jednak nie przeoczył tego bębenka, mimo, że nie posiadał tak, jak Ricardo ważnych danych, by zwrócić nań uwagę, nie tylko zauważył, ale zapamiętał go sobie.
— Czy nie tak?—spytał.
— Ach panie!—zawołała Helena — bębenki, stukanie w stół, to jeszcze nic, panna Celja umiała wywoływać duchy, które ukazywały się i mówiły.
— Naprawdę? 1 nigdy nie przyłapano jej na tern. Panna Celja musiała być nadzwyczaj zręczną osobą?
— Tak jest. Jej zręczność była naprawdę zadziwiającą. Czasem pani i ja byłyśmy same tylko obecne, czasem byli jeszcze i goście, których pani z dumą zapraszała. O! bo pani była bardzo dumną z tego, że jej towarzyszka umie wywoływać duchy. Lecz nigdy panny Celli nie przyłapano. Opowiadała mi, że przez długie lata, będąc niemal dzieckiem jeszcze, objeżdżała całą Anglię i występowała w tego rodzaju produkcjach.
„Panna Celja w długiej, czarnej, aksamitnej sukni, która dobrzemvjxłatniała jej białe ręce i ramiona — O! panna Celja nigdy o tych szczegółach nie zapominała” — przerwała Helena z ponownym rozgoryczeniem. — „Zjawiała się w salonie, ciągnąc swój tren za sobą, niekiedy mówiła, że czuje jakąś siłę, która się jej sprzeciwia i siadała cicho na krześle, podczas gdy pani nie spuszczała jej and na chwilę z oka. Potem p. Celja mówiła, że dziś wieczór jest w transie i że duchy na jej zawołanie przyjdą. Wtedy wprowadzano ją do jakiejś alkowy, czasem drzwi do tej alkowy zawiązywano sznurem — pan rozumie, że sznur to już była inna sprawa — potem zaciemniano światła, czasem nawet całkiem je gaszono. Innym znów razem siedzieliśmy wszyscy, trzymając ręce dokoła stołu. Panna Celja pomiędzy panią Dauvrey a inną. Lecz w tym wypadku światła zawczasu gaszono i pani Dauvrey trzymała moją rękę zamiast ręki panny Celji. Wtedy — czy z alkowy, czy z krzesła, p. Celja skradała się cichutko po pokoju, w pantofelkach o miękkich podeszwach, które nosiła, by przytłumić swoje kroki i tak jak pan mówił, bębenki się odzywały, jakieś palce dotykały czoła i szyi, głosy przemawiały z rogów pokoju, niewyraźne zjawiska duchów wielkich kobiet przeszłość i ukazywały się i rozmawiały z panią Dauvrey. Tego rodzaju ludzie jak de Castiglione, Marja Antonina, Ałmę de Medici — nie przypominam sobie zresztą wszytkich nazwisk i przypuszczam, że je źle wymawiam. Potem głosy cichły, światło się zapalało i pannę Celję widziano znowu w tej samej pozycji, w jakiej była, zanim światła zgaszono, w tym samym transie. Niech pan sobie wyobrazi wrażenie takich seansów na kobiecie tego rodzaju jak pani Dauvrey. Szalała za niemi, wierzyła w nie niezbicie. Słowa tych wielkich pań z przeszłości pamiętała i .powtarzała i była niebywale dumna, że tak wielkie panie powracały na świat, jedynie po to, aby opowiadać jej, pani Dauvrey, o swoim życiu. Chętnie byłaby urządzała seanse codziennie, lecz panna Celja wymawiała się tern, że one ją wyczerpują. Ale też ta .panna Celja była sprytna. Na przykład: może się to panom wyda śmiesznym — ale panowie powinni pamiętać, jaką była pani Dauvrey. Oto pani naszej specjalnie zależało na tern, by rozmawiać z duchem pani de Montespan. Tak, czytała ona jej pamiętniki; najprawdopodobniej panna Celja poddała pani naszej tę myśl, bo pani nie lubiła zresztą książek. Ginęła, by usłyszeć głos tej sławnej kobiety i by uchwycić blady cień jej twarzy. Ale nigdy do tego nie doszło, ciągle wyczekiwała tego i ciągle panna Celja męczyła ją tą nadzieją, nie zadawalając jej. — Widocznie nie chciała wygrać wszystkich swych kart od razu. I tern zdobyła sobie władzę nad panią Dauvrey jeszcze większą. Wszyscy wróżbici poszli w kąt. Pani zaś nie przestawała dziękować Bogu za szczęśliwy traf. który sprowadził pannę Celję do jej domu. A teraz leży tutaj zamordowana!“.
Głos Heleny znów się załamał, Hanaud podał jej szklankę wody.
„Czy lepiej pani?“
„Tak, panie’1 odpowiedziała, przychodząc do siebie.
„Czasem także” — dodała — wiadomości od duchów zlatywały na kartkach papieru, pisanych przez duchy.”
„Pisanych przez duchy?” zawołał prędko Hanaud.
„Tak, odpowiedzi na pytania. Panna Celja miała je przygotowane. Ach, jak zręcznie ona to wszystko robiła!”
„Lecz przypuszczam, że czasem były pytania, na które panna Celja nie umiała dać odpowiedzi?”
„Czasem” — przyznała Helena — „gdy goście byli obecni. Gdy pani Dauvrey była sama, każda odpowiedź była dobra. Była to przecież kobieta niewykształcona. Lecz inaczej bywało, gdy byli obecni obcy ludzie, mało znani pannie Celji. Ci, by ją wypróbować, zadawali pytania, których odpowiedź znali, a panna Celja jej znać nie mogła”
„Oczywiście, i jak sobie wtenczas radziła?”
Wszyscy obecni zrozumieli, do czego Hanaud zmierza i czekali w naprężeniu na jej odpowiedź.
Uśmiechnęła się.
„Pannie Celji było wszystko jedno. Była przygotowaną na tego rodzaju trudności. Wspaniale przygotowaną”.
Na twarzy Hanaud‘a ukazało się zdziwienie.
„Tylko jeden sposób mogę sobie tu wyobrazić” — i spojrzał na komisarza i Ricarda, tak, jak gdyby ich pytał o zdanie. „Myślę, że wtedy mogła przylecieć od duchów odpowiedź na piśmie, że poprostu „nie wiedzą”.
„O, nie, panie” — odpowiedziała Helena, z politowaniem dla naiwności Hanaud‘a. „Widzę, że pan rzadko bywa na seansach. Duch nigdy nie przyznałby się, że czegoś nie wie. Natychmiast autorytet jego zmalał by, a z nim autorytet panny Celji. Lecz z drugiej strony, z powodów niewiadomych duchy mogą otrzymać zakaz odpowiadania”.
„Rozumiem” powiedział Hanaud, przyjmując ze skromnością to sprostowanie — „duchy mogą się wymówić zakazem odpowiedzi, ale nigdy nie przyznają się, że czegoś nie wiedzą”:
„Nie, nigdy” powtórzyła Helena. A więc Hanaud musiał szukać innego wytłumaczenia dla tych słów. „Nie wiem”, napisanych na karteczce papieru.
Helena opowiadała dalej, jak trudno było zaskoczyć Celję. Miała przy 9obie szal koronkowy, którym owijała głowę, przybierając wygląd, jaki jej był potrzebny. Głos tak zmieniała, że był nie do poznania.
„Ach tak, panna Celja była niezwykle zręczna!”
Wszyscy słuchacze byli głęboko przekopani o prawdziwości opowiadania Heleny Vauqurer. Pani Dauvrey stanęła im przed oczyma, jasno, jak za żyda. Te sztuczki Celji były tak żywo opisane, że napcwno nie mogły być zmyślone. W każdym razie wyobraźnia tej kobiety, której usta z trudem wymawiały obce wyrazy, nie mogła lego wszystkiego stworzyć. Skąd mogłaby też znać te nazwiska?
Nigdy nie potrafiłaby wymyśleć np. takich szczegółów, jak ta namiętna chęć rozmawiania z panią Montespan. Te szczegóły były bezsprzecznie prawdziwe.
A Ricardo miał pewność, że są prawdziwe. Przecież on sam widział dziewczynę tę w czarnej aksamitnej sukni, zamkniętą w alkowie i wizje jakichś sławnych kobiet, ukazujące się w ciemności. Wprawdzie ta uzasadniona zazdrość Heleny |Vauqier zabarwiała nieco całą tę historię, ale dużo w niej było prawdy.
„A teraz możemy już mówić o wczorajszym wieczorze. Więc zeszłego wieczora odbył się seans?”
„Nie, panie”, powiedziała Helena, „wczoraj wieczorem nie było seansu”.
„Lecz pani mówiła” — wtrącił komisarz, ale Hanauo przerwał mu ruchem ręki.
„Daj jej pan dokończyć. Niechże pani dalej mówi.“
„O piątej popołudniu pani Dauvrey i panna Celja przy gotowały się, by opuścić dom. Zwykle wychodziły o tej po rze do kasyna, spędzały tam parę godzin, jadły obiad w restauracji i wieczorem znów wracały do kasyna. Tym razem jednak parni Dauvrey powiedziała Helenie, że wrócą wcześnie i że przyprowadzą ze sobą gościa, który bardzo interesuje się seansami spirytystycznymi, lecz odnosi się do nich zupełnie sceptycznie. „Lecz dzisiejszego wieczora przekonamy ją“, powiedziały zwracając się pełna otuchy do Celji, gdy wychodziły. Tuż przed ósmą Helena zamknęła okiennice na obu piętrach i drzwi? prowadzące do ogrodu i powróciła do kuchni, która mieściła się z tyłu, to jest od strony, wychodzącej na ulicę. O siódmej spadł desrzcz, który trwał przez całą prawic godzinę. Bezpośrednio po zamknięciu okiennic deszcz znów padał, tym razem silniej. Helena, wiedząc, że pani nie lubiła chłodu, zapaliła ogień w kominku w salonie. Deszcz padał do dziewiątej godziny, potem wypogodziło się.
Było około wpół do dziesiątej, gdy z salonu odezwał się dzwonek. Helena była pewna, że była to właśnie ta godzina, gdyż posługaczka zwróciła jej na to uwagę. „Zastałam w salonie panią Dauvrey, pannę Celję i jeszcze jedną kobietę. Pani otworzyła bramę swoim kluczem i wpuściła je do willi”.
„A tamta kobieta! — zawołał Besnard. — Czy pani ją widziała już kiedyś przedtem ?“
„Nie, nigdy”. .
„Jak ona wyglądała ?“
„Była blada, z czarnymi włosami i błyszczącemi oczami, wzrostu niskiego, około czterdziestu pięciu lat, choć trudno było jej wiek osądzić. Gdy zdjęła rękawiczki., zauważyłam, że miała ręce niezwykle silne, jak na kobietę”.
„A!“ zawołał Besnard „to jest bardzo ważne”.
„Pani Dauvrey jak zwykle przed seansem była w wielkim podnieceniu. — „Heleno, proszę pomóc pannie Celji się przebrać, a proszę zrobić to szybko” — a potem dodała z jakąś tęsknotą w głosie: „Może tej nocy zobaczymy ją nareszcie”. „ONA“, to jest parni de Montespan, pan rozumie. Zwracając się do gościa, powiedziała: „po dzisiejszym seansie i ty uwierzysz, Adelo”.
„Adela?” powiedział komisarz z bystrą miną — „więc ta obca kobieta nazywała się Adela?”
„Może” — powiedział Manaud oschle.
Helena zastanowiła się.
„Zdaje mi się, że imię jej było Adela” powiedziała już tonem nieco powątpiewającym „brzmiało jak Adela”.
Niepoprawny p. Ricardo czuł się zmuszony zabrać głos.
„Pan Hanaud pewnie ma na myśli”, wytłumaczył z miną człowieka zachwyconego swoją bystrością, „że Adela był to najprawdopodobniej pseudonim tylko”.
Hanaud zwrócił się w jego stronę wściekły.
„To jej z pewnością dopomoże”, zawołał. „Pseudonim! Helena Vauqier może też zrozumieć takie proste i codzienne słowo. Jak sprytny jest nasz p. Ricardo! lego spostrzeżenia są zdumiewające!” I rozłożył ręce w ironicznym zachwycie.
Ricardo zaczerwienił się, lecz nie odpowiedział ani słowa. Bał się, że zostanie wyproszony z pokoju, więc .znosił docinki i dawał się strofować jak chłopak. Na szczęście komisarz odwrócił od niego uwagę.
„Pseudonim znaczy fałszywe imię” — powiedział do Heleny Vauquier, objaśniając jej słowa Ricarda. Przypuszczam, że imię Adela mogło być zmyślone”.
„Adela zdaje mi się, było imię, które słyszałam” powtórzyła Helena pewniejszym głosem, szukając w pamięci.
„Możemy ją nazwać Adelą” powiedział Hanaud, nie tając niecierpliwości. „Cóż za różnica? Proszę, niech pani opowiada dalej, panno Heleno”.
„Pani ta siedziała wyprostowana i sztywna na krześle, z miną nieufną, tak, jak gdyby z góry była pewną, że nic nie potrafi jej przekonać i śmiała się z niedowierzaniem”.
Wszyscy obecni mogli sobie żywo tę scenę wyobrazić: tę kobietę, zdejmującą rękawiczki z muskularnych rąk, z miną drwiącego niedowiarka, zdenerwowaną panią Dauvrey, przejętą swoją misją przekonania jej, i pannę Celję, wybiegającą z pokoju, by włożyć swoją czarną suknię, niewidoczną w półmroku.
„Podczas gdy zdejmowałam suknię, panienka”, ciągnęła Helena dalej, „powiedziała: „Gdy zejdę do salonu możesz si} położyć spać, Heleno. Po panią Adelę — tak jest powiedziała: Adela, — przyjedzie automobilem jej przyjaciel. Ja ją wypuszczę i zamknę za nią drzwi. Więc jak usłyszysz auto, będziesz wiedziała, że to po nią przyjechano”.
„Tak powiedziała?” wtrącił Hanaud prędko.
„Tak, panie”.
Hanaud spojrzał posępnie na Wethermilla. Potem zamienił szybkie spojrzenie z komisarzem i prawie niewidocznie wzruszył ramionami’. Ricardo zauważył tan ruch i wytłumaczył go na swój sposób, a mianowicie jednym słowem: winna. ”
Helena również ten ruch zauważyła.
„Niech pan nie osądza jej za prędko”, powiedziała, jakby z wyrzutem sumienia. „I nie na podstawie moich słów. Jeszcze raz powtarzam, nienawidziłam jej!”
Hanaud tylko skinął a ona ciągnęła dalej:
„Byłam zdziwiona i spytałam, jak on da sobie radę bez swojej pomocnicy. Ona się roześmiała i powiedziała, że nie sprawi jej to żadnej trudności. Z tego też powodu przypuszczam, że zeszłej nocy seans się nie odbył. Panie, w głosie jej był jakiś ton tego wieczora, którego wtenczas nie rozumiałam. Panienka potem wykąpała się, podczas, gdy ja przygotowałam jej czarną suknię i pantofelki na miękkich podeszwach. Teraz powiem dlaczego jeszcze jestem pewna, że seans się nie odbył. Panna Celja nie miała wcale zamiaru, żeby się odbył”.
„Proszę nam to wytłumaczyć” powiedział Hanaud zaciekawiony.
„Mam tu opis stroju panny Celji, gdy schodziła na dół”.
Helena wzięła arkusz papieru ze stolika stojącego obok niej. „Napisałam to na prośbę pana komisarza”. Podała papier Hanaudowi, który go przejrzał, podczas gdy ona opowiadała dalej: „Oprócz płaszcza z białych koronek, ubrałam pannę Celię właśnie w ten oto sposób na jej wyraźne życzenie. Kazała się ubrać w najnowszą wieczorową suknię z zielonej gazy na jedwabnej podszewce, w której jej było przepięknie. Sukilenka była głęboko dekoltowana, miała długi tren, który szeleścił przy każdym poruszeniu. Zażądała również zielonych pończoch i pantofelków z wielkimi błyszczącymi klamrami i torebki’ z zielonego jedwabiu, przytwierdzonej dwoma błyszczącymi klamrami do paska. Związałam jej jasne włosy srebrną wstążką i włożyłam jej na głowę duży zielony kapelusz z piórami strusiemi. Zwróciłam panience uwagę, że w saloniku na kominku palił się ogień i nawet z parawanikiem przed kominkiem klamry przy bucikach będą migotały w odbłysku ogniła na podłodze i zdradza ją, nawet gdyby nikt mie dosłyszał szelestu sukni. Odpowiedziała, że w odpowiedniej chwili zrzuci pantofle. Przyznacie panowie, że nie w ten sposób
ubiera się na seans” zawołała kiwając głową — „lecz w ten sposób ubiera się, gdy się oczekuje swego kochanka”.
To powiedzenie zaskoczyło wszystkich. Ricardo oniemiał. Wethermpillowi wyrwał się okrzyk protestu. Komisarz zawołał z zachwytem: „To jest pomysł!”. Nawet Hanaud ruszył się na krześle, chociaż wyrazi twarzy jego nie zmienił się i nie spuszczał oczu z Heleny.
„Słuchajcie, panowie”, mówiła dalej — „powiem wam coś więcej: jak zwyczajnie w stołowym pokoju, po drugiej stronie hallu przygotowałam lemoniadę i ciastka. Przypuszczam możliwość, że podczas tego, gdy panna Celja się ubierała, pani i ta obca osoba przeszły do stołowego pokoju. Wiem, że panna Celja, gdy tylko była ubrana, zbiegła wprost do salonu. Przypuśćmy, że panna Celja oczekuje swojego kochanka, z którym chciała uciec. Przebiegła przez salon i otworzywszy szklane drzwi ucieka pozostawiając drzwi otwarte. Złodziej wspólnik Adeli zastaje drzwi otwarte i zamyka się w salonie aż do powrotu pani Dauvrey. Widzi pan, to przypuszczenie uniewinnia pannę Celję.
Helena przechyliła się naprzód z rumieńcem na twarzy. Nastąpiło chwilowe milczenie, które przerwał Hanaud.
„Wszystko to bardzo piękne, pani Heleno, lecz to nie tłumaczy koronkowego płaszcza, w którym dziewczyna odeszła. Musiała przecież powrócić do pokoju, by go wziąć ze sobą, gdy pani już poszła spać”.
Na twarzy Heleny Vauquier ukazało się rozczarowanie.
„To prawda, zapomniałam’ o płaszczu. Nie lubiłam panny Celji, ale w gruncie rzeczy nie jestem złą kobietą”.
„Poza tym lemoniada i ciastka zostały nietknięte w stołowym pokoju” przerwał jej komisarz.
I tym razem rozczarowanie brzmiało w słowach Heleny.
„Czy tak?” spytała. „Nie wiem, trzymano mnie tu w uwięzi”.
„Słuchajcie, słuchajcie!” zawołał komisarz ogromnie zadowolony. „To jest teoria, która wszystko tłumaczy. Trzeba tylko skombinować teorię Heleny z naszą, a zobaczymy, że przypuszczenie Heleny jest aż do pewnego punktu słuszne. Przyjmijmy, panie Hanaud, że dziewczyna ta oczekiwała swego kochanka, a kochanek ten był właśnie mordercą. Toby nam wszystko wyjaśniło. Nie ucieka do niego, lecz otwiera mu drzwi i wpuszcza go do domu”.
Hanaud i Ricardo ukradkiem spojrzeli na Wethcrmilla, jakie wrażenie na nim ta teoria zrobi. Wethcrmill stał oparty o ścianę, z twarzą bladą i wykrzywioną cierpieniem. Lecz jakaś zaciętość malowała się w jego twarzy. Zaciętość człowieka, który raczej w milczeniu zniesie zniewagę, niż da się przekonać o podłości kobiety, którą kocha.
„Tego powfledzieć nie mogę. Mówię tylko to, co wiem. Jestem kobietą i trudno byłoby dla młodej dziewczyny, która z utęsknieniem oczekuje swego kochanka, zachować się tak, by druga kobieta tego nic zauważyła. Ta kobieta może być niewykształcona i nieinteligentna, a jednak pozna zawsze. Nie trzeba słów by to spostrzedz. Bo niechże panowie tylko zwrócą uwagę”, ciągnęła dalej z uśmiechem. „Młoda dziewczyna drżąca cała z podniecenia, pragnąca pokazać najpełniej swoją piękność. Wyobraźcie sobie usta wyczekujące pocałunków… Czyż druga kobieta na tern nie poznałaby się? Panna Celja była zaróżowiona, oczy jej błyszczały, nigdy nie wyglądała tak przepięknie, na złotej głowie zielony kapelusz, faktycznie przeszła sama siebie tego wieczora. Potem westchnęła z zadowolenia, że tak ładnie wgląda, jedną ręką zebrała swój tren, do drugiej wzięła jedwabne rękawiczki i zbiegła ze schodów, postukując obcasami, błyszcząc klamrami. Na dole odwróciła się i jeszcze raz powiedziała: „Pamiętaj, Heleno, możesz się położyć”. I znowu nienawiść Heleny Vauquier wzięła górę:
– Dla niej piękne suknie, przyjemności, szczęście. Dla mnie — dla mnie — nic — mogłam się położyć spać”.
Hanaud znowu spojrzał na opis. który Helena mu podała i przeczytał go dokładnie. Potem postawił pytanie, którego znaczenia Ricardo nie zrozumiał:
„Proszę pani” powiedział, „Gdy dziś rano, przeglądała pani garderobę panny Celji. aby się przekonać, co z jej rzeczy brakuje, bo jak pani twierdziła, dobrze byłoby, gdyby pani dla dokładnego opisu ubrania panny Celji, przekonała się o tym w jej garderobie — czy nie zauważyła pani żadnego braku, prócz płaszcza koronkowego?
„Nie”.
„A gdy panna Celja zeszła na dół…?“
„Zgasiłam światło w jej pokoju v tak, jak powiedziała, poszłam spać. Potem tylko jeszcze pamiętam… ale nie — zbyt mnie to przeraża, gdy myślę o tern”.
„Helena zadrżała; ukryła twarz w rękach, ale Hanaud łagodnie ujął jej ręce i uspokajał ją, jak mógł „Odwagi, przecież jesteś już teraz bezpieczna, uspokój się, pani. Oparta się w fotelu z oczami zamkniętemi.
„Ach teraz jestem bezpieczna, lecz nigdy nie odważę się zasnąć znowu”. Oczy jej zaszły Izami. „Zbudziłam się z uczuciem duszności. Światło paliło się w pokoju. Obca kobieta mu- skularneini rękami trzymała mnie za ramiona, podczas gdy mężczyzna jakiś z czapką nasuniętą głęboko na oczy, z małym czarnym wąsikiem^ przyciskał do moich ust szmatkę, z której jakiś dziwnie obrzydliwy, słodki smak dostawiał silę do moich ust. Nile mogłam krzyczeć; dusiłam się. Kobieta powiedziała mi brutalnie, abym się cicho zachowywała. Nie mogłam jednak, musiałam się wyrywać. Potem z niesłychaną brutalnością podniosła mnie trochę, a mężczyzna przycisnął mocno tę szmatkę do moich ust. Mężczyzna trzymał mnie mocno wolną ręką, a ona zawiązała mi silnie ręce na plecach. Spójrzcie tylko panowie”, tu wyciągnęła swe ręce. Były strasznie opuchłe. Czerwone pręgi wskazywały, gdzie sznur głęboko wrył silę w ciało. „Potem rzucili mnie znów na łóżko i pierwsze, co sobie przypominam znowu, to był doktor, stojący nade mną i ta oto pielęgniarka, która mnie podtrzymywała”.
Upadła w głąb fotelu wyczerpana i ścierała chusteczką czoło; pot kroplisty spływał jej po twarzy.
„Dziękuję pani”,’— powiedział Hanaud poważnie. „Zmęczyliśmy panią porządnie, rozumiem to, lecz teraz już to zakończymy. Prosiłbym, żeby pani jeszcze raz przeczytała ten opis panny Celji. Może się pani jeszcze przekona, czy pani czegoś nie opuściła” i podał jej papier.
„Chcę go dać do gazet, więc zależy mi na tein, żeby był zupełny. Panno Heleno, proszę zobaczyć, czy pani niczego nie przeoczyła”.
Helena nachyliła się nad karteczką i powiedziała po chwili:
„Nie, nie przypuszczam, żebym cokolwiek zapomniała” i oddała mu karteczkę.
„Pytam się”, tłumaczył się Hanaud, „bo słyszałem, że panna Celję zwykle nosiła brylantowe kolczyki, a tutaj nie są one wymienione”.
Helena lekko się zarumieniła:
„To prawda, zapomniałam, czysta prawda”.
„Każdy mógłby zapomnieć o takiej drobnostce” powiedział Hanaud. „Lecz teraz pani sobie przypomni, czy panna Celja nosiła je zeszłego wieczora?” Pełen wyczekiwania przechylił się i czekał na odpowiedź. Wethermill również poruszył się.
Obaj widocznie wielką wagę przykładali do jej słów. Ona patrzała na Hanauda przez kilka chwil bez odpowiedzi.
„Nie ja mam dać pani na to odpowiedź11 powiedział spokojnie Hanaud.
„Wiem, panie”, powiedziała, rumieniąc się. „Namyślam się tylko„.
„Ozy nosiła je, gdy schodziła na dół wczoraj wieczór?“
„Zdaje się, że je nosiła” powiedziała niepewnym głosem Helena. „Tak, teraz sobie przypominam. Pamiętam dobrze, panna Celja zdjęła je przed kąpielą. Leżały na toaletce i włożyła je, podczas gdy ją czesałam”.
„A więc dodamy do tego opisu i kolczyki”, powiedział Hanaud ii wstał z krzesła z karteczką papieru w rękach. „A teraz nie będziemy już pani męczyć więcej panną Celią. Złożył papier, wsunął do swego portfelu. „Niech pani nam jeszcze powie kilka słów o pani Dauvrey. Czy miała ona dużo pieniędzy w domu?1’
„Nie, panie, bardzo mało, znano ją dobrze w Aix i przyjmowano jej czeki chętnie. Było przyjemnie służyć u pani; miała tak wielki kredyt”, powiedziała Helena Yauąuier, podnosząc głowę, jak gdyby i na nią padał odblask tego dobrobytu.
„Bezwątpienia”, przyznał Hanaud. „Dużo jest wielkich domów, których kredyt jest naciągnięty i nie jest to zbyt przyjemne dla służby”.
„Tak jest, musi się z tern ukrywać przed służbą sąsiadów. Poza tym”, dodała z grymasem wzgardy, „naciągnięty kredyt bankowy, to tak jak podarta halka pod jedwabną suknią. Nigdy czegoś podobnego nie było u pani Dauvrey“.
„Nie potrzebowała więc nigdy nosić przy sobie wielkich sum, rozumiem to“ powlledział Hanaud. „Lecz od czasu do czasu może wygrywała w kasynie?”.
Helena zaprzeczyła.
Namiętnie lubiła ona kasyno, lecz nigdy nie grała wysokie- mi stawkami, a często w ogóle nie grała. Jeżeli wygrała kilka ludwików, była tak zachwyconą i tak bała się przegrać je znowu, jak gdyby suma ta odgrywała u niej jakąś rolę. Najwyżej miała w domu dwadzieścia do trzydziestu ludwików”.
„Więc pani przypuszcza, że dokonano tego morderstwa dla jej sławnej biżuterii?”
„Tak, panie.”
„I gdzież trzymała ona tę biżuterię?”.
„W kasie, w; swoim sypialnym pokoju. Co nocy zdejmowała
całą biżuterię, którą miała na sobie i zamykała ją do kasy. Nawet, gdy była bardzo zmęczoną, tego nigdy nie zaniedbywała”.
„A cóż robiła z kluczem?”
„Tego nie wiem, pierścienie, naszyjniki i t. d. chowało podczas gdy ja ją rozbierałam i kładła klucz na toaletce albo na stoliku. Lecz rano klucz nigdy nie leżał już na tern samem miejscu. Chowała go w tajemnicy przede mną”.
„Przypuszczam, że panna Celja wiedziała, że w kasie jest schowana biżuteria?” zapytał Hanaud.
„O, tak, panie dość często była w pokoju, podczas gdy pani Dauvrey rozbierała się lub ubierała, musiała więc też widzieć, jak pani chowała lub wyjmowała z kasy biżuterię. Lecz i ja to wiedziałam”.
Hanaud uśmiechnął się dó niej uprzejmie.
„Dziękuję pani”, powiedział, „już po torturach. Lecz pan Fleuriót będzie jeszcze panią potrzebował”.
Helena Vauquier spojrzała na niego z przerażeniem
„Leczi w międzyczasie mogę opuścić tę willę” prosiła drżącym głosem.
„Naturalnie. Pani może natychmiast odejść do swoich przyjaciół”.
„Ach, panie, dziękuję” zawołała i straciła ponownie panowanie nad sobą. Łzy spływały jej z oczu, ukryła twarz w dłoniach i jęczała.
„To głupio- z mojej strony, lecz cóż mogę począć — przerywanym głosiem mówiła pośród szlocham „To wszystko było zbyt straszne”.
„Tak, tak , uspokajał ją Hanaud. „Pielęgniarka złoży potrzebne pani rzeczy do walizki. Pani oczywiście nie opuść* Aix. Poślę kogoś wiraż z panią do tych przyjaciół”.
Zerwała się przerażona.
„O, tylko nie policjanta. I o by mnie skompromitowało. Proszę bardzo!”
„Nie, będzie to człowiek w zwykłym ubraniu, który będzie uważał, aby panią po drodze nie nagabywali reporterzy”.
Hanaud zwrócił się do drzwi. Na podłodze leżał sznur. Podniósł go i zwrócił się do pielęgniarki.
„Czy tym sznurem ręce Heleny Vauquier były związanie?” „Tak”, odrzekła.
Hanaud podał go komisarzowi.
„Proszę to zatrzymać”.
Był to mocny, cienki sznur, tego samego rodzaju, jaki znaleziono na szyi pani Dauvrey. Hanaud otworzy! drzwi i zwróci! się raz jeszcze do pielęgniarki.
„Poślemy po powóz dla Heleny i pani ją odprowadzi do jej przyjaciół. Potem pani już nie będzie potrzebna. Proszę zapakować trochę rzeczy i znieść na dół. Helena potraf przecież zejść już sama, bez pomocy pani”. I z uprzejmym uśmiechem opuścił pokój.
Ricardo podczas tego przesłuchania namyślał się, z jakiego punktu widzenia Hanaud traktował Helenę. Był on współczujący, a jednak współczucie to mogło być udane. Pytania jego nie rzucały żadnego światła na to, z jakiej strony zapatruje się na Helenę. Ale teraz wyjaśniło się wszystko. Pozwalając pielęgniarce oddalić się, dał wszystkim do zrozumienia, że ta nie potrzebuje grać więcej roli dozorcy. Powiedział, że pielęgniarka ma znieść rzeczy, a Helena ma zejść sama. Widocznie w oczach Hanaud potrafiła się całkiem oczyścić z podejrzenia.